Reklama

Kontrowersje.net to portal sprawiedliwy za dobre wynagradza, za złe karze.

Kontrowersje.net to portal sprawiedliwy za dobre wynagradza, za złe karze. Mieliśmy tu wiele dysput jak i po co ma to wszystko działać, teraz pora aby przekazać parę informacji jak działa i zastanowić się co dalej. Wczoraj padł rekord, stronę odwiedziło blisko 8000 adresów IP, co nie oznacza 8 tysięcy osób, może oznaczać znacznie więcej. Trzeba się takimi rekordami chwalić, ponieważ budujemy tu coś z niczego i wszystko co mamy do dyspozycji to siebie dla siebie. Obojętnie dlaczego tu przychodzimy i przebywamy, myślę, że powinno nas łączyć jedno. To jedno jest wspólnym celem. Strasznie się boję takich zawołań jak wspólny cel, wspólna sprawa, dobro Ojczyzny i innych prawd pisanych na murach. Ale w tym wypadku nie widzę lepszego określenia jak ?wspólnym cel?. Naszym wspólnym celem jest to, aby kontrowersje.net były miejscem, którego nikt się nie będzie wstydził, a co więcej będzie dumny, zadowolony, usatysfakcjonowany, że się tu pojawia i dobrze się w tym miejscu czuje.

Myślę, że taki cel można zdefiniować w ciemno i to jest dobra definicja, ponieważ jest definicją bazową. Dalej każdy z nas musi sobie odpowiedzieć, co znaczy fajne miejsce i co znaczy się dobrze czuć. Byłem z Wami uczciwy od momentu kiedy portal powstał, będę uczciwy nadal i postaram się zdefiniować swój cel w ramach celu ogólnego. Zanim zacznę chciałbym wyjaśnić kilka rzeczy. Ci, którzy obserwują narodziny portalu wiedzą, że początki były trudne. Początkiem był konflikt z Panem Igorem Janke, który to Pan zachował się tak jak zachowuje się wielu przedstawicieli zamkniętych środowisk, z jednej strony krzyczących o niezależności, z drugiej nie wyściubiających nosa poza własne towarzystwo adorujące się wzajem. Szczerze mówiąc nie ma gorszej motywacji niż dokopanie innym, przynajmniej dla mnie. Dlatego chciałbym rozstrzygnąć kwestię podstawową. Pan Igor Janke dokonał wielkiej rzeczy, udało mu się wkurzyć mnie na tyle, żebym się w końcu wziął do roboty, którą powinienem wykonać już dawno. Niestety w tym wkurzeniu popełniłem wiele błędów i to błędów na bardzo niskim, impulsywnym poziomie. Zarówno robocza nazwa portalu jak i przepychanki na Salonie24, nie świadczą najlepiej o stanie moich ówczesnych emocji. Piszę o tym wszystkim dlatego, żeby wyraźnie podkreślić czego na pewno nie zrobię w kontrewersje.net i przed czym będę powstrzymywał wszystkich.

Reklama

W tym miejscu na pewno nie będzie żadnej osobistej wendety, to miejsce nie będzie moim rewanżem za to jak mnie potraktowano w innym miejscu, a ponieważ sam u źródła zasugerowałem, że tak się może stać, pragnę po stokroć temu zaprzeczyć. Serdecznie Pana Janke zapraszam do kontrowersje.net i zapraszam każdego, kto chciałby ty przybyć. Kontrowersje.net trzymają się swojej założycielskiej nazwy, tutaj jest miejsce na wszelkie publikacje i dla wszelkich osób, które nie zagrzały miejsca gdzie indziej. Nie będzie tu żadnego anty, przynajmniej z definicji i natury tego miejsca. Wszelkie akcje opierające się na anty, zawsze kończyły się żałośnie. W sieci jest pełno antyonetów, antysalonów i antywindowsów, zawsze służy to jednemu, reklamie tych co są po anty i nie znam przypadku, aby coś co było z założenia anty, przeskoczyło to co było pierwotne. Zatem ani rewanżu, ani anty. No to co? Oczywiście alternatywa. Jedynym skutecznym sposobem na pokazanie, że można inaczej, lepiej, uczciwiej, jest robienie inaczej, lepiej i uczciwiej. Mnie nie interesuje jak źle robi Janke i inni, mnie zastanawia tylko jedno, jak robić najlepiej. Długo się nad tym zastanawiałem, jak robić najlepiej, słuchając również Waszych uwag i chociaż nie znalazłem recepty na sukces, wiem na pewno, czego nie wolno robić, jeśli ma się udać. Nie wolno dopuścić do kilku rzeczy.

Kontrowersje.net nie mogą być zakonem skupiającym wiernych jednego wyznania. Dlatego wbrew niektórym sugestiom, uważam, że to miejsce powinno być szeroko otwarte dla tych, co myślą zupełnie inaczej niż członek założyciel i ludzie, którzy podzielają poglądy założyciela. Kontrowersje.net nie mogą być kawiarenką dla starych znajomych, tak się tworzy kolejne grupy wzajemnej adoracji. Oczywiście zaangażowana społeczność portalu, która identyfikuje się z portalem, to skarb największy, za który niezmiernie i pięknie dziękuję, ale żeby wypłynąć na szerokie wody potrzeba portalowi szerokiej frekwencji. My starzy znajomi rozumiemy się w pół słowa, dlatego nie ma sensu abyśmy się wzajemnie przekonywali. Gdy przekonamy innych, takie zaklęcia jak JOW, czy prywatyzacja, będą miały szansę nabrać nowych, przyjaznych i znaczących treści.

Aby była frekwencja i tym samym wysoka pozycja w sieci, nie sposób uniknąć wymyślonych już środków propagowania: reklama, VIP, docieranie z ?ofertą? bezpośrednio do potencjalnych odbiorców. Liczba, reklama, czy nawet ViP nie uczyni nam jakości, która jest dla mnie sensem tego przedsięwzięcia, ale bez tych elementów, nikt się o jakości nie dowie. Swoją drogą o jakość jestem dziwnie spokojny. Jest w tej chwili co najmniej kilku piszących, którzy z powodzeniem mogliby robić za gwiazdy w niejednym topowym medium i jestem przekonany, że takich osób będzie coraz więcej. Tak z grubsza zdefiniowałem sobie zagrożenia i nadzieje.

Po co to wszystko? Też sobie wymyśliłem. Wymyśliłem, że to wszystko po to, aby mieć głos i mieć wpływ. Na co? Ano na to wszystko co nam psuje wątrobę i co każe nam tu pisać i komentować. Aby coś zmienić, a nawet pokazać, że coś się nam nie podoba, musimy mieć siłę głosu. Tak jak wielu z Was słusznie mówi, że gadaniem niczego się nie zmieni, tak w tym samym zdanie wielu z Was nie ma racji. Mądrym i słyszalnym gadaniem możemy pokazać, że wielu Polakom coś się podoba, w czymś innym czują się oszukiwani, a jeszcze innego chcialiby uniknąć. Tak już to jest wszystko poukładane, że z małymi nikt się nie liczy i nikt ich nie słucha, chyba że skoczą z dachu, albo podpalą Pałac Kultury.

Już udało się portalowi, to co moim zdaniem nie udało się nikomu dotąd, przynajmniej ja nie znam takiego przypadku, żeby po miesiącu istnienia jakaś nowa inicjatywa na gęstym publicystycznym rynku mogła się pochwalić tym czym już się możemy chwalić. Mówię rzecz jasna o inicjatywach, za którymi nie stoją ani wielkie nazwiska, ani wielkie pieniądze, czyli mówię o startowaniu od zera. Po miesiącu mamy 500 użytkowników i 8 tys. unikalnych wizyt dziennie. Ponad 600 artykułów i prawie 7 tysięcy komentarzy. To wszystko powstało z niczego i zostało zauważone, ale żeby przetrwało to nie ma sensu się tym w ogóle zajmować, żeby się rozwijało potrzeba kolejnych kroków. Te kroki już zostały wymienione: ludzie, reklama, pieniądze. Jakkolwiek mało idealistycznie to zestawienie brzmi, bez tych trzech czynników portal stanie się kolejną spontaniczną inicjatywą, którą spalił słomiany zapał.

W tej chwili mamy do wykonania o wiele trudniejsze zadanie niż pokazanie nowej szaty graficznej, co ma olbrzymie znaczenie, ale na tym się wszystko zaczyna, nie kończy. Od tego czy uda nam się ściągnąć do kontreoersje.net ciekawych ludzi i reklamodawców zależy wszystko. Zależy to, czy wszyscy utalentowani ludzie jacy się już tu pojawili, będą mieli szansę podzielić się swoim talentem z ludźmi, którzy nie mają pojęcia o tym, że jest takie miejsce jak kontrowersje.net. Od tego zależy, czy głos i opinie wyrażane na portalu będą słyszalne i będą wywierały nacisk na tych, którzy się z głosem takich jak my nie liczą, mimo że na każdym bilbordzie zapewniają i zasypują nas swoją troską. Jednym mocnym końcowym słowem, albo nam się uda zbudować potęgę i tym samym będziemy mieli wpływ na skrzeczącą rzeczywistość, albo będziemy mieli tu sympatyczną, ale tylko kawiarenkę. Mnie się marzy potęga, po to by zmieniać, nie tylko krytykować, biorę się do pracy, jeszcze większej i trudniejszej niż do tej pory została wykonana. Jeśli chcecie pomóc, a wiem, że chcecie to możecie to zrobić na wiele sposobów, cześć z nich nie wymaga nawet żadnego wysiłku: kilkajcie na reklamy, które zapewniają utrzymanie i techniczny rozwój strony, zapraszajcie ludzi znanych i nieznanych i przede wszystkim pokazujecie swój talent, bo to zdecyduje i jakości i przyszłości kontrowersje.net.

Reklama

63 KOMENTARZE

    • Fajnie, oby tylko nie doszło
      do tego, co tak pięknie opisał Heller:
      “To Captain Black, every officer who supported his Glorious Loyalty Oath Crusade was a competitor, and he planned and plotted twenty-four hours a day to keep one step ahead. He would stand second to none in his devotion to country. When other officers had followed his urging and introduced loyalty oaths of their own, he went them one better by making every son of a bitch who came to his intelligence tent sign two loyalty oaths, then three, then four; then he introduced the pledge of allegiance, and after that “The Star-Spangled Banner,” one chorus, two choruses, three choruses, four choruses.”

      A na razie muszę chyba odblokować AdBlocka, żeby poklikać w reklamy…

    • Fajnie, oby tylko nie doszło
      do tego, co tak pięknie opisał Heller:
      “To Captain Black, every officer who supported his Glorious Loyalty Oath Crusade was a competitor, and he planned and plotted twenty-four hours a day to keep one step ahead. He would stand second to none in his devotion to country. When other officers had followed his urging and introduced loyalty oaths of their own, he went them one better by making every son of a bitch who came to his intelligence tent sign two loyalty oaths, then three, then four; then he introduced the pledge of allegiance, and after that “The Star-Spangled Banner,” one chorus, two choruses, three choruses, four choruses.”

      A na razie muszę chyba odblokować AdBlocka, żeby poklikać w reklamy…

    • Fajnie, oby tylko nie doszło
      do tego, co tak pięknie opisał Heller:
      “To Captain Black, every officer who supported his Glorious Loyalty Oath Crusade was a competitor, and he planned and plotted twenty-four hours a day to keep one step ahead. He would stand second to none in his devotion to country. When other officers had followed his urging and introduced loyalty oaths of their own, he went them one better by making every son of a bitch who came to his intelligence tent sign two loyalty oaths, then three, then four; then he introduced the pledge of allegiance, and after that “The Star-Spangled Banner,” one chorus, two choruses, three choruses, four choruses.”

      A na razie muszę chyba odblokować AdBlocka, żeby poklikać w reklamy…

  1. Nie oszukujmy sie
    Cele szczytne. Ale, krótko rzecz ujmujac, wiekszosc tutaj to jednostki sprzyjajace opcji MK. Nie widzialem tutaj glosow opcji przeciwnej. A nawet wiecej, nawet jakby sie takie pojawily, to by pewnie zostaly ocenione przez uzytkownikow (zaznaczam jeszcze raz – innej opcji) nisko, a nawet wysmiane.

    Jakos sceptyczny jestem w sadzeniu, ze uda sie tutaj sprosic i zatrzymac zwolennikow innej opcji myslowej tak, by byla mozliwa dyskusja, a nie (polskim sposobem) klotnia. Wedlug mnie, skonczy sie na kolku wzajemnej adoracji.

    PS. z 8 tys. IP, 5 nalezy do mnie (przynajmniej dzisiaj). To rowniez tlumaczy dlaczego pisze teraz bez polskich znakow.

    • Mylisz się.
      Podał bym Ci na tacy trzy Nicki z opcji PiS-owej i szeroką, w miarę sympatyczną dyskusję, ba, nawet pozdrowienia i życzenia dozgonne dla przeciwników politycznych ale nie podam, bo zburzył bym konstrukcję myślową Twojego komentarza a jestem zbyt delikatnej natury, by Ci afront uczynić.

  2. Nie oszukujmy sie
    Cele szczytne. Ale, krótko rzecz ujmujac, wiekszosc tutaj to jednostki sprzyjajace opcji MK. Nie widzialem tutaj glosow opcji przeciwnej. A nawet wiecej, nawet jakby sie takie pojawily, to by pewnie zostaly ocenione przez uzytkownikow (zaznaczam jeszcze raz – innej opcji) nisko, a nawet wysmiane.

    Jakos sceptyczny jestem w sadzeniu, ze uda sie tutaj sprosic i zatrzymac zwolennikow innej opcji myslowej tak, by byla mozliwa dyskusja, a nie (polskim sposobem) klotnia. Wedlug mnie, skonczy sie na kolku wzajemnej adoracji.

    PS. z 8 tys. IP, 5 nalezy do mnie (przynajmniej dzisiaj). To rowniez tlumaczy dlaczego pisze teraz bez polskich znakow.

    • Mylisz się.
      Podał bym Ci na tacy trzy Nicki z opcji PiS-owej i szeroką, w miarę sympatyczną dyskusję, ba, nawet pozdrowienia i życzenia dozgonne dla przeciwników politycznych ale nie podam, bo zburzył bym konstrukcję myślową Twojego komentarza a jestem zbyt delikatnej natury, by Ci afront uczynić.

  3. Nie oszukujmy sie
    Cele szczytne. Ale, krótko rzecz ujmujac, wiekszosc tutaj to jednostki sprzyjajace opcji MK. Nie widzialem tutaj glosow opcji przeciwnej. A nawet wiecej, nawet jakby sie takie pojawily, to by pewnie zostaly ocenione przez uzytkownikow (zaznaczam jeszcze raz – innej opcji) nisko, a nawet wysmiane.

    Jakos sceptyczny jestem w sadzeniu, ze uda sie tutaj sprosic i zatrzymac zwolennikow innej opcji myslowej tak, by byla mozliwa dyskusja, a nie (polskim sposobem) klotnia. Wedlug mnie, skonczy sie na kolku wzajemnej adoracji.

    PS. z 8 tys. IP, 5 nalezy do mnie (przynajmniej dzisiaj). To rowniez tlumaczy dlaczego pisze teraz bez polskich znakow.

    • Mylisz się.
      Podał bym Ci na tacy trzy Nicki z opcji PiS-owej i szeroką, w miarę sympatyczną dyskusję, ba, nawet pozdrowienia i życzenia dozgonne dla przeciwników politycznych ale nie podam, bo zburzył bym konstrukcję myślową Twojego komentarza a jestem zbyt delikatnej natury, by Ci afront uczynić.

  4. koniec z kompleksem s24
    sama go nigdy nie miałam; po dłuższej obserwacji tamtejszych wpisów zdecydowałam, że to nie jest moje towarzystwo; nie ze względu na treści, a na formę notek i komentarzy, napastliwość graniczącą z chamstwem; kontrowersje póki co trzymają klasę; ale rzeczywiście istnieje zagrożenie przerodzenia się w towarzystwo wzajemnej adoracji, z tym że nie dramatyzowałabym, jeśli portal nigdy nie stanie się atrakcyjny dla miłośników o. Rydzyka czy głosicieli geniuszu b-ci Kaczyńskich; wśród dotychczasowych uczestników, trzymając się tylko strefy partyjno-politycznej, już zauważyłam rozrzut między fanami POPiS-u, POLiD-u, anarchistami i innymi abnegatami – mam nadzieję, że będziemy się twardo kłócić; ciekawa jestem, czy rozwinie się dział Kultura, sztuka, nauka inne – póki co to strefa zamrożona, może by włączyć w nią religie? i jeszcze drobna sprawa MK, pierwsza linijka Twojego tekstu: każe od kazać, karze od karać (przepraszam za małostkowość, ale skoro mamy być the best…)

    • POMIJANY MILCZENIEM TEMAT FUNDAMENTALNY ?
      W (bodajze) sierpniowym numerze Polityki pojawil sie artykul w ktorym szeroko omawiano przypadlosci psychiczne obecnego prezydenta.
      Wydrukowano tez kopie recept na leki psychotropowe, ktore w pewnym czasie uzywal. Interesujace mogloby by byc skojarzenie z notatka Daniela Passenta w jego blogu z dnia 17.10, a takze komentarz Jana w tymze blogu, ktory pozwalam sobie zalaczyc.
      ? Jan pisze:
      2008-10-17 o godz. 07:03
      Bardzo delikatnie sugeruje Pan wystepowanie u prezydenta zaburzen afektywnych-dwubiegunowych, opisujac dokladnie ich objawy. I to jest chyba wlasnie problem, a nie alkohol, jak sugeruje Palikot, choc objawy przedawkowania niektórych leków moga przypominac stan wskazujacy na spozycie. Dla bliskiego otoczenia zwykle korzystniejsze jest utrzymywanie pacjenta raczej blizej lagodnej depresji, gdzie osoba taka zamyka sie i unika kontaktów, jednak sam chory czuje że żyje dopiero w fazie maniakalnej, gdy pojawia sie wzmozona aktywnosc, zawyzona samoocena, czasami szal twórczy i urojenia. Zeby chociaz z tej hiperaktywnosci cos wynikalo, ale czesto sa to dzialania pozbawione najmniejszego sensu, chociazby jak z brukselskim szczytem: co z tego, ze prezydentowi udalo sie pokonac wszystkie zapory stawiane przez rzad i gospodarzy, i ze usiadl przy stoliku? W najwazniejszej ponoc dla niego sprawie glosu nie zabral, bo biegal wlasnie po podwórku, Walesy nie uwalil, a na inne wazne dla niego tematy nie wypowiedzial sie, bo kolacje jadl w innej sali.
      Z taka choroba mozna życ, choc jest to ciezkie zarówno dla pacjenta, jak i jego najblizszych. Czesto choroba ta jednak uniemozliwia pelnienie obowiazków sluzbowych i wydaje mi sie, ze wazne jest nie tyle rozstrzygniecie sporów kompetencyjnych pomiedzy rzadem a prezydentem, lecz stwierdzenie, czy stan zdrowia pana Lecha Kaczynskiego pozwala mu pelnic funkcje prezydenta RP.
      Irracjonalne wyskoki pana prezydentak jak rowniez ukrycie sie jego brata w Klarysewie pozwala wysnuc wniosek ze prezydent BYC MOZE JEST manipulowany przy pomocy lekow psychotropowych z Klarysewa.
      Bardzo to ponury scenariusz, ale jesli wezmie sie pod uwage przejawy patologii politycznej ktore sie na to nakladaja robie sie nawet strasznie
      PS Obecnie nazwy “psychoza maniakalno-depresyjna” nie używa się i powoli się z niej rezygnuje na rzecz pojęcia “zaburzenia afektywne-dwubiegunowe”. …

  5. koniec z kompleksem s24
    sama go nigdy nie miałam; po dłuższej obserwacji tamtejszych wpisów zdecydowałam, że to nie jest moje towarzystwo; nie ze względu na treści, a na formę notek i komentarzy, napastliwość graniczącą z chamstwem; kontrowersje póki co trzymają klasę; ale rzeczywiście istnieje zagrożenie przerodzenia się w towarzystwo wzajemnej adoracji, z tym że nie dramatyzowałabym, jeśli portal nigdy nie stanie się atrakcyjny dla miłośników o. Rydzyka czy głosicieli geniuszu b-ci Kaczyńskich; wśród dotychczasowych uczestników, trzymając się tylko strefy partyjno-politycznej, już zauważyłam rozrzut między fanami POPiS-u, POLiD-u, anarchistami i innymi abnegatami – mam nadzieję, że będziemy się twardo kłócić; ciekawa jestem, czy rozwinie się dział Kultura, sztuka, nauka inne – póki co to strefa zamrożona, może by włączyć w nią religie? i jeszcze drobna sprawa MK, pierwsza linijka Twojego tekstu: każe od kazać, karze od karać (przepraszam za małostkowość, ale skoro mamy być the best…)

    • POMIJANY MILCZENIEM TEMAT FUNDAMENTALNY ?
      W (bodajze) sierpniowym numerze Polityki pojawil sie artykul w ktorym szeroko omawiano przypadlosci psychiczne obecnego prezydenta.
      Wydrukowano tez kopie recept na leki psychotropowe, ktore w pewnym czasie uzywal. Interesujace mogloby by byc skojarzenie z notatka Daniela Passenta w jego blogu z dnia 17.10, a takze komentarz Jana w tymze blogu, ktory pozwalam sobie zalaczyc.
      ? Jan pisze:
      2008-10-17 o godz. 07:03
      Bardzo delikatnie sugeruje Pan wystepowanie u prezydenta zaburzen afektywnych-dwubiegunowych, opisujac dokladnie ich objawy. I to jest chyba wlasnie problem, a nie alkohol, jak sugeruje Palikot, choc objawy przedawkowania niektórych leków moga przypominac stan wskazujacy na spozycie. Dla bliskiego otoczenia zwykle korzystniejsze jest utrzymywanie pacjenta raczej blizej lagodnej depresji, gdzie osoba taka zamyka sie i unika kontaktów, jednak sam chory czuje że żyje dopiero w fazie maniakalnej, gdy pojawia sie wzmozona aktywnosc, zawyzona samoocena, czasami szal twórczy i urojenia. Zeby chociaz z tej hiperaktywnosci cos wynikalo, ale czesto sa to dzialania pozbawione najmniejszego sensu, chociazby jak z brukselskim szczytem: co z tego, ze prezydentowi udalo sie pokonac wszystkie zapory stawiane przez rzad i gospodarzy, i ze usiadl przy stoliku? W najwazniejszej ponoc dla niego sprawie glosu nie zabral, bo biegal wlasnie po podwórku, Walesy nie uwalil, a na inne wazne dla niego tematy nie wypowiedzial sie, bo kolacje jadl w innej sali.
      Z taka choroba mozna życ, choc jest to ciezkie zarówno dla pacjenta, jak i jego najblizszych. Czesto choroba ta jednak uniemozliwia pelnienie obowiazków sluzbowych i wydaje mi sie, ze wazne jest nie tyle rozstrzygniecie sporów kompetencyjnych pomiedzy rzadem a prezydentem, lecz stwierdzenie, czy stan zdrowia pana Lecha Kaczynskiego pozwala mu pelnic funkcje prezydenta RP.
      Irracjonalne wyskoki pana prezydentak jak rowniez ukrycie sie jego brata w Klarysewie pozwala wysnuc wniosek ze prezydent BYC MOZE JEST manipulowany przy pomocy lekow psychotropowych z Klarysewa.
      Bardzo to ponury scenariusz, ale jesli wezmie sie pod uwage przejawy patologii politycznej ktore sie na to nakladaja robie sie nawet strasznie
      PS Obecnie nazwy “psychoza maniakalno-depresyjna” nie używa się i powoli się z niej rezygnuje na rzecz pojęcia “zaburzenia afektywne-dwubiegunowe”. …

  6. koniec z kompleksem s24
    sama go nigdy nie miałam; po dłuższej obserwacji tamtejszych wpisów zdecydowałam, że to nie jest moje towarzystwo; nie ze względu na treści, a na formę notek i komentarzy, napastliwość graniczącą z chamstwem; kontrowersje póki co trzymają klasę; ale rzeczywiście istnieje zagrożenie przerodzenia się w towarzystwo wzajemnej adoracji, z tym że nie dramatyzowałabym, jeśli portal nigdy nie stanie się atrakcyjny dla miłośników o. Rydzyka czy głosicieli geniuszu b-ci Kaczyńskich; wśród dotychczasowych uczestników, trzymając się tylko strefy partyjno-politycznej, już zauważyłam rozrzut między fanami POPiS-u, POLiD-u, anarchistami i innymi abnegatami – mam nadzieję, że będziemy się twardo kłócić; ciekawa jestem, czy rozwinie się dział Kultura, sztuka, nauka inne – póki co to strefa zamrożona, może by włączyć w nią religie? i jeszcze drobna sprawa MK, pierwsza linijka Twojego tekstu: każe od kazać, karze od karać (przepraszam za małostkowość, ale skoro mamy być the best…)

    • POMIJANY MILCZENIEM TEMAT FUNDAMENTALNY ?
      W (bodajze) sierpniowym numerze Polityki pojawil sie artykul w ktorym szeroko omawiano przypadlosci psychiczne obecnego prezydenta.
      Wydrukowano tez kopie recept na leki psychotropowe, ktore w pewnym czasie uzywal. Interesujace mogloby by byc skojarzenie z notatka Daniela Passenta w jego blogu z dnia 17.10, a takze komentarz Jana w tymze blogu, ktory pozwalam sobie zalaczyc.
      ? Jan pisze:
      2008-10-17 o godz. 07:03
      Bardzo delikatnie sugeruje Pan wystepowanie u prezydenta zaburzen afektywnych-dwubiegunowych, opisujac dokladnie ich objawy. I to jest chyba wlasnie problem, a nie alkohol, jak sugeruje Palikot, choc objawy przedawkowania niektórych leków moga przypominac stan wskazujacy na spozycie. Dla bliskiego otoczenia zwykle korzystniejsze jest utrzymywanie pacjenta raczej blizej lagodnej depresji, gdzie osoba taka zamyka sie i unika kontaktów, jednak sam chory czuje że żyje dopiero w fazie maniakalnej, gdy pojawia sie wzmozona aktywnosc, zawyzona samoocena, czasami szal twórczy i urojenia. Zeby chociaz z tej hiperaktywnosci cos wynikalo, ale czesto sa to dzialania pozbawione najmniejszego sensu, chociazby jak z brukselskim szczytem: co z tego, ze prezydentowi udalo sie pokonac wszystkie zapory stawiane przez rzad i gospodarzy, i ze usiadl przy stoliku? W najwazniejszej ponoc dla niego sprawie glosu nie zabral, bo biegal wlasnie po podwórku, Walesy nie uwalil, a na inne wazne dla niego tematy nie wypowiedzial sie, bo kolacje jadl w innej sali.
      Z taka choroba mozna życ, choc jest to ciezkie zarówno dla pacjenta, jak i jego najblizszych. Czesto choroba ta jednak uniemozliwia pelnienie obowiazków sluzbowych i wydaje mi sie, ze wazne jest nie tyle rozstrzygniecie sporów kompetencyjnych pomiedzy rzadem a prezydentem, lecz stwierdzenie, czy stan zdrowia pana Lecha Kaczynskiego pozwala mu pelnic funkcje prezydenta RP.
      Irracjonalne wyskoki pana prezydentak jak rowniez ukrycie sie jego brata w Klarysewie pozwala wysnuc wniosek ze prezydent BYC MOZE JEST manipulowany przy pomocy lekow psychotropowych z Klarysewa.
      Bardzo to ponury scenariusz, ale jesli wezmie sie pod uwage przejawy patologii politycznej ktore sie na to nakladaja robie sie nawet strasznie
      PS Obecnie nazwy “psychoza maniakalno-depresyjna” nie używa się i powoli się z niej rezygnuje na rzecz pojęcia “zaburzenia afektywne-dwubiegunowe”. …

  7. Chetnie podyskutuje z cudzym
    Chetnie podyskutuje z cudzym pogladem, niechby bardzo roznym od mojego, byle byl w miare schludnie sformulowany. Ale jak mi sie tutaj zalegnie znaczniejsza liczba prawakow na poziomie takim, jaki prezentuja na onecie albo i na Salonie (ostatnip poczytalem komentarze pod wierszykami Marka Majewskiego), to – mimo zem sam liberal z lekko prawackim odchylem – wypisze sie dosc szybko.

    Nie ze strachu. Po postu z braku nawyku, by pic kawke tak, gdzie inni przychodza sie wys…c.
    Odseparowanie jednych od drugich to robota i zadanie gospodarza posesji. Jesli on sobie z tym nie poradzi, to trudno – trzeba chodzic na kawe gdzie indziej.

    Pozdrawiam

  8. Chetnie podyskutuje z cudzym
    Chetnie podyskutuje z cudzym pogladem, niechby bardzo roznym od mojego, byle byl w miare schludnie sformulowany. Ale jak mi sie tutaj zalegnie znaczniejsza liczba prawakow na poziomie takim, jaki prezentuja na onecie albo i na Salonie (ostatnip poczytalem komentarze pod wierszykami Marka Majewskiego), to – mimo zem sam liberal z lekko prawackim odchylem – wypisze sie dosc szybko.

    Nie ze strachu. Po postu z braku nawyku, by pic kawke tak, gdzie inni przychodza sie wys…c.
    Odseparowanie jednych od drugich to robota i zadanie gospodarza posesji. Jesli on sobie z tym nie poradzi, to trudno – trzeba chodzic na kawe gdzie indziej.

    Pozdrawiam

  9. Chetnie podyskutuje z cudzym
    Chetnie podyskutuje z cudzym pogladem, niechby bardzo roznym od mojego, byle byl w miare schludnie sformulowany. Ale jak mi sie tutaj zalegnie znaczniejsza liczba prawakow na poziomie takim, jaki prezentuja na onecie albo i na Salonie (ostatnip poczytalem komentarze pod wierszykami Marka Majewskiego), to – mimo zem sam liberal z lekko prawackim odchylem – wypisze sie dosc szybko.

    Nie ze strachu. Po postu z braku nawyku, by pic kawke tak, gdzie inni przychodza sie wys…c.
    Odseparowanie jednych od drugich to robota i zadanie gospodarza posesji. Jesli on sobie z tym nie poradzi, to trudno – trzeba chodzic na kawe gdzie indziej.

    Pozdrawiam

  10. Nie gniewajcie sie…
    …lubie Was oboje, ale nie wydaje mi sie ani konstruktywna, ani inteligentnie zabawna maniera publicznego epatowania wlasna niewiedza, w tym dywagowania nad nieznanym znaczeniem slow (tu: “blog”), i to w sytuacji, gdy raptem kilkoma kliknieciami (czyli wysilkiem znacznie mniejszym niz przy pisaniu posta z wyznaniem niewiedzy) mozna sobie wywolac odpowiednie informacje w wikipedii czy w tysiacu innych zrodel.

    Brzmi to troszke jak pelen rozkosznego samozachwytu manifest “jestem glupi i tak mi z tym cudownie, ze nie zadam sobie najmniejszego trudu, by to zmienic”.
    A co najmniej – pogarsza i tak nedzne proporcje miedzy iloscia slow a iloscia tresci w internecie.

    Pozdrawiam

  11. Nie gniewajcie sie…
    …lubie Was oboje, ale nie wydaje mi sie ani konstruktywna, ani inteligentnie zabawna maniera publicznego epatowania wlasna niewiedza, w tym dywagowania nad nieznanym znaczeniem slow (tu: “blog”), i to w sytuacji, gdy raptem kilkoma kliknieciami (czyli wysilkiem znacznie mniejszym niz przy pisaniu posta z wyznaniem niewiedzy) mozna sobie wywolac odpowiednie informacje w wikipedii czy w tysiacu innych zrodel.

    Brzmi to troszke jak pelen rozkosznego samozachwytu manifest “jestem glupi i tak mi z tym cudownie, ze nie zadam sobie najmniejszego trudu, by to zmienic”.
    A co najmniej – pogarsza i tak nedzne proporcje miedzy iloscia slow a iloscia tresci w internecie.

    Pozdrawiam

  12. Nie gniewajcie sie…
    …lubie Was oboje, ale nie wydaje mi sie ani konstruktywna, ani inteligentnie zabawna maniera publicznego epatowania wlasna niewiedza, w tym dywagowania nad nieznanym znaczeniem slow (tu: “blog”), i to w sytuacji, gdy raptem kilkoma kliknieciami (czyli wysilkiem znacznie mniejszym niz przy pisaniu posta z wyznaniem niewiedzy) mozna sobie wywolac odpowiednie informacje w wikipedii czy w tysiacu innych zrodel.

    Brzmi to troszke jak pelen rozkosznego samozachwytu manifest “jestem glupi i tak mi z tym cudownie, ze nie zadam sobie najmniejszego trudu, by to zmienic”.
    A co najmniej – pogarsza i tak nedzne proporcje miedzy iloscia slow a iloscia tresci w internecie.

    Pozdrawiam

  13. Niech każdy robi to, co umie najlepiej.
    Matka_Kurka jest dobry w opisywaniu postrzeganej rzeczywistości. To lekkie i zgrabne pióro sprawiło, że jest rzesza chcących codziennie to czytać. Obawiam się by wejście w nowe ‘buty’ – właściciela nie przyniosło szkody dla jakości pisanych tekstów. Pierwsze symptomy już się pojawiły. Miast skoncentrować się na wydarzeniach, pochyla się kolejny raz nad sprawami techniczno-organizacyjnymi.
    Jako dobry ojciec popełnionego portalu chce (i to jest zrozumiałe) by dziecko wyrosło na wielkie, ogromne i wpływające. Tym samym Matka_Kurka przechodzi z roli obserwatora do aktywnego uczestnika. Tego już pogodzić się nie da. Nie można bezstronnie komentować czegoś w czym się aktywnie uczestniczy. Pozostaw więc Matko_Kurko ‘naprawianie świata’ innym. Rób to co umiesz bardzo dobrze – opisuj. Gal Anonim stał się znany nie dlatego, że wpływał na skrzeczącą rzeczywistość ale dlatego, że ją opisywał.

  14. Niech każdy robi to, co umie najlepiej.
    Matka_Kurka jest dobry w opisywaniu postrzeganej rzeczywistości. To lekkie i zgrabne pióro sprawiło, że jest rzesza chcących codziennie to czytać. Obawiam się by wejście w nowe ‘buty’ – właściciela nie przyniosło szkody dla jakości pisanych tekstów. Pierwsze symptomy już się pojawiły. Miast skoncentrować się na wydarzeniach, pochyla się kolejny raz nad sprawami techniczno-organizacyjnymi.
    Jako dobry ojciec popełnionego portalu chce (i to jest zrozumiałe) by dziecko wyrosło na wielkie, ogromne i wpływające. Tym samym Matka_Kurka przechodzi z roli obserwatora do aktywnego uczestnika. Tego już pogodzić się nie da. Nie można bezstronnie komentować czegoś w czym się aktywnie uczestniczy. Pozostaw więc Matko_Kurko ‘naprawianie świata’ innym. Rób to co umiesz bardzo dobrze – opisuj. Gal Anonim stał się znany nie dlatego, że wpływał na skrzeczącą rzeczywistość ale dlatego, że ją opisywał.

  15. Niech każdy robi to, co umie najlepiej.
    Matka_Kurka jest dobry w opisywaniu postrzeganej rzeczywistości. To lekkie i zgrabne pióro sprawiło, że jest rzesza chcących codziennie to czytać. Obawiam się by wejście w nowe ‘buty’ – właściciela nie przyniosło szkody dla jakości pisanych tekstów. Pierwsze symptomy już się pojawiły. Miast skoncentrować się na wydarzeniach, pochyla się kolejny raz nad sprawami techniczno-organizacyjnymi.
    Jako dobry ojciec popełnionego portalu chce (i to jest zrozumiałe) by dziecko wyrosło na wielkie, ogromne i wpływające. Tym samym Matka_Kurka przechodzi z roli obserwatora do aktywnego uczestnika. Tego już pogodzić się nie da. Nie można bezstronnie komentować czegoś w czym się aktywnie uczestniczy. Pozostaw więc Matko_Kurko ‘naprawianie świata’ innym. Rób to co umiesz bardzo dobrze – opisuj. Gal Anonim stał się znany nie dlatego, że wpływał na skrzeczącą rzeczywistość ale dlatego, że ją opisywał.

  16. Do Tych wszystkich, którzy
    Do Tych wszystkich, którzy się boją “Towarzystwa wzajemnej adoracji”
    Z całym szacunkiem, ale wiele tematów niektórzy starsi wiekiem “przedyskutowali “nie z takimi autorytetami jak Janke czy MK. Określone doświadczenia, lektury, publicystyka ukształtowały indywidualne życiorysy i światopoglądy.Mamy swój ulubiony typ literatury, kupujemy określone czasopisma, preferencje dotyczące muzyki i sztuki. To jest ta podstawowa baza i wiedza, która pozwala nam odnosić się do rzeczywistości. Tu i teraz dostrzegamy jednak procesy, które są wynikiem zmian technologicznych. Właśnie to nowe jest czymś o czym powinniśmy dyskutować, bo tak naprawdę tutaj nie ma autorytetów, one dopiero się kształtują.
    Pozdrawiam

  17. Do Tych wszystkich, którzy
    Do Tych wszystkich, którzy się boją “Towarzystwa wzajemnej adoracji”
    Z całym szacunkiem, ale wiele tematów niektórzy starsi wiekiem “przedyskutowali “nie z takimi autorytetami jak Janke czy MK. Określone doświadczenia, lektury, publicystyka ukształtowały indywidualne życiorysy i światopoglądy.Mamy swój ulubiony typ literatury, kupujemy określone czasopisma, preferencje dotyczące muzyki i sztuki. To jest ta podstawowa baza i wiedza, która pozwala nam odnosić się do rzeczywistości. Tu i teraz dostrzegamy jednak procesy, które są wynikiem zmian technologicznych. Właśnie to nowe jest czymś o czym powinniśmy dyskutować, bo tak naprawdę tutaj nie ma autorytetów, one dopiero się kształtują.
    Pozdrawiam

  18. Do Tych wszystkich, którzy
    Do Tych wszystkich, którzy się boją “Towarzystwa wzajemnej adoracji”
    Z całym szacunkiem, ale wiele tematów niektórzy starsi wiekiem “przedyskutowali “nie z takimi autorytetami jak Janke czy MK. Określone doświadczenia, lektury, publicystyka ukształtowały indywidualne życiorysy i światopoglądy.Mamy swój ulubiony typ literatury, kupujemy określone czasopisma, preferencje dotyczące muzyki i sztuki. To jest ta podstawowa baza i wiedza, która pozwala nam odnosić się do rzeczywistości. Tu i teraz dostrzegamy jednak procesy, które są wynikiem zmian technologicznych. Właśnie to nowe jest czymś o czym powinniśmy dyskutować, bo tak naprawdę tutaj nie ma autorytetów, one dopiero się kształtują.
    Pozdrawiam

  19. Mam dwóch VIP-ów!

    Awanturę z „Wyborczą”, wywołaną jej bezczelnymi zaprzeczeniami, jakoby w rocznice 13 grudnia nie czciła przede wszystkich sprawców stanu wojennego, zamiast ofiar, uważałem za swej strony za zakończoną:

    http://pl.youtube.com/watch?v=e7jsJGklTCc&feature=related

    przypomniana tu lista rocznicowych publikacji z kolejnych lat  zamyka ją definitywnie. Mimo to sprawca całego zamieszania, Wojciech Czuchnowski, z niewiarygodnym tupetem powtarza swoje. Tym razem wykorzystał do tego gościnne (zbyt gościnne w tym wypadku) łamy „Newsweeka”, gdzie, dopisując się listem do redakcji do tekstu Wojciecha Maziarskiego, podtrzymuje obelgi o moich rzekomych kłamstwach. „Newsweek” wydrukował potem także mój list i dziwi się memu oburzeniu, wyjaśniając, że w rubryce listy drukują wszystko jak popadnie. Doprawdy? Myślę, że gdyby „Wprost” zamieścił w takiej rubryce list, dajmy na to, insynuujący, że któryś z redaktorów „Newsweeka” coś ukradł, to jednak poczuliby się dotknięci.

    Czuchnowskiego ostrzegam, żeby nie przeginał, bo chociaż jestem człowiekiem cierpliwym, to jego bezczelność może go w końcu zaprowadzić na salę sądową, i żałosne sztuczki z ukrywaniem się przed pozwem nie zdołają go przed tym ochronić. I nawet najbardziej życzliwy „Wyborczej” sędzia nie będzie mógł wziąć jego „dowodów” za dobrą monetę.

    Do sprawy wracam jednak nie po to, by poskramiać żałosnego typka, któremu życzę zresztą, aby jak najdłużej był czołowym dziennikarzem śledczym swej gazety − już niejeden raz skompromitował ją plotąc  głupstwa bez pokrycia i mam nadzieję niejeden jeszcze raz skompromituje. W istocie bowiem atak Czuchnowskiego i kogoś tam jeszcze na „Misję Specjalną” z moim udziałem był tylko powtórzeniem figury zastosowanej przez jego gazetę wcześniej w celu dyskredytowania mojej „Michnikowszczyzny”. Wyrywając z kontekstu moje słowa, dotyczące ściśle numerów z 13 grudnia, red. Milewicz usiłowała wtedy przyprawić mi gębę kłamcy oznajmiając z oburzeniem, iż jej gazeta poswięciła ofiarom stanu wojennego „dziesiątki artykułów”.

    Nie miałem czasu na szczegółowe badania statystyczne w archiwum „Gazety Wyborczej”, ale wyręczył mnie pewien bloger − przy tej okazji serdecznie dziękuję. Całość jego postu „Michnikowszczyzna o michnikowszczyznie” jest tutaj:

    http://members.chello.pl/j.uhma/milewicz.html

    A tu dla nieklikatych obszerny fragment (ramkami wyróżniony tekst Ewy Milewicz):

    „Publicystka wymienia jako przykłady zaangażowania Gazety w sprawę ofiar stanu wojennego jedynie teksty o wydarzeniach, o których nawet małe dzieci wiedzą. Kopalnia Wujek, księża Popiełuszko, Zych i Suchowolec, Grzegorz Przemyk? Czyż można było o tych sprawach nie pisać? A mi marzyłby się cykl reportaży o nieznanych ofiarach SB ujawnionych przez komisję Rokity. Czegoś takiego nigdy nie było. Co więcej, jakoś ta wyliczanka Ewy Milewicz strasznie mało konkretna. Ja bym napisał: w okresie od – do pisaliśmy tyle a tyle razy np. o sprawie kopalni Wujek, w tym było tyle a tyle notatek, tyle artykułów, wywiadów, reportaży. A tu ani słowa.

    Postanowiłem naprawić to niedopatrzenie. O ile jednak pani Milewicz byłoby bardzo łatwo te dane z redakcyjnej bazy wyciągnąć, o tyle ja musiałem się sporo napracować i ograniczyć. Ponieważ nie mam czasu na żmudne ślęczenie w bibliotece, ani nie zamierzam bulić Wyborczej 300 PLN miesięcznie za dostęp do jej internetowego archiwum, skazany byłem na teksty zamieszczone na portalu gazeta.pl. A i tak przejrzenie ich wszystkich było nierealne. Ograniczyłem się więc do tekstów sprzed 1.01.2003, za datę graniczną uznając początek afery Rywina i pojawienie się konkurencji przełamującej monopol GW.

    Po wrzuceniu hasła "kopalnia wujek" w wyszukiwarkę gazeta.pl otrzymałem następujące wyniki:

    Teksty (663) Zdjęcia (79) Mp3 (30)

    ·  Z okresu sprzed 2003 mieliśmy 203 teksty
    ·  po usunięciu dubletów zostało 198
    ·  115 zostało, gdy zniknęły przypadkowe teksty typu: wywiad z Muńkiem, informacje ze Śląska, reportaż o łabędziach (?)
    ·  do 56 zmniejszyło liczbę tekstów usunięcie doniesień z procesów zomowców z Wujka i procesu Kiszczaka (tego nie dało się nie zamieszczać, mówili o tym wszyscy)
    ·  11 zostało po usunięciu notek typu "Obchody rocznicy stanu wojennego" – tego też trudno nie drukować.
    11 tekstów spośród 203! 5 %! Z prawie 14 lat!
    A oto ta złota jedenastka:

    1. Diariusz stanu wojennego w Lublinie (2002-12-12)
    Od profesora Czesława Michałowskiego otrzymaliśmy dziennik, który pisał 21 lat temu, po wprowadzeniu stanu wojennego. Dziś publikujemy fragmenty tego dziennika, opisujące pierwszy tydzień "wojny polsko-jaruzelskiej".
    Nie wiem, czy ktoś przeczytał tę książkę ("Dziennik stanu wojennego"). Ja ją przejrzałem i zdecydowałem, że miałka. Raczej miałem rację. Cytuję koniec (czyli z reguły najmocniejszy fragment) tekstu z Wyborczej:
    W mieście dekrety Rady Państwa o wprowadzeniu stanu wojennego poplamiono czerwoną farbą. Duże opady śniegu i utrzymujący się silny mróz powodują częste i wielogodzinne opóźnienia pociągów. W osiedlowym sklepie udało mi się kupić 10 dag rodzynek. To prawdziwy rarytas. Kosztowały 22 zł, a uprzednio 9 zł. Święta Bożego Narodzenia będą bogatsze.


    2. Reportaż: 16 grudnia pod oknami familoków obok kopalni Wujek (2001-12-14)
    Bardzo ładny reportaż. Sęk w tym, że nie w wydaniu ogólnopolskim, a tylko w dodatku katowickim. A już w Katowicach chyba nie dało się milczeć o "Wujku"?


    3. W imię ojca Reportaż Aleksandry Klich (2001-12-14)
    Niby niezły reportaż – tragedia w Wujku oczami dzieci zamordowanych. Ale spinająca go klamra – wbrew sztuce dziennikarskiej – zawiera te same słowa:
    Gdy opowiadam moim dzieciom o dziadku, jestem z niego dumna, chociaż wolałabym, żeby to nie mój ojciec był bohaterem z Wujka.


    4. Opowiadają górnicy z Wujka (2001-12-14)

    Walczyli o lepszy los dla siebie i swoich kolegów z kopalni. Potem, gdy stan wojenny się skończył, zapomniano o nich. – Nie o to walczyliśmy – mówi jeden z górników z Wujka, który 20 lat temu odniósł rany podczas pacyfikacji kopalni.
    Już lead zamieszczony w wyszukiwarce mówi sam za siebie. Dalej jest tak samo albo jeszcze lepiej

    5. O czym myślą krwiożercze demony (2001-12-12)
    O powstaniu "Solidarności", stanie wojennym, 20 lat po 13 grudnia z Barbarą Labudą rozmawia Paweł Smoleński
    Niby bardzo dobry wywiad. Ale… parę cytatów:
    Uświadomiłam sobie całkiem niedawno, że stan wojenny kazał mi zachowywać się absurdalnie, niedorzecznie, infantylnie. Byłam uczestnikiem jakiejś ponurej gry-nie-gry w policjantów i złodziei.
    Pamiętam rozmowę z kimś z mojej rodziny gdzieś w 1988 r. o generale Jaruzelskim. Dziś tak bym nie mówiła, bo tak nie myślę, ale wtedy uważałam, że to zbrodniarz, bardzo zły człowiek. Ten ktoś mówił: pomyśl racjonalnie, przecież mogli was powystrzelać, a jakoś się pilnowali, w stanie wojennym nie przelano dużo krwi. Nie umiałam się z tym zgodzić.
    Po błędach popełnionych w latach 90. bardzo trudno jest przyznać "Solidarności" historyczną rację.


    6. Karol Modzelewski: Nie mieliśmy szans (2001-12-07) Tekst z 1997-12-13.
    Karol Modzelewski w rozmowie z Arturem Domosławskim.
    Obrona stanu wojennego jako nieuchronnego i wymuszonego przez Rosjan. Coś dodać?


    7. Ofiary w kopalniach Wujek i Manifest Lipcowy w reportażu Tomasza Toszy (2001-12-07) Tekst z 1997-12-13
    Niezły reportaż. Ale to zakończenie…
    I tylko czasem tak sobie marzę, żeby któryś z tych milicjantów zadzwonił, nawet się nie przedstawiał, tylko powiedział: Wiesz, przepraszam. Strzelaliśmy. Wtedy inaczej się nie dało. Teraz mamy poukładane życie, żony, dzieci. Nie chcemy iść do więzienia. Wybacz.


    8. Jacek HUGO-BADER tropił losy milicjantów, którzy strzelali w kopalniach Wujek i Manifest Lipcowy (artykuł z marca 1993 roku) (2001-10-29)
    Pierwszy chce zostać świadkiem Jehowy, szósty założył firmę, dziewiąty uciekł w Bieszczady, jedenasty jest pirotechnikiem, dwudziesty czwarty popełnił samobójstwo…
    Znowu sam lead wystarczy. A w środku jeszcze lepiej. No normalnie zomowcy jako ofiary Losu.


    9. Pożegnanie z bronią, cz. III (2001-02-02)
    Z gen. Czesławem Kiszczakiem i Adamem Michnikiem rozmawiają Agnieszka Kublik i Monika Olejnik
    Pamiętny wywiad-rzeka. O czym tu jeszcze mówić? Gdzie przeciwwaga dla wspólnego wystąpienia AM z Kiszczakiem? Jeden cytat dla przypomnienia:
    Kiszczak: Ja jestem w tej komfortowej sytuacji, że nigdy nie wydałem rozkazu użycia broni. Nigdy.
    Michnik: Gdy oceniam stan wojenny z dzisiejszej perspektywy, to myślę, że to był taki stan wojenny, w którym władze kierowały się logiką unikania ofiar. To nie był pucz typu pinochetowskiego, w którym chodzi o fizyczną eliminację wroga. (…) To jednak był wyjątkowo łagodny zamach stanu. Najłagodniejszy zamach stanu w XX wieku.


    10. List w sprawie artykułu gen. Kiszczaka (1999-03-19)
    Lata osiemdziesiąte nie były "dobrymi czasami dla Kościoła" – polemika z gen. Czesławem Kiszczakiem
    Bardzo ostry tekst. Nareszcie! Ale kto go napisał? Sprawdzam pracowicie w archiwum Wyborczej (bo redakcja portalu nie podaje nazwisk autorów, taka bylejakość). I okazuje się, że jest to list W. Kamińskiego z KAI, a nie wypowiedź kogoś z GW.


    11. Stan wojenny. Raport sejmowej komisji odpowiedzialności konstytucyjnej (1996-10-09) (część I i II).
    Lesław Maleszka omawia dyskusję w sejmowej komisji odpowiedzialności konstytucyjnej, rozpatrującej wniosek o postawienie przed Trybunałem Stanu osób odpowiedzialnych za wprowadzenie stanu wojennego.
    Chyba nie trzeba komentować. Maleszka jako "rozdarta sosna" – i chciałby satysfakcji moralnej z tytułu postawienia twórców stanu wojennego przed TS, i wie, że byłoby to bezprawne. Ogólnie – jedna wielka niemożność.


    W sumie:
    ·  1 ostra polemika, ale w liście do redakcji.
    ·  3 niezłe reportaże (w tym 1 z dodatku lokalnego) o ofiarach z kopalni Wujek – przypomnijmy: ofiarach najlepiej znanych, o których nie da się zapomnieć.
    ·  1 tekst miałki.
    ·  2 teksty, w których sporo prawdy miesza się jednak z kłamstwem lub przeinaczeniem.
    ·  4 teksty skandaliczne.


    I powtórzę – dotyczy to ofiar pacyfikacji Wujka, najbardziej znanej sprawy stanu wojennego. Wystarczy wrzucić do wyszukiwarki hasło "komisja Rokity" albo nazwisko dowolnej osoby z listy ofiar ustalonej przez tę komisję.
    Co powiedziałem, to zrobiłem. Wrzuciłem w archiwum jedno nazwisko z listy Rokity – Jerzy Karwacki.
    Pracował w Zakładach Przemysłu Metalowego im. Hipolita Cegielskiego w Poznaniu. Podczas manifestacji pod pomnikiem poznańskiego Czerwca ’56 został zatrzymany przez milicjantów i zabrany na przesłuchanie do III komisariatu MO. Dzień później znaleziono go martwego przy nasypie tramwajowym na Osiedlu Lecha.


    Bardzo typowy los dla osób z listy ustalonej przez komisję Rokity.
    Wyszło 9 (!) wyników, z czego 5 z lat 89-03, ale tylko 1 o ofiarach (pozostałe to zapewne przypadkowa zbieżność nazwisk). 1 raz pojawił się Jerzy Karwacki na stronach Wyborczej przed 2006 rokiem! Kiszczak w tym czasie tylko jako autor bawił 14 razy. I o czym my mówimy?


    To może ktoś inny uratuje Wyborczą?
    Bogdan Włosik: Lat 20. Dla mieszkańców Nowej Huty stał się postacią prawie świętą. Uczył się w technikum, pracował w Hucie im. Lenina. Podczas demonstracji 13 października zastrzelił go na ulicy, pod kościołem Arka Pana, kapitan Służby Bezpieczeństwa po cywilnemu – tłumaczył potem, że działał w obronie własnej. Pogrzeb był jedną z największych manifestacji stanu wojennego – wzięło w nim udział 20 tys. osób. Kwiaty pokryły grobowiec na wysokość 2,5 metra. Dziś zabitemu poświęcony jest coroczny bieg uliczny. Jest też bohaterem sztuki teatralnej "Kochałam Bogdana" o historii Nowej Huty.


    Wrzucam do wyszukiwarki "bogdan włosik". Jest wynik! 13 tytułów w archiwum, 9 na portalu. Z tego 7 to informacja o sztuce "Kochałam Bogdana", a jeden o Biegu Memoriałowym im. Bogdana Włosika. Poza tym jedna króciutka notatka, którą przytoczyłem, pochodząca z 2006 roku. Można niby zapytać – czy jest jakaś gazeta, która napisała 13-krotnie o Bogdanie Włosiku? Nie wiem i wcale mnie to nie interesuje. Nie znam innych gazet, które miały ambicje podobne do Wyborczej.


    Komisji Rokity Wyborcza poświęciła 50 notek prasowych (tytuły w archiwum mówią same za siebie). A gdyby nawet znaleźć wśród nich z jedno rzetelne omówienie prac komisji, której działalność przeszła zupełnie bez echa, a jej ustalenia szerokie kręgi społeczeństwa poznały dopiero w 2006 roku, to cóżby to znaczyło wobec wielokrotnego oddawania łamów zbrodniarzom komunistycznym? Przypomnijmy: Kiszczak jako autor tekstów pojawia się w archiwum Wyborczej 14 razy, notek, w których pada nazwisko Bogdana Włosika, było 13! Do tego dodać należy wywiady z twórcami stanu wojennego, artykuły Michnika i jego podwładnych w obronie komunistów, ataki na próby rozliczeń, na żądanie sprawiedliwości, na lustrację. Ile tego było? To dopiero były dziesiątki tekstów – poważnie potraktowanych tekstów, zamieszczanych na pierwszych stronach!
    (…)


    Pani Milewicz, gdzie te dziesiątki artykułów? Nie, moja pamięć nie błądzi. To pani kłamie.”

    Cóż, wymowa tego tekstu (raz jeszcze uznanie dla autora za pracowitość; mnie się po prostu nie chciało) jest chyba wystarczająco dobitna.

    Pozostaje jeden drobiazg: w ostatnich dniach Ewa Milewicz znowu usiłowała podważyć moją wiarygodność, informując, że nie nazywała prezydenta Lecha Kaczyńskiego chorym psychicznie, co jej jakoby przypisałem. I znowu drobna manipulacja: ja przecież nie pisałem, że pani Milewicz tak literalnie powiedziała. Napisałem, zgodnie z prawdą, iż taka była wymowa materiału zamieszczonego na gazeta.pl, w którym jej słowa „prezydent nie panuje nad sobą” wpasowywały się doskonale w pozostałe wypowiedzi, jednoznacznie prowadzące czytelnika do wniosku, iż Lech Kaczyński z powodu zaburzeń psychicznych nie jest w stanie pełnić swego urzędu.

     

    Rafał Ziemkiewicz (raz)

     

     

     

     

     


    "Wyjaśnienie
    Wobec ohydnych kalumnii, jakimi obszczekano mnie bezprawnie w tak zwanym Raporcie Macierewicza wyjaśniam, że współpracę ze służbami wojskowymi podjąłem z głebokich pobudek patriotycznych. Pochodzę z rodziny zasłużonej dla Polski, mój dziad pogryzł carskiego stójkowego, a ojciec obsikał niemiecki transporter opancerzony. Ja chciałem tylko przyczynić się do tego, aby każdy Polak miał budę i michę. Kagańce nałożono Polakom z troski, żeby się między sobą nie poryźli. Nikomu nie zaszkodziłem. Czuję się niewinnie pohańbiony i w tej sytuacji nie będę mógl wziąc udziału w misji w Afganistanie. Pies Szarik"

    "Oświadzenie
    W związku z pojawiającymi się w mediach zarzutami o bezprawnym ujawnieniu w raporcie z likwidacji WSI faktu wieloletniej współpracy Psa Szarika z wywiadem wojskowym PRL a następnie z Wojskowymi Służbami Informacyjnymi minister Antoni Macierewicz oświadcza:
    Pies Szarik pełnił służbę jako OPP (oficer pod przykryciem), ostatnio w stopniu majora i był zarejestrowany pod kryptonimami "Reksio" i "Baca". Zwerbowany został w roku 1943, jeszcze na terenie ZSSR i przeszedł szkolenie specjalne na kursach GRU dla psów strażniczych. Jego wykładowcą był między innymi osławiony Wierny Rusłan, w randze generała NKWD. W PRL Pies Szarik wykonywał odpowiedzialne zadania węszenia w rozmaitych środowiskach. Pomagała mu w tym legenda oparta na fałszywych świadectwach, że z wykształcenia jest psem- przewodnikiem niewidomych oraz rodowód potwierdzony przez Związek Kynologiczny, wskazujący na arystokratyczne pochodzenie do dwunastego pokolenia. W rzeczywistości z akt personalnych wynika, że Pies Szarik jest zwykłym kundlem. Nawiasem mówiąc, sfałszowane jeszcze przez Informację Wojskową dokumenty wykorzystywał cynicznie w życiu prywatnym do krycia atrakcyjnych suczek.
    W latach 60. kontrwywiad wojskowy ulokował go w GOPR-ze na etacie ratownika górskiego, gdzie zajmował się inwigilacją środowiska Taterników. W kilka lat pożniej został przeniesiony na rentę inwalidzką ze względu na chorobę alkoholową wywołaną kontaktami służbowymi z góralską herbatką. W stan spoczynku jednak nie przeszedł. W aktach zachowała się jego deklaracja, że nie zatracił instynktu klasowego i pragnie nadal, powodowany patriotyzmem i troską o dobro Polski, tropić wroga i tarmosić psy  łańcuchowe imperializmu amerykańskiego. Skierowano go na komisję lekarską, która stwierdziła dobry zgryz i nie upośledzony węch proletariacki. W III RP Pies Szarik otrzymał zadanie szczucia mediów i ujadania, z którego wywiązał się z wyrożnieniem. Ostatnio był przewodniczącym rady nadzorczej koncernu produkującego karmę dla psów, założonego przez WSI.
    Należy dodać, że Pies Szarik usiłował skłonić Komisję do usunięcia jego danych z Raportu. Jednych członków Komisji chciał zastraszyć, warcząć i szczerząc kły, a innych udobruchać merdaniem ogona i lizaniem po rękach. Powoływał się też na znajomość z Psem Baskervillów z MI5 i Suczką Lassie z CIA."

    "Deklaracja
    Eksperci opozycji sejmowej ustalili, że Pies Szarik nie jest wilczurem, tylko owcą w wilczej skórze. W związku z tym odsunięcie go od michy, żłobu i koryta stanowi pogwałcenie Konstytucji. Sprawa będzie wyjaśniona przez Watahę Śledczą na której czele stanie Jan Maria Rokita. Celem Watahy będzie wygryzienie Macierewicza i wzięcie go na łańcuch."

    Hau. hau. Auuuuu!

    Maciej Rybiński

     

     

    1. Ziemkiewicz o Michniku napisał Michnikowszczyznę. O Ziemkiewiczu ktoś powinien napisać Wściekliznę.

     

    2. Rybiński zakochał się w Pis-ie. Miłość do jednej partii, to najlepszy sposób, by jako publicysta zejść na psy. Powyższy artykuł potwierdza to i w przenośni i w rzeczywistości.

  20. Mam dwóch VIP-ów!

    Awanturę z „Wyborczą”, wywołaną jej bezczelnymi zaprzeczeniami, jakoby w rocznice 13 grudnia nie czciła przede wszystkich sprawców stanu wojennego, zamiast ofiar, uważałem za swej strony za zakończoną:

    http://pl.youtube.com/watch?v=e7jsJGklTCc&feature=related

    przypomniana tu lista rocznicowych publikacji z kolejnych lat  zamyka ją definitywnie. Mimo to sprawca całego zamieszania, Wojciech Czuchnowski, z niewiarygodnym tupetem powtarza swoje. Tym razem wykorzystał do tego gościnne (zbyt gościnne w tym wypadku) łamy „Newsweeka”, gdzie, dopisując się listem do redakcji do tekstu Wojciecha Maziarskiego, podtrzymuje obelgi o moich rzekomych kłamstwach. „Newsweek” wydrukował potem także mój list i dziwi się memu oburzeniu, wyjaśniając, że w rubryce listy drukują wszystko jak popadnie. Doprawdy? Myślę, że gdyby „Wprost” zamieścił w takiej rubryce list, dajmy na to, insynuujący, że któryś z redaktorów „Newsweeka” coś ukradł, to jednak poczuliby się dotknięci.

    Czuchnowskiego ostrzegam, żeby nie przeginał, bo chociaż jestem człowiekiem cierpliwym, to jego bezczelność może go w końcu zaprowadzić na salę sądową, i żałosne sztuczki z ukrywaniem się przed pozwem nie zdołają go przed tym ochronić. I nawet najbardziej życzliwy „Wyborczej” sędzia nie będzie mógł wziąć jego „dowodów” za dobrą monetę.

    Do sprawy wracam jednak nie po to, by poskramiać żałosnego typka, któremu życzę zresztą, aby jak najdłużej był czołowym dziennikarzem śledczym swej gazety − już niejeden raz skompromitował ją plotąc  głupstwa bez pokrycia i mam nadzieję niejeden jeszcze raz skompromituje. W istocie bowiem atak Czuchnowskiego i kogoś tam jeszcze na „Misję Specjalną” z moim udziałem był tylko powtórzeniem figury zastosowanej przez jego gazetę wcześniej w celu dyskredytowania mojej „Michnikowszczyzny”. Wyrywając z kontekstu moje słowa, dotyczące ściśle numerów z 13 grudnia, red. Milewicz usiłowała wtedy przyprawić mi gębę kłamcy oznajmiając z oburzeniem, iż jej gazeta poswięciła ofiarom stanu wojennego „dziesiątki artykułów”.

    Nie miałem czasu na szczegółowe badania statystyczne w archiwum „Gazety Wyborczej”, ale wyręczył mnie pewien bloger − przy tej okazji serdecznie dziękuję. Całość jego postu „Michnikowszczyzna o michnikowszczyznie” jest tutaj:

    http://members.chello.pl/j.uhma/milewicz.html

    A tu dla nieklikatych obszerny fragment (ramkami wyróżniony tekst Ewy Milewicz):

    „Publicystka wymienia jako przykłady zaangażowania Gazety w sprawę ofiar stanu wojennego jedynie teksty o wydarzeniach, o których nawet małe dzieci wiedzą. Kopalnia Wujek, księża Popiełuszko, Zych i Suchowolec, Grzegorz Przemyk? Czyż można było o tych sprawach nie pisać? A mi marzyłby się cykl reportaży o nieznanych ofiarach SB ujawnionych przez komisję Rokity. Czegoś takiego nigdy nie było. Co więcej, jakoś ta wyliczanka Ewy Milewicz strasznie mało konkretna. Ja bym napisał: w okresie od – do pisaliśmy tyle a tyle razy np. o sprawie kopalni Wujek, w tym było tyle a tyle notatek, tyle artykułów, wywiadów, reportaży. A tu ani słowa.

    Postanowiłem naprawić to niedopatrzenie. O ile jednak pani Milewicz byłoby bardzo łatwo te dane z redakcyjnej bazy wyciągnąć, o tyle ja musiałem się sporo napracować i ograniczyć. Ponieważ nie mam czasu na żmudne ślęczenie w bibliotece, ani nie zamierzam bulić Wyborczej 300 PLN miesięcznie za dostęp do jej internetowego archiwum, skazany byłem na teksty zamieszczone na portalu gazeta.pl. A i tak przejrzenie ich wszystkich było nierealne. Ograniczyłem się więc do tekstów sprzed 1.01.2003, za datę graniczną uznając początek afery Rywina i pojawienie się konkurencji przełamującej monopol GW.

    Po wrzuceniu hasła "kopalnia wujek" w wyszukiwarkę gazeta.pl otrzymałem następujące wyniki:

    Teksty (663) Zdjęcia (79) Mp3 (30)

    ·  Z okresu sprzed 2003 mieliśmy 203 teksty
    ·  po usunięciu dubletów zostało 198
    ·  115 zostało, gdy zniknęły przypadkowe teksty typu: wywiad z Muńkiem, informacje ze Śląska, reportaż o łabędziach (?)
    ·  do 56 zmniejszyło liczbę tekstów usunięcie doniesień z procesów zomowców z Wujka i procesu Kiszczaka (tego nie dało się nie zamieszczać, mówili o tym wszyscy)
    ·  11 zostało po usunięciu notek typu "Obchody rocznicy stanu wojennego" – tego też trudno nie drukować.
    11 tekstów spośród 203! 5 %! Z prawie 14 lat!
    A oto ta złota jedenastka:

    1. Diariusz stanu wojennego w Lublinie (2002-12-12)
    Od profesora Czesława Michałowskiego otrzymaliśmy dziennik, który pisał 21 lat temu, po wprowadzeniu stanu wojennego. Dziś publikujemy fragmenty tego dziennika, opisujące pierwszy tydzień "wojny polsko-jaruzelskiej".
    Nie wiem, czy ktoś przeczytał tę książkę ("Dziennik stanu wojennego"). Ja ją przejrzałem i zdecydowałem, że miałka. Raczej miałem rację. Cytuję koniec (czyli z reguły najmocniejszy fragment) tekstu z Wyborczej:
    W mieście dekrety Rady Państwa o wprowadzeniu stanu wojennego poplamiono czerwoną farbą. Duże opady śniegu i utrzymujący się silny mróz powodują częste i wielogodzinne opóźnienia pociągów. W osiedlowym sklepie udało mi się kupić 10 dag rodzynek. To prawdziwy rarytas. Kosztowały 22 zł, a uprzednio 9 zł. Święta Bożego Narodzenia będą bogatsze.


    2. Reportaż: 16 grudnia pod oknami familoków obok kopalni Wujek (2001-12-14)
    Bardzo ładny reportaż. Sęk w tym, że nie w wydaniu ogólnopolskim, a tylko w dodatku katowickim. A już w Katowicach chyba nie dało się milczeć o "Wujku"?


    3. W imię ojca Reportaż Aleksandry Klich (2001-12-14)
    Niby niezły reportaż – tragedia w Wujku oczami dzieci zamordowanych. Ale spinająca go klamra – wbrew sztuce dziennikarskiej – zawiera te same słowa:
    Gdy opowiadam moim dzieciom o dziadku, jestem z niego dumna, chociaż wolałabym, żeby to nie mój ojciec był bohaterem z Wujka.


    4. Opowiadają górnicy z Wujka (2001-12-14)

    Walczyli o lepszy los dla siebie i swoich kolegów z kopalni. Potem, gdy stan wojenny się skończył, zapomniano o nich. – Nie o to walczyliśmy – mówi jeden z górników z Wujka, który 20 lat temu odniósł rany podczas pacyfikacji kopalni.
    Już lead zamieszczony w wyszukiwarce mówi sam za siebie. Dalej jest tak samo albo jeszcze lepiej

    5. O czym myślą krwiożercze demony (2001-12-12)
    O powstaniu "Solidarności", stanie wojennym, 20 lat po 13 grudnia z Barbarą Labudą rozmawia Paweł Smoleński
    Niby bardzo dobry wywiad. Ale… parę cytatów:
    Uświadomiłam sobie całkiem niedawno, że stan wojenny kazał mi zachowywać się absurdalnie, niedorzecznie, infantylnie. Byłam uczestnikiem jakiejś ponurej gry-nie-gry w policjantów i złodziei.
    Pamiętam rozmowę z kimś z mojej rodziny gdzieś w 1988 r. o generale Jaruzelskim. Dziś tak bym nie mówiła, bo tak nie myślę, ale wtedy uważałam, że to zbrodniarz, bardzo zły człowiek. Ten ktoś mówił: pomyśl racjonalnie, przecież mogli was powystrzelać, a jakoś się pilnowali, w stanie wojennym nie przelano dużo krwi. Nie umiałam się z tym zgodzić.
    Po błędach popełnionych w latach 90. bardzo trudno jest przyznać "Solidarności" historyczną rację.


    6. Karol Modzelewski: Nie mieliśmy szans (2001-12-07) Tekst z 1997-12-13.
    Karol Modzelewski w rozmowie z Arturem Domosławskim.
    Obrona stanu wojennego jako nieuchronnego i wymuszonego przez Rosjan. Coś dodać?


    7. Ofiary w kopalniach Wujek i Manifest Lipcowy w reportażu Tomasza Toszy (2001-12-07) Tekst z 1997-12-13
    Niezły reportaż. Ale to zakończenie…
    I tylko czasem tak sobie marzę, żeby któryś z tych milicjantów zadzwonił, nawet się nie przedstawiał, tylko powiedział: Wiesz, przepraszam. Strzelaliśmy. Wtedy inaczej się nie dało. Teraz mamy poukładane życie, żony, dzieci. Nie chcemy iść do więzienia. Wybacz.


    8. Jacek HUGO-BADER tropił losy milicjantów, którzy strzelali w kopalniach Wujek i Manifest Lipcowy (artykuł z marca 1993 roku) (2001-10-29)
    Pierwszy chce zostać świadkiem Jehowy, szósty założył firmę, dziewiąty uciekł w Bieszczady, jedenasty jest pirotechnikiem, dwudziesty czwarty popełnił samobójstwo…
    Znowu sam lead wystarczy. A w środku jeszcze lepiej. No normalnie zomowcy jako ofiary Losu.


    9. Pożegnanie z bronią, cz. III (2001-02-02)
    Z gen. Czesławem Kiszczakiem i Adamem Michnikiem rozmawiają Agnieszka Kublik i Monika Olejnik
    Pamiętny wywiad-rzeka. O czym tu jeszcze mówić? Gdzie przeciwwaga dla wspólnego wystąpienia AM z Kiszczakiem? Jeden cytat dla przypomnienia:
    Kiszczak: Ja jestem w tej komfortowej sytuacji, że nigdy nie wydałem rozkazu użycia broni. Nigdy.
    Michnik: Gdy oceniam stan wojenny z dzisiejszej perspektywy, to myślę, że to był taki stan wojenny, w którym władze kierowały się logiką unikania ofiar. To nie był pucz typu pinochetowskiego, w którym chodzi o fizyczną eliminację wroga. (…) To jednak był wyjątkowo łagodny zamach stanu. Najłagodniejszy zamach stanu w XX wieku.


    10. List w sprawie artykułu gen. Kiszczaka (1999-03-19)
    Lata osiemdziesiąte nie były "dobrymi czasami dla Kościoła" – polemika z gen. Czesławem Kiszczakiem
    Bardzo ostry tekst. Nareszcie! Ale kto go napisał? Sprawdzam pracowicie w archiwum Wyborczej (bo redakcja portalu nie podaje nazwisk autorów, taka bylejakość). I okazuje się, że jest to list W. Kamińskiego z KAI, a nie wypowiedź kogoś z GW.


    11. Stan wojenny. Raport sejmowej komisji odpowiedzialności konstytucyjnej (1996-10-09) (część I i II).
    Lesław Maleszka omawia dyskusję w sejmowej komisji odpowiedzialności konstytucyjnej, rozpatrującej wniosek o postawienie przed Trybunałem Stanu osób odpowiedzialnych za wprowadzenie stanu wojennego.
    Chyba nie trzeba komentować. Maleszka jako "rozdarta sosna" – i chciałby satysfakcji moralnej z tytułu postawienia twórców stanu wojennego przed TS, i wie, że byłoby to bezprawne. Ogólnie – jedna wielka niemożność.


    W sumie:
    ·  1 ostra polemika, ale w liście do redakcji.
    ·  3 niezłe reportaże (w tym 1 z dodatku lokalnego) o ofiarach z kopalni Wujek – przypomnijmy: ofiarach najlepiej znanych, o których nie da się zapomnieć.
    ·  1 tekst miałki.
    ·  2 teksty, w których sporo prawdy miesza się jednak z kłamstwem lub przeinaczeniem.
    ·  4 teksty skandaliczne.


    I powtórzę – dotyczy to ofiar pacyfikacji Wujka, najbardziej znanej sprawy stanu wojennego. Wystarczy wrzucić do wyszukiwarki hasło "komisja Rokity" albo nazwisko dowolnej osoby z listy ofiar ustalonej przez tę komisję.
    Co powiedziałem, to zrobiłem. Wrzuciłem w archiwum jedno nazwisko z listy Rokity – Jerzy Karwacki.
    Pracował w Zakładach Przemysłu Metalowego im. Hipolita Cegielskiego w Poznaniu. Podczas manifestacji pod pomnikiem poznańskiego Czerwca ’56 został zatrzymany przez milicjantów i zabrany na przesłuchanie do III komisariatu MO. Dzień później znaleziono go martwego przy nasypie tramwajowym na Osiedlu Lecha.


    Bardzo typowy los dla osób z listy ustalonej przez komisję Rokity.
    Wyszło 9 (!) wyników, z czego 5 z lat 89-03, ale tylko 1 o ofiarach (pozostałe to zapewne przypadkowa zbieżność nazwisk). 1 raz pojawił się Jerzy Karwacki na stronach Wyborczej przed 2006 rokiem! Kiszczak w tym czasie tylko jako autor bawił 14 razy. I o czym my mówimy?


    To może ktoś inny uratuje Wyborczą?
    Bogdan Włosik: Lat 20. Dla mieszkańców Nowej Huty stał się postacią prawie świętą. Uczył się w technikum, pracował w Hucie im. Lenina. Podczas demonstracji 13 października zastrzelił go na ulicy, pod kościołem Arka Pana, kapitan Służby Bezpieczeństwa po cywilnemu – tłumaczył potem, że działał w obronie własnej. Pogrzeb był jedną z największych manifestacji stanu wojennego – wzięło w nim udział 20 tys. osób. Kwiaty pokryły grobowiec na wysokość 2,5 metra. Dziś zabitemu poświęcony jest coroczny bieg uliczny. Jest też bohaterem sztuki teatralnej "Kochałam Bogdana" o historii Nowej Huty.


    Wrzucam do wyszukiwarki "bogdan włosik". Jest wynik! 13 tytułów w archiwum, 9 na portalu. Z tego 7 to informacja o sztuce "Kochałam Bogdana", a jeden o Biegu Memoriałowym im. Bogdana Włosika. Poza tym jedna króciutka notatka, którą przytoczyłem, pochodząca z 2006 roku. Można niby zapytać – czy jest jakaś gazeta, która napisała 13-krotnie o Bogdanie Włosiku? Nie wiem i wcale mnie to nie interesuje. Nie znam innych gazet, które miały ambicje podobne do Wyborczej.


    Komisji Rokity Wyborcza poświęciła 50 notek prasowych (tytuły w archiwum mówią same za siebie). A gdyby nawet znaleźć wśród nich z jedno rzetelne omówienie prac komisji, której działalność przeszła zupełnie bez echa, a jej ustalenia szerokie kręgi społeczeństwa poznały dopiero w 2006 roku, to cóżby to znaczyło wobec wielokrotnego oddawania łamów zbrodniarzom komunistycznym? Przypomnijmy: Kiszczak jako autor tekstów pojawia się w archiwum Wyborczej 14 razy, notek, w których pada nazwisko Bogdana Włosika, było 13! Do tego dodać należy wywiady z twórcami stanu wojennego, artykuły Michnika i jego podwładnych w obronie komunistów, ataki na próby rozliczeń, na żądanie sprawiedliwości, na lustrację. Ile tego było? To dopiero były dziesiątki tekstów – poważnie potraktowanych tekstów, zamieszczanych na pierwszych stronach!
    (…)


    Pani Milewicz, gdzie te dziesiątki artykułów? Nie, moja pamięć nie błądzi. To pani kłamie.”

    Cóż, wymowa tego tekstu (raz jeszcze uznanie dla autora za pracowitość; mnie się po prostu nie chciało) jest chyba wystarczająco dobitna.

    Pozostaje jeden drobiazg: w ostatnich dniach Ewa Milewicz znowu usiłowała podważyć moją wiarygodność, informując, że nie nazywała prezydenta Lecha Kaczyńskiego chorym psychicznie, co jej jakoby przypisałem. I znowu drobna manipulacja: ja przecież nie pisałem, że pani Milewicz tak literalnie powiedziała. Napisałem, zgodnie z prawdą, iż taka była wymowa materiału zamieszczonego na gazeta.pl, w którym jej słowa „prezydent nie panuje nad sobą” wpasowywały się doskonale w pozostałe wypowiedzi, jednoznacznie prowadzące czytelnika do wniosku, iż Lech Kaczyński z powodu zaburzeń psychicznych nie jest w stanie pełnić swego urzędu.

     

    Rafał Ziemkiewicz (raz)

     

     

     

     

     


    "Wyjaśnienie
    Wobec ohydnych kalumnii, jakimi obszczekano mnie bezprawnie w tak zwanym Raporcie Macierewicza wyjaśniam, że współpracę ze służbami wojskowymi podjąłem z głebokich pobudek patriotycznych. Pochodzę z rodziny zasłużonej dla Polski, mój dziad pogryzł carskiego stójkowego, a ojciec obsikał niemiecki transporter opancerzony. Ja chciałem tylko przyczynić się do tego, aby każdy Polak miał budę i michę. Kagańce nałożono Polakom z troski, żeby się między sobą nie poryźli. Nikomu nie zaszkodziłem. Czuję się niewinnie pohańbiony i w tej sytuacji nie będę mógl wziąc udziału w misji w Afganistanie. Pies Szarik"

    "Oświadzenie
    W związku z pojawiającymi się w mediach zarzutami o bezprawnym ujawnieniu w raporcie z likwidacji WSI faktu wieloletniej współpracy Psa Szarika z wywiadem wojskowym PRL a następnie z Wojskowymi Służbami Informacyjnymi minister Antoni Macierewicz oświadcza:
    Pies Szarik pełnił służbę jako OPP (oficer pod przykryciem), ostatnio w stopniu majora i był zarejestrowany pod kryptonimami "Reksio" i "Baca". Zwerbowany został w roku 1943, jeszcze na terenie ZSSR i przeszedł szkolenie specjalne na kursach GRU dla psów strażniczych. Jego wykładowcą był między innymi osławiony Wierny Rusłan, w randze generała NKWD. W PRL Pies Szarik wykonywał odpowiedzialne zadania węszenia w rozmaitych środowiskach. Pomagała mu w tym legenda oparta na fałszywych świadectwach, że z wykształcenia jest psem- przewodnikiem niewidomych oraz rodowód potwierdzony przez Związek Kynologiczny, wskazujący na arystokratyczne pochodzenie do dwunastego pokolenia. W rzeczywistości z akt personalnych wynika, że Pies Szarik jest zwykłym kundlem. Nawiasem mówiąc, sfałszowane jeszcze przez Informację Wojskową dokumenty wykorzystywał cynicznie w życiu prywatnym do krycia atrakcyjnych suczek.
    W latach 60. kontrwywiad wojskowy ulokował go w GOPR-ze na etacie ratownika górskiego, gdzie zajmował się inwigilacją środowiska Taterników. W kilka lat pożniej został przeniesiony na rentę inwalidzką ze względu na chorobę alkoholową wywołaną kontaktami służbowymi z góralską herbatką. W stan spoczynku jednak nie przeszedł. W aktach zachowała się jego deklaracja, że nie zatracił instynktu klasowego i pragnie nadal, powodowany patriotyzmem i troską o dobro Polski, tropić wroga i tarmosić psy  łańcuchowe imperializmu amerykańskiego. Skierowano go na komisję lekarską, która stwierdziła dobry zgryz i nie upośledzony węch proletariacki. W III RP Pies Szarik otrzymał zadanie szczucia mediów i ujadania, z którego wywiązał się z wyrożnieniem. Ostatnio był przewodniczącym rady nadzorczej koncernu produkującego karmę dla psów, założonego przez WSI.
    Należy dodać, że Pies Szarik usiłował skłonić Komisję do usunięcia jego danych z Raportu. Jednych członków Komisji chciał zastraszyć, warcząć i szczerząc kły, a innych udobruchać merdaniem ogona i lizaniem po rękach. Powoływał się też na znajomość z Psem Baskervillów z MI5 i Suczką Lassie z CIA."

    "Deklaracja
    Eksperci opozycji sejmowej ustalili, że Pies Szarik nie jest wilczurem, tylko owcą w wilczej skórze. W związku z tym odsunięcie go od michy, żłobu i koryta stanowi pogwałcenie Konstytucji. Sprawa będzie wyjaśniona przez Watahę Śledczą na której czele stanie Jan Maria Rokita. Celem Watahy będzie wygryzienie Macierewicza i wzięcie go na łańcuch."

    Hau. hau. Auuuuu!

    Maciej Rybiński

     

     

    1. Ziemkiewicz o Michniku napisał Michnikowszczyznę. O Ziemkiewiczu ktoś powinien napisać Wściekliznę.

     

    2. Rybiński zakochał się w Pis-ie. Miłość do jednej partii, to najlepszy sposób, by jako publicysta zejść na psy. Powyższy artykuł potwierdza to i w przenośni i w rzeczywistości.

  21. Mam dwóch VIP-ów!

    Awanturę z „Wyborczą”, wywołaną jej bezczelnymi zaprzeczeniami, jakoby w rocznice 13 grudnia nie czciła przede wszystkich sprawców stanu wojennego, zamiast ofiar, uważałem za swej strony za zakończoną:

    http://pl.youtube.com/watch?v=e7jsJGklTCc&feature=related

    przypomniana tu lista rocznicowych publikacji z kolejnych lat  zamyka ją definitywnie. Mimo to sprawca całego zamieszania, Wojciech Czuchnowski, z niewiarygodnym tupetem powtarza swoje. Tym razem wykorzystał do tego gościnne (zbyt gościnne w tym wypadku) łamy „Newsweeka”, gdzie, dopisując się listem do redakcji do tekstu Wojciecha Maziarskiego, podtrzymuje obelgi o moich rzekomych kłamstwach. „Newsweek” wydrukował potem także mój list i dziwi się memu oburzeniu, wyjaśniając, że w rubryce listy drukują wszystko jak popadnie. Doprawdy? Myślę, że gdyby „Wprost” zamieścił w takiej rubryce list, dajmy na to, insynuujący, że któryś z redaktorów „Newsweeka” coś ukradł, to jednak poczuliby się dotknięci.

    Czuchnowskiego ostrzegam, żeby nie przeginał, bo chociaż jestem człowiekiem cierpliwym, to jego bezczelność może go w końcu zaprowadzić na salę sądową, i żałosne sztuczki z ukrywaniem się przed pozwem nie zdołają go przed tym ochronić. I nawet najbardziej życzliwy „Wyborczej” sędzia nie będzie mógł wziąć jego „dowodów” za dobrą monetę.

    Do sprawy wracam jednak nie po to, by poskramiać żałosnego typka, któremu życzę zresztą, aby jak najdłużej był czołowym dziennikarzem śledczym swej gazety − już niejeden raz skompromitował ją plotąc  głupstwa bez pokrycia i mam nadzieję niejeden jeszcze raz skompromituje. W istocie bowiem atak Czuchnowskiego i kogoś tam jeszcze na „Misję Specjalną” z moim udziałem był tylko powtórzeniem figury zastosowanej przez jego gazetę wcześniej w celu dyskredytowania mojej „Michnikowszczyzny”. Wyrywając z kontekstu moje słowa, dotyczące ściśle numerów z 13 grudnia, red. Milewicz usiłowała wtedy przyprawić mi gębę kłamcy oznajmiając z oburzeniem, iż jej gazeta poswięciła ofiarom stanu wojennego „dziesiątki artykułów”.

    Nie miałem czasu na szczegółowe badania statystyczne w archiwum „Gazety Wyborczej”, ale wyręczył mnie pewien bloger − przy tej okazji serdecznie dziękuję. Całość jego postu „Michnikowszczyzna o michnikowszczyznie” jest tutaj:

    http://members.chello.pl/j.uhma/milewicz.html

    A tu dla nieklikatych obszerny fragment (ramkami wyróżniony tekst Ewy Milewicz):

    „Publicystka wymienia jako przykłady zaangażowania Gazety w sprawę ofiar stanu wojennego jedynie teksty o wydarzeniach, o których nawet małe dzieci wiedzą. Kopalnia Wujek, księża Popiełuszko, Zych i Suchowolec, Grzegorz Przemyk? Czyż można było o tych sprawach nie pisać? A mi marzyłby się cykl reportaży o nieznanych ofiarach SB ujawnionych przez komisję Rokity. Czegoś takiego nigdy nie było. Co więcej, jakoś ta wyliczanka Ewy Milewicz strasznie mało konkretna. Ja bym napisał: w okresie od – do pisaliśmy tyle a tyle razy np. o sprawie kopalni Wujek, w tym było tyle a tyle notatek, tyle artykułów, wywiadów, reportaży. A tu ani słowa.

    Postanowiłem naprawić to niedopatrzenie. O ile jednak pani Milewicz byłoby bardzo łatwo te dane z redakcyjnej bazy wyciągnąć, o tyle ja musiałem się sporo napracować i ograniczyć. Ponieważ nie mam czasu na żmudne ślęczenie w bibliotece, ani nie zamierzam bulić Wyborczej 300 PLN miesięcznie za dostęp do jej internetowego archiwum, skazany byłem na teksty zamieszczone na portalu gazeta.pl. A i tak przejrzenie ich wszystkich było nierealne. Ograniczyłem się więc do tekstów sprzed 1.01.2003, za datę graniczną uznając początek afery Rywina i pojawienie się konkurencji przełamującej monopol GW.

    Po wrzuceniu hasła "kopalnia wujek" w wyszukiwarkę gazeta.pl otrzymałem następujące wyniki:

    Teksty (663) Zdjęcia (79) Mp3 (30)

    ·  Z okresu sprzed 2003 mieliśmy 203 teksty
    ·  po usunięciu dubletów zostało 198
    ·  115 zostało, gdy zniknęły przypadkowe teksty typu: wywiad z Muńkiem, informacje ze Śląska, reportaż o łabędziach (?)
    ·  do 56 zmniejszyło liczbę tekstów usunięcie doniesień z procesów zomowców z Wujka i procesu Kiszczaka (tego nie dało się nie zamieszczać, mówili o tym wszyscy)
    ·  11 zostało po usunięciu notek typu "Obchody rocznicy stanu wojennego" – tego też trudno nie drukować.
    11 tekstów spośród 203! 5 %! Z prawie 14 lat!
    A oto ta złota jedenastka:

    1. Diariusz stanu wojennego w Lublinie (2002-12-12)
    Od profesora Czesława Michałowskiego otrzymaliśmy dziennik, który pisał 21 lat temu, po wprowadzeniu stanu wojennego. Dziś publikujemy fragmenty tego dziennika, opisujące pierwszy tydzień "wojny polsko-jaruzelskiej".
    Nie wiem, czy ktoś przeczytał tę książkę ("Dziennik stanu wojennego"). Ja ją przejrzałem i zdecydowałem, że miałka. Raczej miałem rację. Cytuję koniec (czyli z reguły najmocniejszy fragment) tekstu z Wyborczej:
    W mieście dekrety Rady Państwa o wprowadzeniu stanu wojennego poplamiono czerwoną farbą. Duże opady śniegu i utrzymujący się silny mróz powodują częste i wielogodzinne opóźnienia pociągów. W osiedlowym sklepie udało mi się kupić 10 dag rodzynek. To prawdziwy rarytas. Kosztowały 22 zł, a uprzednio 9 zł. Święta Bożego Narodzenia będą bogatsze.


    2. Reportaż: 16 grudnia pod oknami familoków obok kopalni Wujek (2001-12-14)
    Bardzo ładny reportaż. Sęk w tym, że nie w wydaniu ogólnopolskim, a tylko w dodatku katowickim. A już w Katowicach chyba nie dało się milczeć o "Wujku"?


    3. W imię ojca Reportaż Aleksandry Klich (2001-12-14)
    Niby niezły reportaż – tragedia w Wujku oczami dzieci zamordowanych. Ale spinająca go klamra – wbrew sztuce dziennikarskiej – zawiera te same słowa:
    Gdy opowiadam moim dzieciom o dziadku, jestem z niego dumna, chociaż wolałabym, żeby to nie mój ojciec był bohaterem z Wujka.


    4. Opowiadają górnicy z Wujka (2001-12-14)

    Walczyli o lepszy los dla siebie i swoich kolegów z kopalni. Potem, gdy stan wojenny się skończył, zapomniano o nich. – Nie o to walczyliśmy – mówi jeden z górników z Wujka, który 20 lat temu odniósł rany podczas pacyfikacji kopalni.
    Już lead zamieszczony w wyszukiwarce mówi sam za siebie. Dalej jest tak samo albo jeszcze lepiej

    5. O czym myślą krwiożercze demony (2001-12-12)
    O powstaniu "Solidarności", stanie wojennym, 20 lat po 13 grudnia z Barbarą Labudą rozmawia Paweł Smoleński
    Niby bardzo dobry wywiad. Ale… parę cytatów:
    Uświadomiłam sobie całkiem niedawno, że stan wojenny kazał mi zachowywać się absurdalnie, niedorzecznie, infantylnie. Byłam uczestnikiem jakiejś ponurej gry-nie-gry w policjantów i złodziei.
    Pamiętam rozmowę z kimś z mojej rodziny gdzieś w 1988 r. o generale Jaruzelskim. Dziś tak bym nie mówiła, bo tak nie myślę, ale wtedy uważałam, że to zbrodniarz, bardzo zły człowiek. Ten ktoś mówił: pomyśl racjonalnie, przecież mogli was powystrzelać, a jakoś się pilnowali, w stanie wojennym nie przelano dużo krwi. Nie umiałam się z tym zgodzić.
    Po błędach popełnionych w latach 90. bardzo trudno jest przyznać "Solidarności" historyczną rację.


    6. Karol Modzelewski: Nie mieliśmy szans (2001-12-07) Tekst z 1997-12-13.
    Karol Modzelewski w rozmowie z Arturem Domosławskim.
    Obrona stanu wojennego jako nieuchronnego i wymuszonego przez Rosjan. Coś dodać?


    7. Ofiary w kopalniach Wujek i Manifest Lipcowy w reportażu Tomasza Toszy (2001-12-07) Tekst z 1997-12-13
    Niezły reportaż. Ale to zakończenie…
    I tylko czasem tak sobie marzę, żeby któryś z tych milicjantów zadzwonił, nawet się nie przedstawiał, tylko powiedział: Wiesz, przepraszam. Strzelaliśmy. Wtedy inaczej się nie dało. Teraz mamy poukładane życie, żony, dzieci. Nie chcemy iść do więzienia. Wybacz.


    8. Jacek HUGO-BADER tropił losy milicjantów, którzy strzelali w kopalniach Wujek i Manifest Lipcowy (artykuł z marca 1993 roku) (2001-10-29)
    Pierwszy chce zostać świadkiem Jehowy, szósty założył firmę, dziewiąty uciekł w Bieszczady, jedenasty jest pirotechnikiem, dwudziesty czwarty popełnił samobójstwo…
    Znowu sam lead wystarczy. A w środku jeszcze lepiej. No normalnie zomowcy jako ofiary Losu.


    9. Pożegnanie z bronią, cz. III (2001-02-02)
    Z gen. Czesławem Kiszczakiem i Adamem Michnikiem rozmawiają Agnieszka Kublik i Monika Olejnik
    Pamiętny wywiad-rzeka. O czym tu jeszcze mówić? Gdzie przeciwwaga dla wspólnego wystąpienia AM z Kiszczakiem? Jeden cytat dla przypomnienia:
    Kiszczak: Ja jestem w tej komfortowej sytuacji, że nigdy nie wydałem rozkazu użycia broni. Nigdy.
    Michnik: Gdy oceniam stan wojenny z dzisiejszej perspektywy, to myślę, że to był taki stan wojenny, w którym władze kierowały się logiką unikania ofiar. To nie był pucz typu pinochetowskiego, w którym chodzi o fizyczną eliminację wroga. (…) To jednak był wyjątkowo łagodny zamach stanu. Najłagodniejszy zamach stanu w XX wieku.


    10. List w sprawie artykułu gen. Kiszczaka (1999-03-19)
    Lata osiemdziesiąte nie były "dobrymi czasami dla Kościoła" – polemika z gen. Czesławem Kiszczakiem
    Bardzo ostry tekst. Nareszcie! Ale kto go napisał? Sprawdzam pracowicie w archiwum Wyborczej (bo redakcja portalu nie podaje nazwisk autorów, taka bylejakość). I okazuje się, że jest to list W. Kamińskiego z KAI, a nie wypowiedź kogoś z GW.


    11. Stan wojenny. Raport sejmowej komisji odpowiedzialności konstytucyjnej (1996-10-09) (część I i II).
    Lesław Maleszka omawia dyskusję w sejmowej komisji odpowiedzialności konstytucyjnej, rozpatrującej wniosek o postawienie przed Trybunałem Stanu osób odpowiedzialnych za wprowadzenie stanu wojennego.
    Chyba nie trzeba komentować. Maleszka jako "rozdarta sosna" – i chciałby satysfakcji moralnej z tytułu postawienia twórców stanu wojennego przed TS, i wie, że byłoby to bezprawne. Ogólnie – jedna wielka niemożność.


    W sumie:
    ·  1 ostra polemika, ale w liście do redakcji.
    ·  3 niezłe reportaże (w tym 1 z dodatku lokalnego) o ofiarach z kopalni Wujek – przypomnijmy: ofiarach najlepiej znanych, o których nie da się zapomnieć.
    ·  1 tekst miałki.
    ·  2 teksty, w których sporo prawdy miesza się jednak z kłamstwem lub przeinaczeniem.
    ·  4 teksty skandaliczne.


    I powtórzę – dotyczy to ofiar pacyfikacji Wujka, najbardziej znanej sprawy stanu wojennego. Wystarczy wrzucić do wyszukiwarki hasło "komisja Rokity" albo nazwisko dowolnej osoby z listy ofiar ustalonej przez tę komisję.
    Co powiedziałem, to zrobiłem. Wrzuciłem w archiwum jedno nazwisko z listy Rokity – Jerzy Karwacki.
    Pracował w Zakładach Przemysłu Metalowego im. Hipolita Cegielskiego w Poznaniu. Podczas manifestacji pod pomnikiem poznańskiego Czerwca ’56 został zatrzymany przez milicjantów i zabrany na przesłuchanie do III komisariatu MO. Dzień później znaleziono go martwego przy nasypie tramwajowym na Osiedlu Lecha.


    Bardzo typowy los dla osób z listy ustalonej przez komisję Rokity.
    Wyszło 9 (!) wyników, z czego 5 z lat 89-03, ale tylko 1 o ofiarach (pozostałe to zapewne przypadkowa zbieżność nazwisk). 1 raz pojawił się Jerzy Karwacki na stronach Wyborczej przed 2006 rokiem! Kiszczak w tym czasie tylko jako autor bawił 14 razy. I o czym my mówimy?


    To może ktoś inny uratuje Wyborczą?
    Bogdan Włosik: Lat 20. Dla mieszkańców Nowej Huty stał się postacią prawie świętą. Uczył się w technikum, pracował w Hucie im. Lenina. Podczas demonstracji 13 października zastrzelił go na ulicy, pod kościołem Arka Pana, kapitan Służby Bezpieczeństwa po cywilnemu – tłumaczył potem, że działał w obronie własnej. Pogrzeb był jedną z największych manifestacji stanu wojennego – wzięło w nim udział 20 tys. osób. Kwiaty pokryły grobowiec na wysokość 2,5 metra. Dziś zabitemu poświęcony jest coroczny bieg uliczny. Jest też bohaterem sztuki teatralnej "Kochałam Bogdana" o historii Nowej Huty.


    Wrzucam do wyszukiwarki "bogdan włosik". Jest wynik! 13 tytułów w archiwum, 9 na portalu. Z tego 7 to informacja o sztuce "Kochałam Bogdana", a jeden o Biegu Memoriałowym im. Bogdana Włosika. Poza tym jedna króciutka notatka, którą przytoczyłem, pochodząca z 2006 roku. Można niby zapytać – czy jest jakaś gazeta, która napisała 13-krotnie o Bogdanie Włosiku? Nie wiem i wcale mnie to nie interesuje. Nie znam innych gazet, które miały ambicje podobne do Wyborczej.


    Komisji Rokity Wyborcza poświęciła 50 notek prasowych (tytuły w archiwum mówią same za siebie). A gdyby nawet znaleźć wśród nich z jedno rzetelne omówienie prac komisji, której działalność przeszła zupełnie bez echa, a jej ustalenia szerokie kręgi społeczeństwa poznały dopiero w 2006 roku, to cóżby to znaczyło wobec wielokrotnego oddawania łamów zbrodniarzom komunistycznym? Przypomnijmy: Kiszczak jako autor tekstów pojawia się w archiwum Wyborczej 14 razy, notek, w których pada nazwisko Bogdana Włosika, było 13! Do tego dodać należy wywiady z twórcami stanu wojennego, artykuły Michnika i jego podwładnych w obronie komunistów, ataki na próby rozliczeń, na żądanie sprawiedliwości, na lustrację. Ile tego było? To dopiero były dziesiątki tekstów – poważnie potraktowanych tekstów, zamieszczanych na pierwszych stronach!
    (…)


    Pani Milewicz, gdzie te dziesiątki artykułów? Nie, moja pamięć nie błądzi. To pani kłamie.”

    Cóż, wymowa tego tekstu (raz jeszcze uznanie dla autora za pracowitość; mnie się po prostu nie chciało) jest chyba wystarczająco dobitna.

    Pozostaje jeden drobiazg: w ostatnich dniach Ewa Milewicz znowu usiłowała podważyć moją wiarygodność, informując, że nie nazywała prezydenta Lecha Kaczyńskiego chorym psychicznie, co jej jakoby przypisałem. I znowu drobna manipulacja: ja przecież nie pisałem, że pani Milewicz tak literalnie powiedziała. Napisałem, zgodnie z prawdą, iż taka była wymowa materiału zamieszczonego na gazeta.pl, w którym jej słowa „prezydent nie panuje nad sobą” wpasowywały się doskonale w pozostałe wypowiedzi, jednoznacznie prowadzące czytelnika do wniosku, iż Lech Kaczyński z powodu zaburzeń psychicznych nie jest w stanie pełnić swego urzędu.

     

    Rafał Ziemkiewicz (raz)

     

     

     

     

     


    "Wyjaśnienie
    Wobec ohydnych kalumnii, jakimi obszczekano mnie bezprawnie w tak zwanym Raporcie Macierewicza wyjaśniam, że współpracę ze służbami wojskowymi podjąłem z głebokich pobudek patriotycznych. Pochodzę z rodziny zasłużonej dla Polski, mój dziad pogryzł carskiego stójkowego, a ojciec obsikał niemiecki transporter opancerzony. Ja chciałem tylko przyczynić się do tego, aby każdy Polak miał budę i michę. Kagańce nałożono Polakom z troski, żeby się między sobą nie poryźli. Nikomu nie zaszkodziłem. Czuję się niewinnie pohańbiony i w tej sytuacji nie będę mógl wziąc udziału w misji w Afganistanie. Pies Szarik"

    "Oświadzenie
    W związku z pojawiającymi się w mediach zarzutami o bezprawnym ujawnieniu w raporcie z likwidacji WSI faktu wieloletniej współpracy Psa Szarika z wywiadem wojskowym PRL a następnie z Wojskowymi Służbami Informacyjnymi minister Antoni Macierewicz oświadcza:
    Pies Szarik pełnił służbę jako OPP (oficer pod przykryciem), ostatnio w stopniu majora i był zarejestrowany pod kryptonimami "Reksio" i "Baca". Zwerbowany został w roku 1943, jeszcze na terenie ZSSR i przeszedł szkolenie specjalne na kursach GRU dla psów strażniczych. Jego wykładowcą był między innymi osławiony Wierny Rusłan, w randze generała NKWD. W PRL Pies Szarik wykonywał odpowiedzialne zadania węszenia w rozmaitych środowiskach. Pomagała mu w tym legenda oparta na fałszywych świadectwach, że z wykształcenia jest psem- przewodnikiem niewidomych oraz rodowód potwierdzony przez Związek Kynologiczny, wskazujący na arystokratyczne pochodzenie do dwunastego pokolenia. W rzeczywistości z akt personalnych wynika, że Pies Szarik jest zwykłym kundlem. Nawiasem mówiąc, sfałszowane jeszcze przez Informację Wojskową dokumenty wykorzystywał cynicznie w życiu prywatnym do krycia atrakcyjnych suczek.
    W latach 60. kontrwywiad wojskowy ulokował go w GOPR-ze na etacie ratownika górskiego, gdzie zajmował się inwigilacją środowiska Taterników. W kilka lat pożniej został przeniesiony na rentę inwalidzką ze względu na chorobę alkoholową wywołaną kontaktami służbowymi z góralską herbatką. W stan spoczynku jednak nie przeszedł. W aktach zachowała się jego deklaracja, że nie zatracił instynktu klasowego i pragnie nadal, powodowany patriotyzmem i troską o dobro Polski, tropić wroga i tarmosić psy  łańcuchowe imperializmu amerykańskiego. Skierowano go na komisję lekarską, która stwierdziła dobry zgryz i nie upośledzony węch proletariacki. W III RP Pies Szarik otrzymał zadanie szczucia mediów i ujadania, z którego wywiązał się z wyrożnieniem. Ostatnio był przewodniczącym rady nadzorczej koncernu produkującego karmę dla psów, założonego przez WSI.
    Należy dodać, że Pies Szarik usiłował skłonić Komisję do usunięcia jego danych z Raportu. Jednych członków Komisji chciał zastraszyć, warcząć i szczerząc kły, a innych udobruchać merdaniem ogona i lizaniem po rękach. Powoływał się też na znajomość z Psem Baskervillów z MI5 i Suczką Lassie z CIA."

    "Deklaracja
    Eksperci opozycji sejmowej ustalili, że Pies Szarik nie jest wilczurem, tylko owcą w wilczej skórze. W związku z tym odsunięcie go od michy, żłobu i koryta stanowi pogwałcenie Konstytucji. Sprawa będzie wyjaśniona przez Watahę Śledczą na której czele stanie Jan Maria Rokita. Celem Watahy będzie wygryzienie Macierewicza i wzięcie go na łańcuch."

    Hau. hau. Auuuuu!

    Maciej Rybiński

     

     

    1. Ziemkiewicz o Michniku napisał Michnikowszczyznę. O Ziemkiewiczu ktoś powinien napisać Wściekliznę.

     

    2. Rybiński zakochał się w Pis-ie. Miłość do jednej partii, to najlepszy sposób, by jako publicysta zejść na psy. Powyższy artykuł potwierdza to i w przenośni i w rzeczywistości.