Reklama

Dziś Sąd Apelacyjny we Wrocławiu utrzymał wyrok Sądu Okręgowego w Legnicy i to był punkt pierwszy, natomiast w punkcie drugim sąd postanowił obciążyć kosztami procesu oskarżonego Piotra W. i dla równowagi przyznać kwotę 600 PLN adwokatowi z urzędu za reprezentację prawną. Adwokatowi nie żałuję, niech chłop ma, zrobił co w jego mocy i podpowiedział parę rozwiązań poza protokołem, na koszta własne również nie narzekam, ponieważ warto było obejrzeć ten cyrk za stosunkowo wysoką cenę, ale trzeba pamiętać, że przedstawienie dość unikalne. Każdy kto chciałby się zmagać z apelacjami musi na stracie wiedzieć dwie rzeczy, po pierwsze strony przyjeżdżają po gotowe, wyrok już dawno zapadł i czeka, po drugie kto przegrywa ten płaci i tak jest niemal zawsze. Pierwsza rzecz nie była dla mnie nowością, druga mnie nieco zaskoczyła, niemniej i ze świadomością wyłożenia kasy, nie wyłączając kosztów zatrudnienia adwokata z urzędu, bo takowe również się nalicza o ile klient za bardzo w czasie apelacji będzie się prężył z dochodami, postąpiłbym identycznie. Występ cyrkowy średnio trawa jakieś 10 do 20 minut, tak była ułożona wokanda, bez względu na paragrafy. Przede mną siedział klient w obrączkach, eskortowany przez dwóch funkcjonariuszy, który miał cztery wyroki i wszystkie czekały na odwieszenie. Dostał 10 minut na apelację i ponoć tak ma być przy wyrokach łącznych. Niby dygresja, ale zawsze warto się przyjrzeć ewentualnościom, kto wie jakie jeszcze liberalizacje nas czekają.

Gdy zobaczyłem skład sędziowski wiedziałem, że nie warto gęby otwierać, sprawa rozstrzygnięta mocą przekonań wyniesionych z przełomu lat 70/80. Wygląd mentalność, znudzenie i pewność siebie, peerelowski sznyt jak w mordę strzelił. Wyjątek stanowił przewodniczący, który chyba był najmłodszy i bardziej przypominał prężnego biznesmena, i trzeba uczciwie oddać, że starał się, grał dyplomatę, wprawdzie z bolesnym grymasem na twarzy, jednak formalnie bez zarzutów. Z samej rozprawy w zasadzie niewiele da się zrelacjonować, zwyczajne sądowe czary mary. Adwokat powiedział dokładnie tyle ile mówiłem dotąd sam i szło mu całkiem nieźle, jak na mowę z głowy. Pani prokurator powtórzyła wszystkie frazeologie „nie ulega wątpliwości – winny”, a ja potrąciłem swoją ulubioną symetrię i tutaj jest jedyna rzecz godna podkreślenia. W trakcie wywodu przerwał mi ten po lewicy, ale żeby nie było podtekstów, ten po prawicy w żadnym razie nie siedział po właściwej stronie. Przerwał mi lewy i mówi: „No ale jaka symetria, towarzy…, proszę oskarżonego? Gdyby oskarżony użył chama, byłaby symetria, ale oskarżony nie użył”. Próbowałem sprostować, że symetria jest rozwojowa i dziś cham nie jest modny, tylko rekordy popularności bije inne słowo, znacznie mocniejsze od „cwela”, którym można potraktować papieża. Lewy utrzymał stanowisko, że tylko cham jest symetrią, natomiast oczekiwanie symetrii w traktowaniu oskarżonych na równi, bez wzglądu na nazwisko nie ma sensu, no chyba, że symetria opiera się na chamie.

Reklama

Proszę wybaczyć styl, na usprawiedliwienia mam tylko tyle, że to nie mój styl. Nie radziłbym też komukolwiek porywać się na dozwoloną zdaniem sadu apelacyjnego symetrię. Gdyby komuś przyszło do głowy użyć sformułowania „uważam prezydenta Komorowskiego za chama”, a potem sprzedawać hurtem tanie wina, może się przykro zdziwić, na co naprowadził przewodniczący składu. Najważniejszy z trójcy odczytał list protestacyjny od jednej obywatelki, która cytowała „durnia za prezydenta” i odchrząkając dodał poza protokołem, że „taki to właśnie język protestu, prawda”. Symetria jest, „symetria nie ulega wątpliwości”, ale lepiej znać swoje miejsce i nazwisko w dowodzie i nie cudować, tam gdzie RP III ustala proporcje. Początkowo doznałem pewnego przytłumienia, taki efekt zawsze towarzyszy oskarżonemu, gdy słyszy „sąd uznaje winnym”, tudzież „podtrzymuje postanowienie sądu”, jednak później szybko sobie poukładałem dalszy plan działań i dotychczasowe sukcesy. Dopiero dziś sobie uświadomiłem, że przecież tekst jest prawomocnym artykułem do pełnej dystrybucji. Sąd uznając winę autora nie zabronił publikacji, nie zażądał usunięcia tekstu, czego również nie domagała się prokuratura, ani rzekomy pokrzywdzony.

Zatem można legalnie czytać i rozpowszechniać bez najmniejszych obaw. Z kolei wyrok sądu apelacyjnego otwiera drogę do Strasburga, co od początku było i nadal jest moim celem. Pozostaje wypełnić ostatnie warunki, czyli przejść przez procedurę bardzo nietypowej kasacji, ponieważ ta nie przysługuje oskarżonemu jeśli nie został skazany. Kasacja tego rodzaju leży w gestii RPO lub Seremeta. Obywatel musi do nich napisać podanie i uzyskać odpowiedź, czy skierują, czy nie skierują kasacji do Sądu Najwyższego. Ich decyzja jest mało ważna dla wypełnienia procedury strasburskiej, istotne, żeby uzyskać podkładka potwierdzającą wyczerpanie procedury w RPIII. Prócz wymienionych osobliwości bawi mnie jeszcze jeden element. Otóż nikt mnie nie spytał, jakie tak naprawdę jest moje zdanie na temat prezydenta Bronisława Komorowskiego i czy sam prezydent poczuł się urażony? Dla zainteresowanych składam oświadczenie, że moje zdanie na temat prezydenta Bronisława Komorowskiego jest takie, że prezydent na miano „cwela” sobie nie zasłużył. Czy prezydent Bronisław Komorowski poczuł się urażony i odnalazł siebie w moim tekście, co przypisały prezydentowi sądy i prokuratura? Tego nie wiem, ale będę prezydenta musiał spytać, bo to jest jedna z istotnych z okoliczności, która powinna pojawić się w Strasburgu.

Reklama

10 KOMENTARZE

  1. Sprawa ma spore szanse w Strasburgu
    Sprawa ma spore szanse w Strasburgu pod warunkiem wszakże, że zostaną obszernie udokumentowane przykłady brutalizacji życia politycznego w Polsce (Niesiołowski, Wałęsa, Palikot etc.) oraz brak symetrycznej reakcji państwa w innych tego typu sprawach (na przykład w stosunku do śp. Lecha Kaczyńskiego). 

    Innymi słowy, moim zdaniem trzeba bardzo uwypuklić w skardze fakt, że wolność słowa jest w Polsce koncesjonowana i że istnieje pod tym względem rażąca nierówność wobec prawa, a przykładem jest sprawa Piotra W. (fajnie brzmi!). Skoro znane osoby nie były karane, ba! prokuratura nawet nie odważyła się wszcząć przeciwko nim postępowania, to obywatel Piotr W. poszedł śmiało w ich ślady. A tu siurpryza! Okazało się, że były i są na to paragrafy, ale nie obowiązują wszystkich. Jeśli wszystko się powiedzie, to koszty sądowe zwrócą się z niemałym naddatkiem.

    Nb. o ile dobrze wiem, to skoro Sąd Apelacyjny dzisiaj postanowił przysolić skazanemu koszty sądowe, to na takie postanowienie przysługuje skazanemu zażalenie, które może złożyć w terminie 7 dni do tego samego sądu. Warto skorzystać z tej drogi, bo wtedy zażalenie rozpoznaje inny skład i najczęściej uwzględnia (przynajmniej częściowo) dobrze udokumentowane argumenty, że skazanego nie stać na poniesienie tak dużego obciążenia finansowego. 

    Aha. Bardzo ważna uwaga!!! Moim zdaniem trzeba wystąpić do Sądu Apelacyjnego we Wrocławiu w ciągu 7 dni o wyrok z uzasadnieniem, bo na złożenie skargi do Strasburga jest 180 dni od daty doręczenia prawomocnego orzeczenia, a właśnie to jest prawomocne. Wniosek do Seremeta bądź Lipowicz nie przerywa biegu tych 180 dni!

    Moim zdaniem, aby nie zaniedbać procedur, trzeba w ciągu 180 dni sporządzić i wysłać rzeczoną skargę do Strasburga – niezależnie od wniosku do prokuratora generalnego lub rzecznika praw obywatelskich o sporządzenie i wniesienie kasacji do Sądu Najwyższego.

    Ludzie Seremeta i Lipowicz mają w głębokim poważaniu krzywdy obywateli i zdarza się, że przez wiele miesięcy korespondują z obywatelem, żeby zachęcić go do… zrezygnowania z wniosku o kasację. Nie tak dawno czytałem wymianę właśnie takiej korespodencji z jakimś debilem z biura RPO, który zasugerował niedwuznacznie, żeby osoba skazana sama sporządziła szkielet kasacji, to oni się zastanowią, czy da się coś z nią zrobić. Tym śmierdzącym leniom nie chce się nawet przeczytać akt sprawy. No chyba, że idzie o jakichś znajomków bądź dostaną za to kasę "poza pensją", bo taka jest "fajna Polska" właśnie!

    Pozdrawiam 

    • Oczywiście, że wolność słowa
      Oczywiście, że wolność słowa jest koncesjonowana. Polacy we własnym kraju są obywatelami drugiej kategorii. Pierwsza kategoria to potomkowie Chazarów i ich koledzy partyjni. Książka naszej Matki Kurki oraz kilka nowych informacji wygrzebanych z internetu uświadomiły mi to ostatecznie.

  2. Sprawa ma spore szanse w Strasburgu
    Sprawa ma spore szanse w Strasburgu pod warunkiem wszakże, że zostaną obszernie udokumentowane przykłady brutalizacji życia politycznego w Polsce (Niesiołowski, Wałęsa, Palikot etc.) oraz brak symetrycznej reakcji państwa w innych tego typu sprawach (na przykład w stosunku do śp. Lecha Kaczyńskiego). 

    Innymi słowy, moim zdaniem trzeba bardzo uwypuklić w skardze fakt, że wolność słowa jest w Polsce koncesjonowana i że istnieje pod tym względem rażąca nierówność wobec prawa, a przykładem jest sprawa Piotra W. (fajnie brzmi!). Skoro znane osoby nie były karane, ba! prokuratura nawet nie odważyła się wszcząć przeciwko nim postępowania, to obywatel Piotr W. poszedł śmiało w ich ślady. A tu siurpryza! Okazało się, że były i są na to paragrafy, ale nie obowiązują wszystkich. Jeśli wszystko się powiedzie, to koszty sądowe zwrócą się z niemałym naddatkiem.

    Nb. o ile dobrze wiem, to skoro Sąd Apelacyjny dzisiaj postanowił przysolić skazanemu koszty sądowe, to na takie postanowienie przysługuje skazanemu zażalenie, które może złożyć w terminie 7 dni do tego samego sądu. Warto skorzystać z tej drogi, bo wtedy zażalenie rozpoznaje inny skład i najczęściej uwzględnia (przynajmniej częściowo) dobrze udokumentowane argumenty, że skazanego nie stać na poniesienie tak dużego obciążenia finansowego. 

    Aha. Bardzo ważna uwaga!!! Moim zdaniem trzeba wystąpić do Sądu Apelacyjnego we Wrocławiu w ciągu 7 dni o wyrok z uzasadnieniem, bo na złożenie skargi do Strasburga jest 180 dni od daty doręczenia prawomocnego orzeczenia, a właśnie to jest prawomocne. Wniosek do Seremeta bądź Lipowicz nie przerywa biegu tych 180 dni!

    Moim zdaniem, aby nie zaniedbać procedur, trzeba w ciągu 180 dni sporządzić i wysłać rzeczoną skargę do Strasburga – niezależnie od wniosku do prokuratora generalnego lub rzecznika praw obywatelskich o sporządzenie i wniesienie kasacji do Sądu Najwyższego.

    Ludzie Seremeta i Lipowicz mają w głębokim poważaniu krzywdy obywateli i zdarza się, że przez wiele miesięcy korespondują z obywatelem, żeby zachęcić go do… zrezygnowania z wniosku o kasację. Nie tak dawno czytałem wymianę właśnie takiej korespodencji z jakimś debilem z biura RPO, który zasugerował niedwuznacznie, żeby osoba skazana sama sporządziła szkielet kasacji, to oni się zastanowią, czy da się coś z nią zrobić. Tym śmierdzącym leniom nie chce się nawet przeczytać akt sprawy. No chyba, że idzie o jakichś znajomków bądź dostaną za to kasę "poza pensją", bo taka jest "fajna Polska" właśnie!

    Pozdrawiam 

    • Oczywiście, że wolność słowa
      Oczywiście, że wolność słowa jest koncesjonowana. Polacy we własnym kraju są obywatelami drugiej kategorii. Pierwsza kategoria to potomkowie Chazarów i ich koledzy partyjni. Książka naszej Matki Kurki oraz kilka nowych informacji wygrzebanych z internetu uświadomiły mi to ostatecznie.