Reklama

Uzasadniając zawetowanie dwóch flagowych projektów ustaw autorstwa PiS, prezydent Duda wygłosił bardzo patetyczne przemówienie o konieczności zasypywania podziałów, gdyż przecież, albowiem, jednym narodem jesteśmy. Brzmi to tak samo dobrze, jak obwieszczenie, że wszyscy jesteśmy ludźmi, więc w imię ogólnoludzkiej wspólnoty, powinniśmy również zasypywać rażące, niesympatyczne i nieeleganckie podziały.

Wyobraźmy sobie więc, że udało się zasypać wszystkie podziały i staliśmy się homogenicznym społeczeństwem. Jaki widok odsłania się, gdy projektujemy taką wizję? ja widzę szarą masę tępych bezmózgów, którą z konieczności musi zarządzać dobrotliwy Ojciec Narodu – dobry dyktator, lub Partia–Matka – zbiorowa emanacja Starszych i Mądrzejszych.

Reklama

Dość swobodnie przychodzi mi zbytkowanie z tak dziecinnych pragnień, gdyż opieram się na badaniach nieocenionego profesora Konecznego, który udowodnił, że różnice międzycywilizacyjne są nie do zasypania, występują zawsze na pograniczu różnych cywilizacji. Ponadto Profesor udowodnił, że każda unifikacja przeprowadzana w dużej skali jest szkodliwa i prowadzi do regresu, różnicowanie zaś, czy różniczkowanie społeczne, jak określał to Koneczny – do rozwoju cywilizacyjnego.

Należy zadać sobie pytanie, czy takie odniesienia cywilizacyjne są trafne, w stosunku do obecnego konfliktu politycznego, który obserwujemy w Polsce.

Zanim jednak pójdziemy dalej, należy dodać, iż z obecnie pozyskaną wiedzą, konflikty interesów grup społecznych zamieszkujących jedno państwo, są zjawiskiem permanentnym. Procedury demokratyczne zaś, mają za zadanie ucywilizować ten konflikt z ewentualnej fazy wojny domowej, zamieszek, mordobicia, czy strzykaniem jadem, w debatę społeczną i poszukiwanie rozwiązań przynoszących najmniejsze straty społeczne, czyli rozwiązania nielubiane, czy nieakceptowane, przez jak najmniejsze grupy.

Jednak istnieje katalog rzeczy nienaruszalnych, bez których w ogóle procedury demokratyczne nie mogą zaistnieć w relacjach społecznych. Są one formą bezdyskusyjnych aksjomatów. bezdyskusyjnych, czyli nie podlegających również głosowaniu oraz w związku z tym, pochodzących z zewnątrz całego systemu politycznego.

Zasady te określane są, jako prawa obywatelskie, wyrosłe z praw podstawowych, które zakorzenione są w prawie naturalnym, o czym również można by sporo napisać, ale to już inna sprawa.

Obserwując uważnie obecne starcie polityczne, bez trudu zauważymy, że przebiega on na owych dwóch płaszczyznach – płaszczyźnie typowego konfliktu politycznego – ostrego sporu o kształt ustroju RP oraz na płaszczyźnie etycznej, czyli na płaszczyźnie wartości oraz definiowania tego, co nie podlega dyskusji i jest jednocześnie fundamentem całego życia społecznego, w tym i politycznego.

Płaszczyzna polityczna to spór o charakter władzy sądowniczej. Obecnie jest ona zorganizowana poza kontrolą społeczną. Sędziowie są powoływani jedynie pro-forma przez reprezentantów innych władz. Zgłaszani są przez innych sędziów, są nieodwoływani, nie podlegają żadnej kontroli społecznej obywateli.

To cechy charakterystyczne dla systemów autorytarnych. W systemach demokratycznych podstawą są cykliczne wybory oraz krzyżowy nadzór pomiędzy poszczególnymi władzami.

Zatem jak widzimy, spór na tej płaszczyźnie przebiega pomiędzy zwolennikami tzw. demokracji fasadowej, a zwolennikami demokracji faktycznej. Nie dziwi więc zachęcanie przez liderów opozycji totalnej do łamania prawa w czasie demonstracji, czy pogróżki o bezprawnym uwięzieniu przeciwników politycznych po zdobyciu władzy. Są to wszystko elementy funkcjonowania systemów autorytarnych i totalitarnych, a mówiąc w skrócie – niedemokratycznych.

Przejście pomiędzy płaszczyznami jest niezwykle płynne, ponieważ życie polityczne wynika z zasad etycznych, czyli cywilizacyjnych społeczeństwa.

W sferze wartości – na płaszczyźnie cywilizacyjnej – spór ten toczy się o to, czy wolno kraść i chachmęcić w życiu publicznym? Czy wyższy, ale skorumpowany urzędnik, powinien być łagodniej sądzony, aniżeli drobny złodziejaszek, czy też w ogóle nie powinien być sądzony, gdyż niczego złego przecież nie zrobił…

Przecież to normalne, że zatrudnia się po urzędach znajomych i rodzinę, bo jak to? nie pomóc rodzinie? Przecież to normalne, że zapisuje się w ustawach i kontraktach wielesettysięczne odprawy dla menedżmentu, bo przecież z czegoś muszą żyć, jak będą zmieniać pracę…

Jednocześnie wszyscy zgadzają się, że po siódme: nie kradnij! I drobne kradzieże ścigane są z całą bezwzględnością, chyba… że ma się plecy, czyli znajomości, wtedy też nie są ścigane.

To tylko jeden z aspektów niezasypywanych różnic cywilizacyjnych, które dzielą Polaków na Polaków oraz mówiących po polsku współobywateli posiadających polskie obywatelstwo.

Główna linia podziału przebiega w poprzek etyki – katolicy uważają, że „nie kradnij” obowiązuje każdego, zawsze i wszędzie – że jest prawem uniwersalnym. Pozostali uważają, że „nie kradnij” nie obowiązuje zawsze, nie obowiązuje wszystkich, i nie obowiązuje wszędzie. W skrócie uważają, że ich oraz ich przyjaciół i bliskich nie obowiązuje, a innych obowiązuje.

Postawa taka, to nic innego, jak pewnego rodzaju monolatria opisywana przez Konecznego, charakteryzująca się występowaniem podwójnej etyki. Jednej dla „swoich” i innej dla „obcych”.

Takimi obcymi nam cywilizacyjnie monolatriami, są po dzień dzisiejszy cywilizacja żydowska oparta na talmudzie, czy muzułmańska, oparta na szariacie. Cywilizacja łacińska zaś, czy szerzej, chrześcijańska, opiera się, jak widzimy, na zasadach uniwersalnych.

Widzimy zatem, że ustępstwa na płaszczyźnie politycznej to rzecz normalna w sytuacji permanentnego konfliktu społecznego. Jednak ustępstwa dotyczące wartości podstawowych – konstytuujących cały system polityczny – to rzecz bardzo poważna, gdyż z nich wynikają nie tylko powierzchowne zmiany polityczne, ale dogłębne, cywilizacyjne.

Goj nigdy nie zasypie podziałów z żydami, a kafir nigdy nie stanie się równym współobywatelem dla wiernego muzułmanina. No chyba że się nawróci, czyli m.in. zmieni swój system wartości.

W naszym konkretnym przypadku zatem, po tej przydługiej, męczącej i niezwykle nudnej analizie, widzimy, że łatwiej byłoby reformować państwo, zaczynając kolejny krok , od zawetowanych dziś przez Prezydenta ustaw, gdyby ich nie zawetował, niż nadal buksować w starym, prawie w ogóle nie zmienionym, z gruntu monolatrycznym prawie.

Wracając zaś do zasypywania podziałów, teoria mówi, że najlepszą praktyką jest uchwalanie prawa opartego na wartościach uniwersalnych, które, jak sama nazwa wskazuje, jest odpowiednie i dla chrześcijan, i dla żydów, i dla muzułmanów, i dla niewierzących, i dla lewaków i dla prawaków: po siódme: nie kradnij!

———————–

Foto

 

Reklama