Reklama

Podstawowe doświadczenie człowieka-mówią ci, że istniały czasy i wydarzenia o których nie pamiętasz i musisz im wierzyć na słowo. Pamiętasz swoje dzieciństwo chociaż niewyraźnie.

Podstawowe doświadczenie człowieka-mówią ci, że istniały czasy i wydarzenia o których nie pamiętasz i musisz im wierzyć na słowo. Pamiętasz swoje dzieciństwo chociaż niewyraźnie. Co wieczór kładziesz się spać i przez parę godzin cię “nie ma”. Potem wyobrażasz sobie jak to będzie kiedy cię nie będzie. Niby będzie tak jak we śnie, ale tak inaczej bo już nigdy się nie obudzisz-dla ciebie świat przestanie istnieć. Czyli w praktyce świat przestanie istnieć. Więc co będzie nas obchodzić co wydarzy się po naszej śmierci ze “spadkiem” po nas?

W powyższym fragmencie widać, że to co jest dla nas najistotniejsze-świadome życie nie zajmuje 100% tego co określamy mianem “życie”. Hmm dziwne, że dopiero XIXwieczny Freud zajął się podświadomością i ogólnie skierował dyskusję na czas kiedy nie jesteśmy świadomi. Założenie że cośtam się jednak dzieje czyli że podświadomość jakieś procesy obejmuje a sen nie jest tylko po prostu bezświadomością wydaje się intuicyjne, choć nie jest koniecznie prawdziwe. Badania sugerują że w trakcie snu informacje się porządkują itp. więc przynajmniej pośrednie dowody na istnienie podświadomości są. Znowu muszę się odwołać do mojej humanistycznej ignorancji i powiecieć że jakieśtam badania,teorie itd. w zakresie psychologii są, tylko że ich nie znam i nie tym chciałbym się zajmować.

Reklama

Chciałbym się zająć podstawowym wstrząsem filozoficznym jaki w jednostce może wywołać świadomość jak wiele może się dziać poza naszą świadomością i pamięcią. Hmm na myśl przychodzą mi stany kiedy urywał mi się film,niby cośtam robiłem i mówiłem,a za ch… nie mogę sobie przypomnieć. Czy więc byłem świadomy? Oczywiście zależy co uznać za świadomość-no ale wchodzę znowu na teren psychologii która pewnie już to zbadała. OK, tak więc duuużo dzieje się poza naszą świadomością (w słowie dużo zawieram też czas przed naszymi narodzinami i po śmierci-czyli dużo tego czasu jest;). Wychodzi na to że nie dość że świadome istnienie nie stanowi pełnej treści naszego życia, to nasze życie jest jedynie ułamkiem ogólnego czasu,więc świadome życie jest ułamkiem z ułamka-no straszne nie? OK to mamy do dyspozycji jakąs igraszkę zaledwie-chwilę,która mimo to z naszej codziennej ludzkiej perspektywy ciągnie się jak makaron. Co możemy w trakcie tej chwili robić? Pierwsze nad czym się zastanawiałem to nad celem,sensem i wartością tej chwili. Wyszło mi na to że nie ma żadnej pewnej wskazówki na temat “jak żyć?”-tak więc TRAGEDIA!!! Możemy robić dokładnie cokolwiek-i tak wcześniej czy później przestaniemy być świadomi. Oczywiście poruszałem te zagadnienia w nieco odmienny sposób już w innych tekstach,ale to takie moje idee fixe. Mamy w siebie wdrukowane czy to biologicznie czy kulturowo pewne mechanizmy mówiące nam co jest przyjemne,warte porządania,pozytywne,dobre-ale jak pokazuje doświadczenie zależą one od punktu siedzenia i ciężko im przypisać wartość bezwzględną. No ale to już pisałem,więc cicho nad tą trumną.

Cóż więc mamy czynić? A róbta co chceta, ja czasem sobie myślę że skoro to tylko igraszka nie powinienem zbytniej wagi przywiązywać do życia, winienem bawić się, doświadczać, nie przemęczać się,robić jaja. Do tego z czystego kaprysu mógłbym być uczciwy,choć to tak niepraktyczne i nieopłacalne że będą musiał nieco spuścić z hagiograficznego/mentorskiego tonu (hmm dobrze użyłem słowa hagiograficzny?bo jakieś takie słówko mi świta-zapodajcie jakieś lepsze synonimy).

Mógłbym się niesamowicie starać i walczyć o to co ceni świat potoczny,nie żyjący ze świadomością błahości życia-mógłbym walczyć o kasę,pokój,z głodem,władzę,sławę,laski itd. I zapewne mógłbym się nazwać szczęśliwym,ale jakoś z tyłu głowy nadal siedzi smuteczek egzystencjalny zwany Weltschmerzem:( Tak więc z motywacją do zwykłego życia u mnie kiepsko, no ale mimo wszystko lubię gdy mi wygodniej-więc nieco chyba się jeszcze pomęczę. Ale nie tylko brak sensu i błahość istnieni jest dla mnie powodem do pesymizmu. Oprócz zanegowania przyjemności jako czegoś relatywnego i z góry nam narzuconego dochodzą jeszcze duże nieprzyjemności jakich w czasie naszego ziemskiego przebłysku świadomości musimy doświadczyć. Począwszy od ciężkiego porannego wstawania i bólu zęba a skończywszy na deprymującym stwierdzeniu że większość ludzi to głupcy a świat jest niesprawiedliwy,zły i bezwzględny, mamy przed sobą zniechęcający obraz istnienia, które na tej podstawie rozsądnie byłoby zakończyć by skrócić cierpienia. Chociaż nie-skoro moment śmierci i tak nadejdzie to czy nie warto się jednak nieco zabawić życiem? Ale skoro jestem taki “męczliwy” to cóż począć?

Bawmy się, bawmy i jeszcze raz bawmy tym życiem i nie bójmy się śmierci drogi Antyszwedzie! (hmm kurde za dużo tego Nietzschego bo mi się na styl rzuca) -schizofrenia z bruku twarzyczkami mruga mi:)

Reklama

8 KOMENTARZE