Reklama

Nie było mnie tu, znaczy, byłem tam. W leśniczówce, w Kieleckiem, u Tereski i Kazika. Miejsce odludne. Prowadzi do nich ścieżyna szeroka na półtora metra. Setki takich odchodzi z drogi głównej.

Nie było mnie tu, znaczy, byłem tam. W leśniczówce, w Kieleckiem, u Tereski i Kazika. Miejsce odludne. Prowadzi do nich ścieżyna szeroka na półtora metra. Setki takich odchodzi z drogi głównej. Trafić do nich jest trudniejsze niż wygrać szóstkę w totka. Chałupa zamaskowana drzewami owocowymi wtapia się w las i dopiero z bliska można ją dostrzec. Najbliższy sąsiad mieszka o kilometr drogi. Zamiejscowych nie uświadczysz w okolicy.

O szóstej rano zaczęło się. Psy szczekały, kury piały a Kazik walił w plastikowe wiaderko jak w bęben. Pozbierałem się i ruszyliśmy w las odprowadzani psim jazgotem. Psów naliczyłem sześć a więc tyle samo co zeszłego roku. Widać smalec nie cieszy się w okolicy specjalnym wzięciem. Tereski już dawno nie było w domu. Chodzi, co ja mówię, goni za grzybami sama. Przynosi ich zawsze więcej niż ja z Kazikiem do kupy. Łaziliśmy już trzy godziny po lesie a mieliśmy dopiero po pół wiaderka. Prawdziwków tyle co kot napłakał. W sumie cztery sztuki. Humor troszkę się nam poprawił jak spotkaliśmy tubylca. Zaglądnęliśmy sobie do koszyków, porównaliśmy skarby i zobaczyłem, że chłop zmarkotniał. Miał połowę tego co ja. Spytałem – długo pan już zbiera? A on na to – chyba, ze trzy godziny. Postanowiłem go pocieszyć, więc mu odpowiedziałem, że my jesteśmy w lesie dopiero pół godzinki.

Reklama

Słońce prażyło, gałązki trzaskały a liście szeleściły pod stopami. Wszystko mi mówiło, że mnie ktoś pokocha ale słyszałem też głosy – nie idź tą drogą. Spytałem Kazika czy długo w tym lesie robił za drwala. Usłyszałem – kilkadziesiąt lat. To prowadź do młaki. A co to ta młaka? Spytał. Odpowiedziałem, że to miejsce w lesie, gdzie najbardziej wilgno. A co to to wilgno? Znowu spytał. Wilgno to inaczej wilgotno, ty ośle niegramotny – odpowiedziałem. Prowadź tam, gdzie dzikie świnie baraszkują w błocie. Za dziesięć minut byliśmy na leśnej polanie położonej w kotlince. Nie trzeba było wytężać wzroku, by ujrzeć multum czerwonych i brązowych kapeluszy. Cięliśmy tylko borowiki i koźlaki. Po chwili mieliśmy pełne wiaderka i ruszyliśmy do domu.

Po drodze usiedliśmy na zwalonym drzewie. Kazik zapalił, rozejrzał się, wskazał na białe wykwity wijące się przy drodze i powiedział – ziemia daje znak, że niedługo będzie wysyp. Musi jeszcze tylko trochę popadać. Kto mądry, ma swoją Tereskę i swojego Kazika. Kupuje kosę, czeka na telefon i rusza na żniwa do lasu.

P.S. Najgorszy jest zawsze pierwszy rok. Drugi jest łatwiejszy a trzeci całkiem łatwy. Jeżeli firma nie padnie w pierwszych trzech latach – widzę jej żywot długi.

Reklama

12 KOMENTARZE