Reklama

PEWNEGO DNIA OBUDZILIŚCIE SIĘ W WASZYM PIĘKNYM, NIEMUZUŁMAŃSKIM KRAJU, I STWIERDZILIŚCIE, ŻE, NIE WIEDZIEĆ KIEDY, POJAWILI SIĘ W NIM DOBRZY MUZUŁMANIE. Skąd wiecie, że są dobrzy? Bo tak o sobie mówią, a wy nie macie podstaw, by im nie wierzyć. Więc nie macie nic przeciwko temu, że przyjeżdżają, tym bardziej, że nic nie wskazuje na to, że są źli- kłaniają wam się na ulicy, mają swoje skromnie ubrane żony, stadko grzecznych dzieci, otwierają małe budki z pysznym kebabem- i ciągle mówią o tym, że są dobrymi muzułmanami…

Po kilku latach, gdy już wszyscy w okolicy oswoją się z obecnością dobrych muzułmanów, ci zaczynają napomykać, że przydałby się im mały, maleńki meczet, w którym mogliby sie modlić do dobrego Boga dobrych muzułmanów, i czy ich niemuzułmańscy sąsiedzi mieliby coś przeciwko temu, żeby taki mały, maleńki meczet powstał w waszej okolicy. Ponieważ wszyscy wokół zdążyli już przywyknać do tego, że dobrzy muzułmanie są dobrymi muzułmanami i sąsiadami, którzy kłaniają się na ulicy, mają skromnie ubrane żony, stadko grzecznych dzieci i prowadzą małe budki z pysznym kebabem, a was wychowano w przekonaniu, że tolerancja jest dobra- więc, przepełnieni dumą ze swojej tolerancji, zgadzacie się. Tym łatwiej, że to przecież są dobrzy muzułmanie…

Reklama

Po następnych kilku latach, gdy już wszyscy w okolicy oswoją się z obecnością dobrych muzułmanów i ich małego, maleńkiego meczetu, ci zaczynają napomykać, że w ich ojczystych krajach pozostały ich rodziny, sami dobrzy muzułmanie, którym dzieje się tam wielka krzywda, cierpią z powodu wojen i biedy nimi spowodowanej, i czy w związku z tym oni, dobrzy muzułmanie, nie mogliby sprowadzić do siebie swoich rodzin, samych dobrych muzułmanów, by tu, wśród wspaniałych, niemuzułmańskich sąsiadów, mogły znaleźć schronienie przed złem panoszącym się w ich krajach, i poznać tych wspaniałych, niemuzułmańskich mieszkańców, z ich cudowną, tolerancyjną, kulturą. A ponieważ wszyscy wokół zdążyli już przywyknąć do tego, że dobrzy muzułmanie są dobrymi muzułmanami i sasiadami, którzy kłaniają się na ulicy, mają skromnie ubrane żony, stadko grzecznych dzieci (chociaż jakby większe niż kilka lat wcześniej), i prowadzą małe budki z pysznym kebabem, a was wychowano w przekonaniu, że trzeba pomagać innym- więc, przepełnieni dumą ze swojej szlachetności, zgadzacie się. Tym łatwiej, że to przecież są dobrzy muzułmanie…

Po następnych kilku latach, gdy już wszyscy w okolicy oswoją się z obecnością dobrych muzułmanów, ich nadspodziewanie licznych rodzin (ale nadal samych dobrych muzułmanów), i ich małego, maleńkiego meczetu, ci zaczynają napomykać, że robi im się cokolwiek ciasno ("no wiecie, rodziny- ale sami dobrzy muzułmanie"), i czy w związku z tym któryś z ich dobrych, niemuzułmańskich, sąsiadów, miałby coś przeciwko temu, żeby przekazać im w użytkowanie ten dom z zasobów komunalnych, w którym mieszkała ta urocza starsza pani, zanim umarła (niech Allach ma ją w swojej opiece"). I ten po tym miłym staruszku z końca ulicy też, jeśli można prosić. A ponieważ wszyscy wokół zdążyli już przywyknąć do tego, że dobrzy muzułmanie są dobrymi muzułmanami i sąsiadami, którzy kłaniają się na ulicy, mają skromnie ubrane żony (chociaż od jakiegoś czasu pojawiają się plotki, że niektórzy być może więcej niż jedną- ale to tylko plotki, czyż nie?), stadko grzecznych dzieci (już naprawdę imponujące), i prowadzą już kilka budek z pysznym kebabem (naprawdę obrotni ludzie), a wy wiecie z własnego doświadczenia, ile trzeba rano spędzić czasu w kolejce do łazienki, mając tylko jedną żonę i jedno dziecko- więc, kierowani zrozumieniem i dumni ze swego współczucia, zgadzacie się. Tym łatwiej, że to przecież są dobrzy muzułmanie…

Po następnych kilku latach, gdy już wszyscy w okolicy oswoją się z obecnością dobrych muzułmanów, ich nadspodziewanie licznych (coraz liczniejszych) rodzin, i ich małego, maleńkiego meczetu (na minarecie którego ktoś ostatnio zamontował potężne głośniki, dzięki czemu pięć razy dziennie macie niczym nie skrępowany kontakt ze wspaniałą muzułmańską kulturą dobrych muzułmanów), ci zaczynają napomykać, że w miejscowej szkole przydałoby się zatrudnić dobrego, muzułmańskiego, nauczyciela (no wiecie, tyle dzieci dobrych muzułmanów już się tam uczy…), który mógłby uczyć dzieci dobrej muzułmańskiej kultury, na czym wszyscy tylko skorzystają. A ponieważ wszyscy wokół zdążyli już przywyknąć do tego, że dobrzy muzułmanie są dobrymi muzułmanami i sąsiadami, którzy kłaniają się na ulicy, mają skromnie ubrane żony (liczba mnoga już raczej pewna- ale "wolnoć Tomku w swoim domku", i nic nam do tego, prawda? I nikomu pod kołdrę nie zaglądamy…), stadko grzecznych nastolatków, i prowadzą już całą sieć budek z pysznym kebabem, a wam powiedziano, że różnorodność kulturowa jest dobra- więc, dumni ze swojej otwartości na obce kultury, zgadzacie się. Tym łatwiej, że to przecież są dobrzy muzułmanie…

Po następnych kilku latach, gdy już wszyscy w okolicy oswoją się z obecnością dobrych muzułmanów, ich coraz liczniejszych rodzin (i ICH równie licznych rodzin- wszak każdy ma jakąś rodzinę, którą trzeba ratować przed złem panoszącym się w ich krajach), i ich małego, maleńkiego meczetu, którego potężne głośniki już w zasadzie nie milkną, ci zaczynają napomykać…Nie, nie napomykać- zaczynają się upominać o prawo do budowy większego meczetu (bo ten mały jest już zbyt mały, a oni mają prawo do godnego kultywowania swojej wiary, zgodnie z zasadami ich niemuzułmańskich sąsiadów), ograniczenia ilości niemuzułmańskich syboli religijnych w miejscach publicznych, bo rażą one ich uczucia religijne (a to nieładnie tak urażać mniejszość), i żeby im dopłacić do czynszu, bo co prawda domy, w których mieszkają, są socjalne, ale dzieci potrzebują butów i kurtek na zimę, a nawet cała sieć budek z pysznym kebabem już nie wystarcza, żeby ubrać je wszystkie, tyle ich jest (dzieci, nie budek, Allachowi niech będą dzięki)- no i nie samym kebabem dobry muzułmanin żyje… A ponieważ wszyscy wokół zdążyli już przywyknąć do tego, że dobrzy muzułmanie są dobrymi muzułmanami i sąsiadami, którzy kłaniają się na ulicy, mają skromnie ubrane żony (ile by ich nie było), stadko grzecznych wnuków i restauracje z pysznym, bliskowschodnim jedzeniem, i mając na uwadze to, że dobrzy muzułmanie są już sporą mniejszością w waszej okolicy, a was nauczono szacunku do mniejszości- więc, dumni ze swego szacunku do mniejszości właśnie, zgadzacie się. Wszak nic złego się nie stanie, jeśli na miejscu małego, maleńkiego meczetu stanie duży meczet, to tylko kwestia rozmiaru, a na Boże Narodzenie zaczniemy mówić "święta zimowe", prawda? Przecież i tak będziemy wiedzieli, o co chodzi, więc w czym problem? Tym bardziej, że to przecież są dobrzy muzułmanie…

Po następnych kilku latach, gdy, jak się niespodziewanie okazało, nie wszyscy w okolicy oswoili się z obecnością dobrych muzułmanów, ich bardzo licznymi, szeroko rozgałęzionymi rodzinami, i ich wielkim meczetem z potężnymi, nie milknącymi ani na chwilę głośnikami, o czym świadczy coraz większa liczba domów opuszczanych przez niemuzułmańskich sąsiadów, domów natychmiast zajmowanych przez coraz liczniejsze rodziny dobrych muzułmanów (ach, jak te dzieci szybko rosną… I ich dzieci też…), ci zaczynają mówić, że podawanie w stołówce szkoły, w której większość stanowią już dzieci dobrych muzułmanów, wieprzowiny, jest niedopuszczalnym aktem nietolerancji religijnej, i że czas coś z tym zrobić- na przykład zastąpić ją pysznymi kebabami, dla wszystkich bez wyjątku, bo przecież nie ma nic złego w dobrym jedzeniu halal. Przecież kilkaset milionów dobrych muzułmanów nie może się mylić- i usuńcie te wszystkie pogańskie krzyże, tak przy okazji, w imię tolerancji, oczywiście, w myśl zasady, że im mniej będzie waszych krzyży, tym nasza tolerancja wobec was będzie większa. A ponieważ wszyscy wokół zdążyli już przywyknąć (no, może nie wszyscy…wiecie, te opuszczane domy…) do tego, że dobrzy muzułmanie są dobrymi muzułmanami i sąsiadami, którzy kłaniają się na ulicy (ostatnio tylko sobie nawzajem, ale dobre i to…), mają skromnie ubrane żony (bo pod tymi namiotami, które nie wiedzieć kiedy zaczęły nosić, są nadal ich żony, tak?), przez tabuny ich dzieci i wnuków trudno się przecisnąć, i oprócz restauracji z pysznym, bliskowschodnim jedzeniem mają też roztawione na całej długości ulicy stoiska ze wszystkim, co tylko Arabia jest w stanie wymyśleć, łącznie z bardzo długimi i bardzo ostrymi, pięknie zdobionymi tradycyjnymi sztyletami, a was jeszcze w dzieciństwie nauczono bać się bardzo długich i bardzo ostrych noży, nawet jeśli nie są tradycyjne i pięknie zdobione- więc, dumni ze swojej ostrożności, i trochę już, nie ukrywajmy, przestraszeni (do czego jednak za nic w świecie nie przyznacie się publicznie), zgadzacie się. W końcu faktycznie, jedzenie halal nie jest takie złe, a krzyże…No cóż, żyj i daj żyć innym, czyż nie? Tym bardziej, że to przecież są dobrzy muzułmanie… Bo są, prawda?

Po następnych kilku latach, gdy szybko, i zachowując wzmożoną czujność, będziecie przejeżdżać przez to, co jeszcze w czasach waszej młodości było waszą okolicą, ale teraz jest już okolicą tylko samych dobrych muzułmanów, ich niepoliczalnych, chyba że dla opieki społecznej, rodzin, ogłuszeni płynącym z głośników licznych meczetów krzykiem muezinów, być może zaczniecie się zastanawiać, jak to się stało, że wasza okolica już nie jest wasza. Jak doszło do tego, że na ulicach, na których graliście kiedyś w piłkę, teraz stoją stoliki, przy których dobrzy, siwobrodzi muzułmanie palą sziszę, ich żony i córki, szczelnie zakryte od stóp do głów, pchają przed sobą wózki dziecięce, a ich nadzwyczaj liczni synowie, wnuki i prawnuki handlują pysznymi kebabami i bliskowschodnimi towarami, w tym długimi, ostrymi i pięknie zdobionymi, tradycyjnymi sztyletami… Jak to się stało, że w swojej nowej okolicy, do której na starość się przenieśliście, a w której dobrych muzułmanów nie ma jeszcze wystarczająco dużo, by z etapu napomykania przejść do etapu domagania się (ale coś wam mówi, że to długo nie potrwa, bo potężne głośniki zawieszone na ich małym, maleńkim meczecie nie milkną już nawet na chwilę), zastanawiacie się, czy wychodzenie po zmroku jest naprawdę konieczne (bo przecież zakupy można zrobić na cały tydzień, picie alkoholu w miejscu publicznym może obrazić dobrych muzułmanów, a w kinach nie ma niczego, czego w końcu nie pokaże telewizja). I jak to możliwe, że ten nowy burmistrz (bardzo dobry muzułmanin) po każdym incydencie terrorystycznym, zamiast zrobić porządek, mówi wam, że musicie się przyzwyczaić, bo lepiej już było… I, być może, kiedy będziecie przejeżdżać obok domu, w którym razem ze swą jedną, jedyną żoną wychowaliście swą jedną, jedyną córkę, a który musieliście opuścić, kiedy ta wasza jedna, jedyna córka któregoś dnia kategorycznie odmówiła pójścia do szkoły w obawie przed nadmiernym zainteresowaniem ze strony dobrych wnuków dobrych muzułmanów, zakręci się wam łza w oku- tym łatwiej, gdy zobaczycie, że na schodach prowadzących do tego domu siedzi kilkunastu dobrych muzułmanów zajadających pyszny kebab odkrajany długimi i ostrymi, chociaż może nie tak pięknie zdobionymi nożami. Ale wtedy otrzyjcie czym prędzej te łzy, żebyście przypadkowo nie potrącili któregoś z dobrych muzułmanów, bo wtedy będziecie mieli już do wyboru tylko dwa wyjścia- albo z bliska zapoznać się z długimi i ostrymi nożami dobrych muzułmanów, albo bardzo szybko, i bardzo głośno, trzy razy wypowiedzieć szahadę, dzięki czemu sami staniecie się dobrymi muzułmanami. Jeśli wybierzecie to pierwsze- no cóż, miło było was poznać, ale kredek, póki co, nie brakuje, ale jeśli wybierzecie to drugie…

JEŚLI WYBIERZECIE TO DRUGIE, TO PEWNEGO PIEKNEGO DNIA OBUDZICIE SIĘ W SWOIM PIĘKNYM, DZIŚ JUŻ MUZUŁMAŃSKIM, KRAJU, I STWIERDZICIE, ŻE, NIE WIEDZIEĆ KIEDY, ZNIKNĘLI Z NIEGO CI WSZYSCY NIEMUZUŁMANIE, WŚRÓD KTÓRYCH DORASTALIŚCIE. I że nigdy nie będzie już nawet "świąt zimowych", które wspominacie z takim rozżewnieniem- ale tylko wtedy, gdy nie słyszą tego żadni inni dobrzy muzułmanie…

Reklama