Reklama

Konsekwentnie bronię się przed stygmatami „bloger”, „blogosfera”, „blogowanie”, tak jak się bronię przed wszelką nowomową i innymi makaronizmami. Nie ma nic nowego w powyższych zjawiskach, poza nośnikiem. Od 1989 roku, jeśliby się komuś chciało mógł kserować swoje dzieła po 20 gr. od strony i rozdawać na bazarach, czy później w hipermarketach. Niczym innym, wbrew wszelkim bogatym analizom socjologicznym, jest blogowanie. Tanie, łatwe, powszechnie dostępne, czyli zwyczajnie nośnik, tak zwana materia, zdecydowała o zjawisku. Można podważać tę buńczuczną tezę, ale na starcie zadałbym jedno kontrujące pytanie. Czy ludziom od Internetu przybyło talentów? Proszę mi z łaski swojej pokazać jednego blogera, który został wielkim autorem i mam na myśli wielkość miary choćby Mrożka, bo o Dostojewskim nawet nie wspominam. Nie ma takich i to jest najbardziej bolesne pozbawienie złudzeń, owszem zrobiło się nagle masowo, ale nic z tej masy dla najwyższej jakości nie wynika. Inna rzecz i trochę pocieszająca, że w strefie stanów niskich oraz średnich, blogerzy okazali się całkiem realną i w wielu miejscach o klasę wyższą sferą pisarską, dziennikarską, itd, niż dotychczasowi „papierowi” autorzy. Cenne, ale moim zdaniem więcej z blogosfery wydusić się nie da, dlatego dusi się tam, gdzie to jest łatwe i zyskowne, spisuje się umowy o dzieło, o czym za chwilkę.

Na tanią panienkę blogosfery nadawałbym się idealnie, wystarczy wspomnieć, że od lat występuję we wszelkiego rodzaju konkursach piękności blogerskiej i nadal występować będę, bo nie mam najmniejszych skrupułów, by wykorzystywać dostępne narzędzia. W kilku przeglądach piękności załapałem się na miss blogosfery i odebrałem, również materialne, laury. Wydaje się, że z takim dorobkiem nie powinienem przyganiać garnkom, gdy sam za kociołek robię, ale kolejny raz będę butny. Trzeba sobie postawić wyraźną granicę i bardzo wyraźnie granicę zdefiniować, a moja granica brzmi następująco: „Dymać to ja, ale nie mnie”. W każdej bibie wyższych sfer występowałem w roli chama, aroganta, niewdzięcznika, ogrywałem, ośmieszałem, odchodziłem z wyciągniętym środkowym palcem. Pokłosie tamtych imprez ciągnie się za mną do dziś, a w jednym przypadku, „Blogera roku”, kontrowersje.net zwyczajnie rozsadziły konkurs piękności i od tamtej pory impreza padła. Dymać to ja, ale nie mnie i każdy bloger, który ma podobne motto blogerskie ma u mnie szacunek, obojętnie o czym bloguje, bo nie jest problemem to, że blogerzy zarabiają, również „na” nie „w” głównym nurcie, problemem jest to, w jaki sposób zarabiają. Od tej chwili można pisać o dwóch rodzajach blogerskiej prostytucji, pierwszy jest ogólnie sprzedajny, drugi jest politycznym wchodzeniem i dawaniem dupy. Chyba na początku tygodnia ruszyła prymitywnie toporna akcja z prostytucją w tle… no właśnie, wróć! Nie w żadnym tle, ale na pierwszym planie, co wyczuli nawet najbardziej europejscy blogerzy.

Reklama

Bliżej nie znana mi panienka, jakaś Margarita, czy inna Mańka, opisała na swoim blogu „konflikt z Nikonem”. Pierwszy rzut oka i wszystko wygląda szlachetnie, w końcu klient walczy z gigantem, ale już po kilku zdaniach widać wyraźnie, że to nie klient, ale panienka do wynajęcia i bloger z gatunku tych, którzy muszą mieć „fanpejdża”, bo taki mają zawód i się znają. Nie interesowałem się sprawą zbyt dokładnie, nie wiem kto panienkę przeleciał i za jakie pieniądze, może Cannon, może inna konkurencja, może jej samej popieprzyło się w figach od nadmiaru fanów, w każdym razie prostytucja rozlała się po sieci i co pocieszające natychmiast panienka została podsumowana gorzej, niż ja tu skromnie recenzuję. Ten rodzaj puszczania się ma wielką przyszłość, proceder na tak zwanym zachodzie jest już normalnym narzędziem marketingowy, a ponieważ zachód PRL II nadal traktuje wschodem, to panienki robią w szarej strefie i za grosze. Drugi rodzaj prostytucji blogerskiej przynosi innego rodzaju zyski, to jest puszczanie się dla sławy. Od czasu do czasu co bardziej pokornego i nadgorliwego blogera to lub tamto studio zaprosi i pozwoli usiąść na fotelu obok „prawdziwego dziennikarza”, czy eksperta. Nobilitacja jak cię mogę, ale najciekawsze jest to, że ci blogerzy nigdy nie mieli z takich awansów żadnej korzyści blogerskiej. Gdy się przyjrzeć popularności blogów, medialnych blogerów, widzimy biedę z nędzą na poziomie kilkuset, góra tysiąca odwiedzin. Przekonał się o tej prawidłowości nie jeden gwiazdor TOK FM i innych TVN24. Władza najwyraźniej zauważyła lukę satysfakcji i w stylu władzy postanowiła wyróżniać blogerów „udziałem w kreowaniu politycznej rzeczywistości”.

Szlaki przetarła babcia z Krakowa (tu ukłon w stronę „dziadziusia” Lisa). Blisko 70 letnia dewotka polityczna, niejaka Rudecka-Kalinowska, która w stanie wojennym obsługiwała esbeków swoją małą poligraficzną przedsiębiorczością, została wyróżniona na zjeździe partyjnym PO. Litania aktywistki do Donalda z Kości Słoniowej, spisana wczesną niesiołowszczyzną, została uroczyście odczytana i zrobiła takie wrażenie, że Stefan miał łzy w oczach. Okazało się jednak, że takie wyróżnienie nie bardzo się sprzedało i dlatego władza poszła dalej. Tym sposobem order budowniczego PRL II dostał bardziej znany Azrael, mniej znany jako Azrael Kubacki i prawie całkiem nieznany jako Jacek Gotlib. Złośliwy los chciał, że obie wyróżnione postaci swego czasu były fanatycznymi wyznawcami twórczości Matki Kurki, nie pamiętam, które i co pisało, ale jedno na pewno pisało o geniuszu, drugie zaś za legendzie. Fani przerośli idola? Daj im Boże, ale trzeba ich spytać za jaką cenę? Na moje oko tanio się sprzedali, wiem, bo cenę proponowano mi wielokrotnie. No dobrze, ale po cholerę cały ten wywód z lekka moralizatorski, z grubsza megalomański? Kij w mrowisko, tak najkrócej odpowiem. Zaczynają się procesy, które bezpowrotnie mogą rozpieprzyć pewną wartość, która zagnieździła się w strefie średniej jakości i zdobyła mocną pozycję. I tak jak nie lubię stygmatów, tak żal mi blogesfery, blogerów i blogowania, dlatego bulwersując buńczucznie przestrzegam przed pokusą taniego dawania dupy za cichy brzdęk grosza, orderu, mikrofonu. Z uporem maniaka powtarzam, że (niech już będzie) blogosfera przetrwa jeśli będzie się wzmacniać w ramach „organizacji”, a zdechnie jeśli się będzie rozpływać w głównym nurcie. Blogosfera nie zrodziła geniusza, ale w swojej średniej jakości masie, jest niezwykle ciężkim batem na dupę władzy. Strzeżcie blogerzy wszystkiego co macie, bo sprzedać można tylko raz, a tego co sprzedacie odkupić się nie da.

Reklama

8 KOMENTARZE

  1. No i git majonez
    Wchodzę na twój osobisty blog, bo chcę poznać twoje osobiste zdanie na temat tego lub tamtego wydarzenia medialnego. I nawet, jeśli się nie zgadzam z twoją tezą w konkretnym wpisie, to czytam usatysfakcjonowany. I mam głęboką nadzieję, że to co robisz, to robisz nie dla kasy, ale wyrażasz swoje prawdziwe uczucia i emocje. Jesteś Matką Kurką, kimś niepowtarzalnym. Czy to mało? Jesteś, w pewnym sensie, autorytetem. Nawet ten proces, który może cię kosztować sporo, jest tego wyrazem. Kurwa to nie zawód, to charakter. Bycie kurwą, to pójście na łatwiznę. A ty masz charakter. To widać, to słychać, to czuć.

  2. No i git majonez
    Wchodzę na twój osobisty blog, bo chcę poznać twoje osobiste zdanie na temat tego lub tamtego wydarzenia medialnego. I nawet, jeśli się nie zgadzam z twoją tezą w konkretnym wpisie, to czytam usatysfakcjonowany. I mam głęboką nadzieję, że to co robisz, to robisz nie dla kasy, ale wyrażasz swoje prawdziwe uczucia i emocje. Jesteś Matką Kurką, kimś niepowtarzalnym. Czy to mało? Jesteś, w pewnym sensie, autorytetem. Nawet ten proces, który może cię kosztować sporo, jest tego wyrazem. Kurwa to nie zawód, to charakter. Bycie kurwą, to pójście na łatwiznę. A ty masz charakter. To widać, to słychać, to czuć.

  3. To działa też w drugą stronę
    kiedy Janecki był naczelnym Wprost, opowiadał, że redaktorzy, po przyjściu do roboty, poczytali najlepszych blogerów, po czym pisali ,,oryginalne i odkrywcze" teksty.
    Dzisiaj z kolei, po pacyfikacji w ,,Rz" i ,,URze", redaktorzy zasilili szeregi szarych blogerów.

    • Tyz prowda, ten Lisicki jakiś
      Tyz prowda, ten Lisicki jakiś taki niepewny jak na moje oko, ale życzę mu powodzenia. Ty za to jesteś mądry i dzielny chłop, to pozwól, że Cię przeproszę za moje niekontrolowane emocje. Dalej się nie zgadzam z tym Putinem, bo uważam, że jeśli bydle wykonało taki numer, to choćby podświadomie nie może się nacieszyć, ale trochę mnie poniosło polemicznie i za to przepraszam.

      • To może Matka przeprosi także
        To może Matka przeprosi także mnie. Wszak sądnego dnia – może na swój sposób, ale jednak – próbowałem wrzucić studzący komentarz kończący się konkluzją – "Nie ma Matki bez Ojca". MAtka komentarz usunęła. A liczyłem na co najmniej dyskusyjkę. Choć z Matką się nie dyskutuje.

  4. To działa też w drugą stronę
    kiedy Janecki był naczelnym Wprost, opowiadał, że redaktorzy, po przyjściu do roboty, poczytali najlepszych blogerów, po czym pisali ,,oryginalne i odkrywcze" teksty.
    Dzisiaj z kolei, po pacyfikacji w ,,Rz" i ,,URze", redaktorzy zasilili szeregi szarych blogerów.

    • Tyz prowda, ten Lisicki jakiś
      Tyz prowda, ten Lisicki jakiś taki niepewny jak na moje oko, ale życzę mu powodzenia. Ty za to jesteś mądry i dzielny chłop, to pozwól, że Cię przeproszę za moje niekontrolowane emocje. Dalej się nie zgadzam z tym Putinem, bo uważam, że jeśli bydle wykonało taki numer, to choćby podświadomie nie może się nacieszyć, ale trochę mnie poniosło polemicznie i za to przepraszam.

      • To może Matka przeprosi także
        To może Matka przeprosi także mnie. Wszak sądnego dnia – może na swój sposób, ale jednak – próbowałem wrzucić studzący komentarz kończący się konkluzją – "Nie ma Matki bez Ojca". MAtka komentarz usunęła. A liczyłem na co najmniej dyskusyjkę. Choć z Matką się nie dyskutuje.