Reklama

Był zerem. Kompletnym zerem. A zegar tykał. Tykał tak monotonnie i tak bezwzględnie, że cierpła skórka. Odmierzał sekundy i minuty, a nawet godziny, które układały się w dni i lata.

Był zerem. Kompletnym zerem. A zegar tykał. Tykał tak monotonnie i tak bezwzględnie, że cierpła skórka. Odmierzał sekundy i minuty, a nawet godziny, które układały się w dni i lata. Bezsensowne lata Jego życia. Super Kubak starzał się. Czuł, jak sekunda po sekundzie jest coraz bliżej końca. Czuł, że nie znaczy nic dla świata.
Świadomość ta zastała Go w czwartkowy poranek w miękkim fotelu. Przygniotła Go. Obezwładniła. Uczyniła strzępem człowieka i zaledwie skraweczkiem superbohatera.
Życie mija, a On niczego nie dokonał. Nie ma Go w żadnej encyklopedii, z wikipedii usunięto Jego hasło zaledwie po dwóch godzinach od jego dodania. Nie ma pomnika. Żadna ulica nie nosi Jego imienia. Nawet najmniejsza. Nawet podjazd do garażu. Raz był w telewizji, ale tylko dlatego, że przechodził ulicą tuż po napadzie na bank.
Dla siebie też nic nie zrobił! Inni mieli albo majątek, albo piękną żonę, albo utalentowane dzieci grające od czwartego roku życia na pianinie i skrzypcach, albo uprawiali sporty ekstremalne, albo wszystko na raz. A On nic. Spadochron widział raz na zdjęciu. A zegar tyka.
Wiedział, że musi coś zmienić. Od jutra. Zdrzemnął się w fotelu.
Nazajutrz pogoda nie sprzyjała wychodzeniu z domu. Siąpił deszcz ze śniegiem, było mokro i najchętniej posiedziałby jeszcze w spokoju wsłuchując się w miarowe bicie zegara, gdy nie był przygnębiony i załamany. Pamiętał, że od dziś zmienia Swoje życie.
Narzucił pelerynkę i jął wypisywać na kartce plany. Po pierwsze – wyglądać młodo. Po drugie – jakiś skok na bungee może, po trzecie – odkurzyć gitarę i zostać legendą rocka, po czwarte – jeść zdrowo i zgubić brzuch, po piąte – napisać dzieło życia i dostać Nobla (lub chociaż Nike), po szóste – wymyśli później.
Wyglądać młodo! Ale jak? Jego stare ciuchy do niczego się nie nadają. Widział, w czym się teraz chodzi. Młodzież szkolna wkłada spodnie z dziurami, przez które na pewno strasznie wieje, ale On się poświęci. Dla młodości. Najpierw myślał o nacięciu własnych starych jeansów w kilku miejscach, ale uznał, że na pewno nie zrobi tego wystarczająco profesjonalnie. Najrozsądniej będzie więc udać się do galerii handlowej, która może nie jest miejscem przyjemnym, ale za to na pewno obfituje w potrzebne mu spodnie i inne elementy młodzieżowej garderoby.
Spodnie rzeczywiście były. Przeróżne – podziurawione odrobinę zaledwie, średnio oraz bardzo. Poszedł na całość. Jego spodnie były więc głównie dziurą, miały pewne elementy materiału gdzieniegdzie – trochę w kroku, trochę na kolanach i jeszcze w kilku miejscach skraweczki. Był zadowolony. Jak to Go odmłodzi! Już czuł te zaintrygowane spojrzenia nastolatek! Już cieszył się na jutro!
A kiedy błądził uliczkami w stronę wyjścia – nagle – napotkał napis, jakby specjalnie umieszczony tam dla Niego. Chyba ręką Opatrzności! Ktoś daje mu znak. Młodzieżowy wygląd nada Ci dziś – fryzjer Kris! Wstąp i poddaj się nożyczkom mistrza Krisa, a za rozsądna cenę otrzymasz fryzurę, którą każdy chciałby nosić! Daj szansę swoim włosom, za jedyne 69,60zł!
Kubak ocenił wydatek. Mały nie był. Ale warto! Warto! W imię młodości! W portfelu miał akurat 72 złote, co pozwalało mu na skorzystanie z oferty.
U Krisa nie było tłumów. Ściany obklejone były plakatami niezwykle przystojnych mężczyzn w fantazyjnych fryzurach, oraz kobiet o nieziemskiej urodzie w finezyjnie upiętych lokach.
Kubak chrząknął i powiedział grzecznie: Dzień dobry.
Na te słowa zza parawanu wyłonił się niski łysy mężczyzna, który albo miał poważne problemy z oczami, albo nosił soczewki kontaktowe w kolorze czerwonym. Lekko zezował.
A! Bonjour! Bonjour! Witam w moim salonie. (akcentował na ostatnią sylabę i zachęcająco machał ręką w kierunku fotela) O! Monsieur, uczynię dziś z Pana króla mody! Nowoczesnego i pewnego siebie!
Super Kubak zaczął się wycofywać. Nie podobało mu się to zezowanie. Robił drobne kroki w tył, i liczył, że uda mu się po prostu – uciec.
Ale Kris był szybszy. Ulala! Monsieur! Proszę się nie bać. Mon Dieu! Nie ma się czego obawiać! Siadamy, siadamy!
I już nie było odwrotu. Po godzinie Kubak wyszedł prawie cały i zdrowy, uboższy o 65 zł. Kris obniżył bowiem nieco cenę swoich usług ze względu na przycięcia na lewym uchu, jakich dokonał swoimi nożycami. Już prawie nie bolało. Nie bolało – bo – Kubak spojrzał w lustro. Na głowie miał irokeza mieniącego się na różowo i zielono, nieco krzywego. Wiedział tylko, że nie chce być tak nowoczesny. Był przerażony. Jak On dojdzie teraz do domu! Nie może się tak pokazać ludziom. Udał się do łazienki i ubrał nowe spodnie. Przynajmniej będzie wyglądał młodzieżowo. Młodzieży więcej uchodzi. Może nawet taka fryzura.
Powrót do domu był koszmarem. Ludzie gapili się na Niego. Dzieci pokazywały Go sobie palcami, a matki zamykały im oczy ręką, z oburzoną miną. Jakaś staruszka krzyknęła, że takich powinno się zamykać.
Więc kiedy zamknął za sobą drzwi mieszkania poczuł niebywałą ulgę. Spojrzał na swoją listę. Nie miał ochoty skakać z wysokiego mostu z liną przywiązaną do nogi. Nie miał ochoty nawet grać na gitarze, zresztą – znał tylko Smoke on the water , a to nie wróżyło sukcesów na estradach rockowych.
A potem poczuł, że młodość jest przereklamowana. Założył czerwoną pelerynkę. Poczuł. Że może nie jest już nastolatkiem, ale przynajmniej Jego spodnie spełniają podstawową funkcję ochrony przed mrozem, a Jego fryzura do tej pory budziła raczej sympatię, a nie okrzyki strachu.
Odszukał to, co chodziło mu po głowie – Wesołe jest życie staruszka. Otóż to, otóż to! I co, że zegar tyka! A niech mu tam! Po dziurki w nosie ma tej młodości! A zaraz jutro złoży w Urzędzie Miasta wniosek, aby parking pod jego blokiem nosił nazwę Super Kubaka.

Reklama

6 KOMENTARZE