Siedzę sobie i czekam, aż przeglądną samochód. Jadąc tu postanowiłem sobie popełnić tekst tyleż kontrowersyjny co przełomowy. Taki z serii tych co inne mają pod sobą. No a wyszło jak zwykle.
Siedzę sobie i czekam, aż przeglądną samochód. Jadąc tu postanowiłem sobie popełnić tekst tyleż kontrowersyjny co przełomowy. Taki z serii tych co inne mają pod sobą. No a wyszło jak zwykle.
W nawale nawalanki na kontrowersyjnych mózg odparował i poszedł się paść na łąki gdzie zielono, cicho, spokojnie i przyjemnie. No może nie do końca. A dla czego – poniżej.
Lat temu wiele, jako młody i wierzący we własne siły człowiek postanowiłem stać się wybitnym fotografem. Właściwe, we własnym przekonaniu to już byłem, miałem aparat druch i smiena, powiększalnik krokus i łazienkę, którą dało się zaciemnić.
Co prawda zdjęcia były jakieś takie, rzec można do dupy, nie do końca ostre, z kiepskim kontrastem itd. Ale……
Nie ukrywam, iż na moje postanowienie miała wpływ zaprzyjaźniona grupa fotografów zajmujących się aktem kobiecym. Fakt ten, nie powiem, był wysoce stymulujący. Po wyjeździe na parotygodniowy żeglarski plener aktu uznałem, iż fotografia, a szczególnie aktu jest sprawą nadzwyczaj prosta. Piękne kobiety, ciekawe plenery – zdjęcia same się zrobią, a gazety je kupują co sprawę ułatwi.
Do wykonania ostatecznego kroku, tego malutkiego dla mnie a znacznego dla ludzkości (a choćby otoczenia) miało wystarczyć jedno – APARAT.
Wybrałem się na niezbyt dla mnie udaną wycieczkę, innymi słowy wywiozłem się na roboty do Rzeszy. Wyjazd średnio udany, jednakże środki wystarczyły na nabycie lustrzanki Canona z dwoma obiektywami.
I nadszedł czas – plener aktu, piękne dziewczęta piękne otoczenie i oczywiście i ja z APARATEM.
I tu dochodzę do sedna sprawy, czyli do tytułu.
Oceniając efekty moich osiągnięć fotograficznych sądzę, iż dla Janka Muzykanta najgorszą rzeczą w życiu byłoby gdyby ktoś, jakieś bydlę, podarowało mu skrzypce. Takie prawdziwe, mające potencjał do grania. Wtedy okazałoby się , iż aparat, skrzypce czy inny pędzel to tylko dodatki, a nie istota rzeczy.
Aby nie katować was i siebie powiem tylko, że negatywy i slajdy starannie zniszczyłem.
Pozdrawiam serdecznie
rzl
PS. C.d, (chyba) n.
podobne czasy
podobne wspomnienia.
pozdrawiam
rzl
Tak te same czasy, ale umiłowanie
zabawek i kompleks Janka Muzykanta pozostał. Niedawno postanowiłam dobrze nauczyć się angielskiego. ale musiałam mieć sprzęt, dobre programy, płyty. itd mam! i co? I nic!
z językami to zdaje się
że tylko jedno działa – przynajmniej na mnie – konieczność komunikacji. Cała reszta to idealne alibi dla miłośników zabawek, a w szczególności gadżetów.
pozdrawiam (jakże dobrze rozumiejąc problem)
rzl
czuję się jak pasikonik na
czuję się jak pasikonik na zielonej trawce 🙂