Reklama

Szczęśliwy wakacyjny dzień nastał i mam okazję obserwować to święto z pozycji ucznia i nauczyciela, chociaż nie jestem ani jednym, ani drugim. Zwykliśmy narzekać na młode pokolenie i piszę w liczbie mnogiej, bo sam też „zwykłem”. Marudzimy, że nie jest pokolenie zbyt mądre za to zaślepione nowoczesnością pojmowaną przez pryzmat „róbta co chceta”. Rzeczywiście można się w taki sposób niepokoić i malować czarne wizje, ale głównie poprzez lekturę Internetu. W życiu wcale tak źle to nie wygląda, co mnie samego zaskakuje, w końcu z natury jestem upierdliwy.

Osobistym ojcowskim i małżeńskim sukcesem nie będę się długo chwalił, ale szczerze wszystkim winszuję takiej uczennicy i takiej nauczycielki. Obie dziewczyny robią swoje na najwyższym poziomie i nie ma nic wspólnego z powszechną tandetą. W ostatnich tygodniach widziałem jak latorośl tyra przy książkach i gdy przypadkiem do tej nauki zajrzałem, to mogłem się zawstydzić, ale własną ignorancją, nie poziomem edukacji. Z kolei małżonka harowała nad teczką „dyplomowanego” (ostatni stopień awansu) i na tę robotę też bym się nie zamienił, zwłaszcza, że to praca logopedyczna, często z dziećmi ciężko upośledzonymi. Z mojej perspektywy poziom obecnego nauczyciela podstawówki i ucznia LO nie ma nic wspólnego z powszechną internetową opinią, że to szkoła dla idiotów. Oczywiście optymizm bierze się nie z pomysłów na edukację po 1989, ponieważ to pasmo jednej wielkiej żenady, ale z ambicji uczniów i kadry nauczycielskiej, która jeszcze pamięta porządną peerelowską szkołę.

Reklama

Proszę nie rzucać we mnie jajami i przekleństwami, tylko na spokojnie cofnąć się do tych smutnych socjalistycznych czasów, a z pewnością większość przyzna mi rację, że wszystko w PRL było złe, poza poziomem edukacji i żarciem nieporównywalnej jakości do obecnej paszy. Uczeń, który chce zostać wybitnym, ma ku temu wszelkie warunki i może zostać kim chce, pod warunkiem, że chce. Odrębna rzecz to masowa produkcja imbecyli, tutaj pełna zgoda, bo ta powszechna „studiowalność” i „licencjactwo” to w sporej mierze efekt zaniżonych kryteriów oraz ścieżek wydeptanych do pokojów nauczycielskich przez uczniów i co gorsza rodziców. Nauczyciel w tej chwili nie jest panem i władcą, jak to było w słusznie minionych czasach, nauczyciel jest zakładnikiem systemu i pod byle pretekstem może wylecieć ze szkoły, jeśli tylko mamusia uprze się, że jej synek półanalfabeta ma sobie gen profesora. Nie jest to zdrowa sytuacja, chociaż doskonale pamiętam na własnej skórze, że wszechwładność nauczycielska także owocowała zboczeniami. Tak, czy siak wszystko jak zwykle opiera się na człowieku, jeśli po jednej stronie jest rozsądny nauczyciel, po drugiej mądry uczeń i na końcu rodzic, który potrafi odróżnić potencjał swojego dziecka o przysłowiowego masła i jajek, to żaden system tego nie rozwali.

Inną pocieszającą informacją jest to, że 22 czerwca 2018 roku można zauważyć na polskiej ulicy. Dziecko było dziś świadkiem takiej trochę slapstickowej sceny, pani jechała na rowerze i zaliczyła „szczupaka”. Młoda ruszyła na pomoc, a za nią ta „patologiczna gimbaza” w składzie trzech „ziomali”. Sprintem i z pełnym pakietem pomocy podbiegli do pani rowerzystki i zapisali się w naszym rodzinnym albumie anegdot, taką oto autentyczną frazą: „Seba, czekaj, czekaj, tu trzeba jeszcze pani okulary ogarnąć”. Dzieci jak to dzieci, bywają rozmaite, jednak ten charakterystyczny dla polskich dowmów sposób wychowania chyba nie umarł. Młodzi biegają z „ajfonami”, mają swój świat i to nie jest stare dobre podwórko tylko „nie-real”, ale jak przyjdzie co do czego, większość zachowuje się jak na człowieka przystało.

O ile Polska nie pójdzie w kierunku zachodniego debilizmu, to tak specjalnie nad upadkiem edukacji i obyczajów, bym nie płakał. Nic nowego pod słońcem się nie dzieje, a konflikt pokoleń jest tak stary jak krzesiwo. Zawsze rodzice i tym bardziej dziadkowie wieszczyli, że nadchodzi koniec świata, gdy zobaczyli maszyną parową, spódniczkę mini, rockandrollowe szaleństwo, czy komputer. Mnie takie sceny z życia wzięte, a było ich i jest znacznie więcej, napawają jako takim realizmem. Inna rzecz, że do wyciągnięcia podobnych wniosków konieczne jest wyjście z Internetu i kontakt z żywym człowiekiem, co zamierzam praktykować częściej i wszystkim polecam.

Reklama

8 KOMENTARZE