Reklama

Tak po „dziennikarsku” zacząłem, sensacja goni sensację, ale jest wiele faktów, które po prostu na taki scenariusz wskazują. W PO ścierają się frakcje polityczne i te są powszechnie znane, zresztą sami politycy o nich otwartym tekstem mówią. Ostatnio Budka miał pretensje do Schetyny, że „skrzywdził Małgosię”, czyli Kidawę-Błońską. Zgrzytów i wojen w PO jest znacznie więcej, mówi się na przykład, że w roli szefów sztabu nowego kandydata Szłapkę i Arłukowicza ma zastąpić Nitras i ktoś tam jeszcze. Mnie ta „jakościowa” zamiana śmieszy, ale w szeregach największej partii opozycyjnej panują raczej ponure nastroje, które się przekładają na kompletnie niezrozumiałe decyzje.

Z chwilą, gdy PiS pozwolił PO wymienić kandydata, o co toczył się śmiertelny bój, logika i rozum podpowiadały, że Trzaskowskiemu trzeba dać jak najwięcej czasu na kampanię i zebranie podpisów. Oczywiście istnieje taka teoria, że im później odbędą się wybory, tym szanse Andrzeja Dudy są mniejsze, a kandydatów opozycyjnych większe. Problem z teoriami polega jednak na tym, że niekoniecznie pokrywają się z praktyką. Póki co opóźnienie wyborów skompromitowało Kidawę-Błońską i obniżyło notowania Biedronia prawie do zera, z kolei Kosiniak-Kamysz i Hołownia solidarnie zaliczają spadki. Dopiero po wejściu Trzaskowskiego do gry miało nastąpić „pikowanie notowań” Andrzeja Dudy, ale tu znów mamy totalne nieporozumienie. Trzaskowski nie wystrzelił w górę, ani Andrzej Duda lawinowo nie traci poparcia. Obecne sondaże odzwierciedlają naturalny podział sił, jaki mieliśmy przed „pandemią”. Wtedy kandydatka PO zbierała około 25%, a kandydat PiS balansował na 40%. Nic, kompletnie nic się nie zawaliło i nie wystrzeliło, wróciła „stara normalność”.

Reklama

Wracając po tej dłuższej dygresji do terminu wyborów, widzimy wyraźnie, że powtarzanie schematycznych zaklęć ma niewiele wspólnego z rzeczywistością. Dodatkowo PO doskonale wiedziała, że Kaczyński dogadał się z Gowinem i w tych warunkach blokowanie ustawy w senacie, co ściśle wiąże się ze skróceniem czasu oficjalnej kampanii, jest ostatnią rzeczą, jaka służy Trzaskowskiemu. Fakty te w końcu dotarły do większości polityków PO i to jest dobry moment, żeby wrócić do tytułowych postaci. Nie widziałem jednej entuzjastycznej wypowiedzi Grodzkiego i Schetyny o kandydacie Trzaskowskim. Po drugiej stronie Budka niespecjalnie się angażował w propagandową zadymę, która miała przekonać, że wybory mogą się odbyć wyłącznie po opróżnieniu stanowiska przez Prezydenta RP. Sam Trzaskowski też nie wykazywał najmniejszej aktywności, dopiero w ostatnich dniach zaczął mówić, że ludzie są zmęczeni i czas wybrać prezydenta. Grodzki zajmował dokładnie odwrotne stanowisko.

O co w takim razie w tym wszystkim chodzi? PO sama sobie torpeduje wybory, które mogą zdecydować o przetrwaniu całej partii? Budka wprost oświadczył, że jeśli Trzaskowski nie przejdzie do drugiej tury, to może być początek końca PO. Takich rzeczy w polityce nie mówi się nigdy, jedynym wyjątkiem jest głęboki kryzys wewnętrzny. Wcześniej Hanna Gronkiewicz-Waltz alarmowała, że nominacja Trzaskowskiego zagraża komisarycznym zarządem PiS w Warszawie i wskazała Sikorskiego jako właściwego kandydata. Sam Trzaskowski też bronił się przed kandydowaniem, a tak zwane zaplecze PO zachowuje się równie dziwnie. Jeśli mecenas Giertych pisze na Twitterze, że zagłosuje na Hołownię, to wiadomo, że on samobójcą nie jest i realizuje interesy tych, dzięki którym żyje jak pączek w maśle.

Tylko jedna diagnoza wchodzi w grę, gdy się patrzy na irracjonalne zachowania PO. Nikt tam nie wierzy w zwycięstwo Trzaskowskiego, podobnie zresztą jak nie wierzono w zwycięstwo Kidawy-Błońskiej. Gra toczy się w dwóch kierunkach, jednym jest przejęcie lub utrzymanie władzy w PO i wiadomo, że im gorzej wypadną wybory, tym lepiej dla Schetyny i jego stronników, a i parę innych frakcji się ucieszy. Drugi kierunek to rozsadzenie PO, aby w to miejsce powstało coś „nowego”, no i w ten scenariusz idealnie wpisuje się Giertych, związany z Tuskiem i jego ludźmi. Krąży plotka po warszawskich „salonach”, że Tuskowi marzy się takie rozstrzygnięcie i jest to do Tuska podobne, patrz Unia Wolności, którą też dobił. Jakaś nowa siła nie z jednym Tuskiem na czele, ale „trzema tenorami”, pasuje mi do politycznych „talentów” Tuska i Giertycha jak ulał, wystarczy poszukać trzeciego.

Reklama

8 KOMENTARZE

  1. Tusk ma bardzo duży elektorat

    Tusk ma bardzo duży elektorat negatywny, jego ostatnie wpisy na TT nie przysporzyły mu fanów, a spowodowały wręcz zażenowanie. Giertych, to element obcy, w dużej mierze odrzucany. I nie pomaga mu nawet to, że walczy, jak lew w obronie PO. Niemniej jednak rozwalić PO mogą, ale na jej gruzach raczej nic sensownego nie zbudują. Budka, gdyby miał troszkę oleju w głowie, to "dogadałby" się z PIS-em. Tak, tak. PO jeśli chce przetrwać musi się cofnąć kilka kroków do tyłu, a to oznacza złagodzenie retoryki antyPIS. Krótkoterminowo antypis przyniosi im korzyści, ale na dłuższą metę do niczego nie prowadzi. W PO powinna też nastąpić wymiana kadr, ale nikt raczej na to nie pozwoli. Im się wydaje, że takimi działaniami ujrzeli światełko w tunelu, ale tak na serio, to pędzą na spotkanie z pociagiem pancernym.

  2. Tusk ma bardzo duży elektorat

    Tusk ma bardzo duży elektorat negatywny, jego ostatnie wpisy na TT nie przysporzyły mu fanów, a spowodowały wręcz zażenowanie. Giertych, to element obcy, w dużej mierze odrzucany. I nie pomaga mu nawet to, że walczy, jak lew w obronie PO. Niemniej jednak rozwalić PO mogą, ale na jej gruzach raczej nic sensownego nie zbudują. Budka, gdyby miał troszkę oleju w głowie, to "dogadałby" się z PIS-em. Tak, tak. PO jeśli chce przetrwać musi się cofnąć kilka kroków do tyłu, a to oznacza złagodzenie retoryki antyPIS. Krótkoterminowo antypis przyniosi im korzyści, ale na dłuższą metę do niczego nie prowadzi. W PO powinna też nastąpić wymiana kadr, ale nikt raczej na to nie pozwoli. Im się wydaje, że takimi działaniami ujrzeli światełko w tunelu, ale tak na serio, to pędzą na spotkanie z pociagiem pancernym.