Reklama

Może jeszcze nie Wisła, ale Most Łazienkowski pokazał, że chcieć to móc.
Stolica środkowoeuropejskiego kraju nad Wisłą od dłuższego czasu tkwi w korku – korku ludzkiej niemożności i jeszcze większej głupoty. Czasem nie robi się prawie nic – bo przepisy i wbrew prawu (ekologom, transseksualistom, traszkom i wszelkiej maści somnabulikom) nic nie można, czasem odwrotnie – na jeden raz usiłuje (może zbyt łatwo dopuszczam pierwiastek dobrej woli?) się zrobić wszystko – bez głowy i bez sensu, ale z wyraźnym planem zarobienia przez jednych i drugich tego czy owego. Wówczas z reguły pojawia się (na samym końcu) długi rząd żebrzących o swoje podwykonawców – których nic nie jest w stanie nauczyć rozumu, bo żryć, Panie, przecież trza.
Wracając do istoty rzeczy całej – palił się Most Łazienkowski, most, który i tak jest w trakcie remontu i w sumie nie powinien być w ogóle wykorzystywany. Jest Siekierkowski, Poniatowskiego, Świętokrzyski, Gdański, Grota oraz Północny i tak właściwie jest wszystko, by przeprawy przez Wisłę były lekkie, łatwe i przyjemne, ale nie będą, bo miasto do cna rozkopane i ogrom prac ponoć wzrok warszawiaków raduje. Ponoć, tak jak ponoć druga linia metra już dawno działa zgodnie z zapowiedziami warszawskiej Miss Diastemy.
Nic to – to wszystko błahostki, bo Magda Ogórek rozstała się z mężem i ważą się losy Pomnika Czterech Śpiących.
A to rzeczy z katalogu tych, biorąc pod uwagę zawartość mediów i odgłosy komentującej je ludności, naprawdę najważniejszych.
Aha'
A tak w ogóle – to Dzień dobry, cześć i czołem.

Reklama