Reklama

Możemy przyjąć, że znajdzie się taka osoba, która nie miała z polską polityką do czynienie przez lat 3.

Możemy przyjąć, że znajdzie się taka osoba, która nie miała z polską polityką do czynienie przez lat 3. Nie było jej w kraju, spędzała czas mile na wyspach Mikronezji, gdzie nie dochodzi prasa, nie ma internetu, samolot przylatuje raz na tydzień. I nagle wróciła do Polski. Wróciła i co widzi? No, oczywiście poza kryzysem i brudnym Dworcem Centralnym, który podobnie jak TVP, należałoby zburzyć. A widzi koncyliacyjne nastawionego Lecha Kaczyńskiego i czyta o europejskiej, umiarkowanej i konserwatywnej partii, Prawo i Sprawiedliwość.

Do tej pory “Gazeta Wyborcza” i TVN oskarżane były o próby kreowania wizji politycznych i wpływania na polską scenę. To one miały promować określone środowiska i naciskać na partie i polityków, aby dokonywali on określonych wyborów. Okazuje się, że nie tylko “GW” ma takie ambicje. Również inne publikatory usiłują pełnić role politycznych promotorów.

Reklama

“Rzeczpospolita” zamieściła wywiad z Lechem Kaczyńskim, który w ramach face liftingu nie dość, że oświadcza, że nie jest politykiem pisowskim, to dodatkowo namawia do tego, aby Platforma Obywatelska zawiązała z PiS pakt polityczny, oczywiście dla dobra Polski (sic!). Nic oczywiście za darmo, PO może według pana prezydenta, już ponoć wszystkich Polaków, partnerem godnym współpracy, kiedy pozbędzie się zgniłych jabłek, pod postacią Stefana Niesiołowskiego i Janusza Palikota. Z drugiej strony – nie widzi, kto mógłby przeszkadzać ze strony PiS. Dodatkowo, jak na męża stanu przystało (nie szkodzi, że uważa tak tylko 22% respondentów badania GfK Polonia…), pan Lech Kaczyński chce rekonstruować rząd – nie swój rząd, nawet nie swojego brata, Jarosława (mąż stanu dla 15% badanych…).

A dodatkowo jeszcze stacje telewizyjne epatują nas ostatnio obliczem nowego, odświeżonego Jarosława Kaczyńskiego.

Ponieważ nie dane mi było być na wyspach Oceanii i do tego mam lepszą pamięć, niż rybka akwariowa, to wiem, że wszystkie te działania to tylko gra, PR i polityczna hucpa, która my na celu tylko jedno. Nie, nie dobro kraju, obywateli, czy nawet walkę z kryzysem – celem jest powrót do władzy PiS, poprzedzony reelekcją Lecha Kaczyńskiego.

Ma się to zrealizować poprzez wskrzeszenie politycznego trupa, czyli tak zwanego POPiS-u. Tego samego pomysłu, który jak Donald Tusk POWINIEN pamiętać, w roku 2005 przyniósł mu dwie porażki – i w wyborach parlamentarnych i prezydenckich. To, co miało być bonusem wyborczym, okazało się obciążeniem, a Polsce przyniosło buraczano – pszenną koalicję PiS – LPR – Samoobrona. I smród, którego woń pamiętamy do dziś.

Zmiana wizerunku PiS i jej szefa, zaangażowanie do tej rozgrywki Lecha Kaczyńskiego, to nic innego jak próba przeciągnięcia na stronę tej formacji części wyborców centrowych i nawet lewicowych. Po nieudanych do tej pory próbach przekonania do siebie młodzieży i inteligencji, przy pomocy pustych haseł, Jarosław Kaczyński uległ namowom speców od kreowania rzeczywistości politycznej (ale wzięli się za to prawdziwi fachowcy, a nie felczerzy Bielan i Kamiński) i postanowił zmienić wizerunek. Już nie zajmuje się tropieniem układu i spisków szarej sieci, teraz głównym punktem zainteresowani stała się gospodarka i kryzys. Już nie widzimy w osobie Jarosława Kaczyńskiego zaciętego bojowca, lecz umiarkowanego i zatroskanego o państwo polityka. Nie szkodzi, że program, czy hasła, które proponuje, są rodem z lat 30 XX wieku, a projekty są czysto wirtualne – liczy się efekt. Efekt wizualny i medialny, który mają wspomagać kobiety PiS, poubierane w garsonki z czasów gierkowskich. Tak właśnie wygląda robienie polityki made in PiS – czyli wieczna gra, kiedyś lustracją i układem – teraz kryzysem.

Zamiary są jeszcze bardziej dalekosiężne; Jarosław Kaczyński pragnie wciągnąć Platformę Obywatelską w grę pod nazwą “zmiana złej Konstytucji”. Jeżeli sobie przypomnimy projekty i pomysły co do zmian w polskiej ustawie zasadniczej, to chodzi w tym wszystkim o to, aby tak przemodelować polski układ polityczny, aby doprowadzić do układu dwubiegunowego – PO i PiS. Pakt polityczny, który został zaproponowany przez Lecha Kaczyńskiego, to nic innego, jak próba zmuszenia PO do układu politycznego, który by doprowadził do znacznych zmian w zakresie kompetencji urzędu prezydenckiego.

Nie wiem, czy Platforma Obywatelska zdecyduje się na rozpatrzenie propozycji takiego paktu. Wszystko zależy od tego, jak czuje się silna i czy odważy się samodzielnie stawić czoło problemom ekonomicznym, kryzysowi, czy będzie wolała podzielić się odpowiedzialnością z PiS. Donald Tusk musi jednak pamiętać, że głównym obszarem, na którym powinna się toczyć debata polityczna, jest Sejm RP. I powinien również pamiętać, że PO i PSL mają stabilną koalicję i znaczącą przewagę głosów. I powinien pamiętać, że jego wyborcy trwają twardo przy nim dlatego, że PO nie jest PiS-em…

Pozostaje jednak otwarty problem, który jest widoczny co raz wyraźniej;

Polega on na tym, że w polskiej polityce wyczerpuje się formuła, w której dominująca rolę odgrywały partie, które są beneficjentami układu zawartego przy Okrągłym Stole.

Powoli nadchodzi czas, kiedy konieczne będzie głębokie zreformowanie polskiej sceny politycznej. Myślę, że jest to kwestia najbliższej dekady.

Azrael

Reklama

28 KOMENTARZE