Reklama

Dalsze losy braci Zbigniewa i Bolesława zostaną opisane razem jako panowanie Bolesława III.


Dalsze losy braci Zbigniewa i Bolesława zostaną opisane razem jako panowanie Bolesława III.

Reklama

BOLESŁAW III pseudo KRZYWOUSTY (że niby niezbyt przystojny. Dostępne ryciny wcale na to nie wskazują. Ot normalny facet. Drugie wyjaśnienie dotyczy tego, że nie można było wierzyć temu co jego usta mówiły – rzecz w polityce codzienna)

Po śmiertelnym zejściu tatusia, synkowie podzielili się tym co do podziału było. Zbigniew wziął Wielkopolskę, Kujawy i Mazowsze. Bolesław: Śląsk i Małopolskę. Warto w tym momencie zerknąć na mapę ale nie jest to konieczne, najwyżej nic się nie zrozumie.

Bracia władali zupełnie samodzielnie każdy na swojej działce. Wiadomo jednak, że świat zawsze jest za mały dla dwóch. Szybko więc zaczęto sobie robić drobne złośliwostki.
Zaczął Bolesław. Wybrał się na Pomorze (1102) sprawdzić czy nie ma tam czegoś co mogłoby się mu przydać. Nie wiadomo czy znalazł coś takiego ale na pewno wnerwił braciszka. Zbigniew bowiem utrzymywał dobre stosunki z Pomorzanami. Po tym wydarzeniu Bolesław postanowił zakrzątnąć się w kwestii małżonki. Zawarł sojusz ze Świętopełkiem II księciem Rusi Kijowskiej. Zdążyliśmy się już przyzwyczaić, że zwyczajowym dodatkiem do takich interesów był ożenek. Bolesław dostał za żonę córkę Świętopełka Zbysławę.

Wkrótce potem Zbigniew postanowił odwdzięczyć się bratu za niedawno doznaną przykrość. Dogadał się z księciem Czech Borzywojem II. Mieli razem napaść na to co posiadał Bolesław. Wróble, czy może jakiś inny donosiciel, wyćwierkały Krzywoustemu o niecnych zamiarach sąsiadów. Szybko zebrał paru chłopa i uprzedził atak Czechów. Czesi szybko stracili zapał do dalszego kontynuowania sporu. W tej sytuacji Zbigniew już się nie wychylał.
W domu Bolesława zapanowało szczęście. Zbysława urodziła syna (1105) Władysław mu dano (na razie Władzio). Pozytywnie nastawiony do całego świata tatuś zawarł sojusz z królem Węgier Kolomanem I.

Pozytywne nastawienie Bolesława do świata szybko jednak minęło. Proza życia, co robić. Trzeba było zająć się braciszkiem Zbigniewem. Wykorzystując zawarte wcześniej sojusze (Ruś, Węgry), Bolesław wybrał się do brata (1106). Wycieczka zakończyła się przekonaniem Zbigniewa, że tyle ziemi mu nie potrzeba. W zupełności wystarczy mu Mazowsze i od tej pory jest niby dalej księciem ale już podległym bratu. Oczywiście Wielkopolskę oraz Kujawy zabrał Bolesław. Trochę na tę sytuację pomstował biskup (ba nawet ARCYbiskup) Marcin. Bolesław wsadził go do ciupy. Nie zrobił mu jednak żadnego „kuku” i wkrótce uwolnił. Pamiętał błędne posunięcie swego stryja. Też Bolesława zresztą. Świadczy to o tym, że do wiedzy historycznej w rodzinach panujących przywiązywano wtedy wagę. Oraz o tym, że taka wiedza jednak do czegoś może się przydać.

Sądząc, że sprawę z bratem ma załatwioną Bolek zwrócił swe miłościwie panujące oblicze w stronę Pomorza. Spodziewał się od brata pewnej liczby zręcznych chłopców chętnych do wzięcia udziału w tej eskapadzie. Wszak tak się z bratem dogadali. Czy też raczej tak bratu kazał. Mniejsza o szczegóły. W każdym razie Zbigniew się nie wywiązał. Bolesław westchnął ciężko i ponownie udał się „porozmawiać” z bratem (1107). Nie sam rzecz jasna. Po tej „rozmowie” Zbigniew jakoś tak szybko musiał wyjechać do Niemiec, a władaniem Mazowszem zajął się brat bardziej „wygadany”. Znaczy Bolesław.

W rok później kłopoty przydarzyły się królowi Węgier Kolomanowi. Cesarz Niemiecki Henryk V miał do niego o coś pretensję i napadł na jego królestwo. Bolesław oczywiście pośpieszył z odsieczą. Napadł na Czechy które popierały Niemców. Po obustronnym tarmoszeniu sprawa ucichła i żadnych zmian w stanie posiadania nie zanotowano. Henryk V zachował jednak uraz do Bolesława. Zaczął się wydzierać na całą Europę, że Bolesław to jest kawał drania bo wygnał swego braciszka z kraju i nawet zabrał mu ziemię nawet. On (Henryk znaczy) nie może pozwolić na takie świństwo i załatwi Zbigniewowi ziemię, księstwo oraz Bolesława też załatwi. Słowa postanowił dotrzymać. Zebrał naprawdę sporą armię i ruszył na Polskę (1109). Bolesław miał kłopot. Sojusznicy okazali się jednak godni zaufania. Przybyli i Rusini i Węgrzy. Udało się Niemców zatrzymać nad Odrą. Szczególnie dobrze spisali się ludzie z miasta Głogowa którzy nie dali się zdobyć. Henryk ruszył więc dalej szukać szczęścia. Zamiast szczęścia znalazł lanie jakie mu sprawiono na Psim Polu. To dzielnica Wrocławia teraz. Henryk wrócił do Niemiec razem z tymi którzy mogli wrócić.

Zachęcony tym powodzeniem Krzywousty wyprawił się do Czech. Znowu sukces. Lanie spuszczone Czechom pod Trutiną długo było przez nich pamiętane. Dziwne w tej sytuacji wydaje się że to świetne zwycięstwo nie zostało wykorzystane. Bolesław zabrał tylko to co jemu i chłopakom udało się unieść lub zawlec i wrócili do kraju. Przecież była szansa na jakieś zdobycze terytorialne. Czyżby w tym wypadku chodziło tylko o „męską przygodę”? Wkrótce (1111) zawarto pokój z Czechami i z Niemcami też. Na mocy tego porozumienia do kraju powrócił też Zbigniew. Trudno mówić o gościnnym przyjęciu przez brata. Zbigniew został bowiem oślepiony (jak pamiętamy ta forma rozrywki naszych władców miała już sporą tradycję, przyjęło się nawet karanie w ten sposób zdrajców) i wsadzony do pudła. Nie na długo. Zmarł wkrótce po tym „gościnnym” przyjęciu.
Książę Polski ciągle jednak chciał Pomorza. Urywał je po kawałku. Okolice Nakła urwał dla siebie w 1113. Zadbał również o to aby nie postrzegano go tylko jako władcę co to tylko by się lał. Lubi również tak zwaną „kulturę” a jakże. W jego to czasach powstała znana (no może nie wszystkim) kronika Galla Anonima. Napisana była po łacinie ale była to pierwsza książka historyczna o naszym kraju. W czasach Bolesława policzono również książki (wtedy mówiono woluminy) w największej bibliotece w Polsce. Przy katedrze na Wawelu (Kraków). Doliczono się 48 takich książek. Ciekawe ile czasu trwało liczenie? Oszałamiająca ta liczba była jednak najzupełniej normalną w owych czasach i nikt się z tego nie śmiał.
Kościelni dostojnicy jakoś nie dostrzegli kulturalnej strony władcy. Przyczepili się o oślepienie brata. Grozili, że nawet go obrzucą klątwą. Obrzucony klątwą miał wtedy przerąbane (jak mawia się teraz). Żaden władca nie chciał z nim gadać ani tym bardziej przyjaźnić. Sytuacja była więc poważna. Bolesław umiał sobie już radzić w życiu chociaż miał dopiero 27 lat. Zrozumiał szybko o co chodzi tzw. dostojnikom. W związku z tym wiedział też jak ich uspokoić. Wybrał się w pokutną pielgrzymkę do Gniezna. To taka wycieczka tylko musi się inaczej nazywać bo biskupi tak lubią. Bolesław nie zapomniał zabrać różnych przedmiotów. Chodzi oczywiście o złoto, drogie kamienie oraz inne rzeczy mało użyteczne ale pierońsko drogie. Nie taszczył ich z powrotem do Krakowa tylko zostawił w Gnieźnie. W katedrze przypadkiem. Tym to sposobem sprawa była załatwiona.

Zakończywszy wszystkie te zabiegi, mógł ponownie zająć się wojaczką. Oczywiście Pomorze. Ostatecznie wschodnie Pomorze (to z Gdańskiem) udało się opanować ale po wielu staraniach (1119). W między czasie Krzywousty ponownie się ożenił. Poprzednia żona Zbysława nie żyła. Władca musi mieć żonę bo ewentualne dzieci które mężczyźnie na tak wysokim stanowisku mogą się przydarzyć, muszą mieć mamusię zwaną przez tatusia żoną. Chodzi tu o sprawy związane ze spadkiem, czyli krajem.

Tradycyjnie zawarto więc sojusz. Z królem Czech Władysławem I. Żona Władysława miała siostrę Salomeę. Władysławowi jedna siostra w zupełności wystarczała. Salomeę wydano zatem za Bolesława. Wydawało się że wszystko idzie w dobrym kierunku, ale życie już szykowało Bolesławowi kolejne zmartwienia. W kraju wybuchł bunt (1118). Najbardziej przykre było to, że przywódcą buntu był Palatyn Skarbimir z rodu Awdańców. Palatyn to wtedy był bardzo ważny urzędnik na dworze księcia, dzisiaj powiedziałoby się asystent lub wiceprezes. Niewiele wiadomo co właściwe buntownicy chcieli osiągnąć. Wiemy natomiast, że władca miał doświadczenie w rozwiązaniach siłowych. Nie inaczej było i w tym przypadku. Bunt został szybko stłumiony, a Skarbimir oślepiony jako zdrajca – to już tradycja. Posadę Awdańca objął Piotr Włostowic. Nie ma tego złego….Włostowic okazał się bowiem bardzo przydatny. Popsuły się stosunki z Rusinami. Luźne ich watahy lubiły wpaść do Polski zabrać sobie to i owo, czyli dobra jakoweś lub zgoła córkę jakiegoś gospodarza. Szczególnie uprzykrzył się książę Przemyski Wołodar. Piotr Włostowic udał, że uciekł od beznadziejnego Bolesława do Wołodara właśnie (1119). Zaprzyjaźnili się. Musiała to być głęboka przyjaźń. Wkrótce bowiem udało się Włostowicowi porwać niedawnego „przyjaciela” z domu i zawieźć go do Krakowa. Komandos po prostu. Na marginesie uwaga: uważajmy na przyjaciół, tylko oni mogą nas skrzywdzić naprawdę. Wołodar musiał przysiąc uroczyście, że skończy ze swoimi rozrywkami tak przykrymi dla żyjącej na pograniczu ludności polskiej. Musiał również zdrowo sypnąć złotem.
Księża również chcieli skorzystać z akcji dzielnego Piotra. Sposób był już sprawdzony. Zaczęli więc opowiadać na kazaniach, że Włostowic to właściwe facet bez klasy. No bo jak to tak. Zaprzyjaźnia się potem porywa. Kłamie i takie tam dyrdymały. Rozwiązanie tego problemu było proste. Piotr część uzyskanej od Wołodara forsy przeznaczył na różne potrzeby kościelne. Treść kazań uległa zmianie, znowu skupiono się na bojaźni bożej oraz miłości bliźniego.
Bolek chyba lubił morze. Po udanym podboju Pomorza wschodniego zajął się zachodnim (tam gdzie Szczecin). W ciągu dwóch lat (1121-1123) również tutaj osiągnął powodzenie. Książę Pomorza Zachodniego Warcisław I został poddanym (lennikiem) Krzywoustego. Musiał co roku płacić pewną sumę pieniędzy (tzw. trybut), pomagać Bolesławowi w razie jakiejś wojny oraz przyjąć chrzest razem z całym krajem. Nie wiadomo czy to ostanie było traktowane jako kara czy nagroda. Prawdopodobnie Bolesławowi chodziło o uprzedzenie nieuniknionych żądań kościoła. Zawsze przecież tak było jak coś udało mu się osiągnąć. Tym sposobem takim żądaniom zapobiegał. Przecież załatwił nowe pole do głoszenia nauk, budowania kościołów i innych zajęć jakie przystoją krzewicielom jedynej prawdziwej wiary. Pomagał zresztą w tym krzewieniu finansowo a nie był to proces łatwy. Pomorzanie przywiązani byli do wiary ojców i ta nowa jakoś im nie pasiła.

Po tych wojennych przygodach czas było zająć się ogniskiem domowym. Najstarszy syn (Władysław) dojrzał do ożenku, czas było skończyć z brykaniem samopas. Ożeniono go z Agnieszką córką margrabiego Austrii (1124).
Po tym szczęsnym wydarzeniu trzeba było wrócić do codziennych kłopotów. Warcisław książę Pomorski jakoś ciągle nie mógł pogodzić się z tym że jest poddanym Bolesława. Znalazł sobie mocnego sojusznika – króla Niemiec Lotara III. Zachęcony tym sojuszem i czując się teraz bezkarny, pogonił krzewicieli nowej wiary. Napadł również na Mazowsze i zdemolował miasto Płock (1129). Wyraźnie nie docenił wprawy Bolesława w rozwiązywaniu takich spraw. Polski władca również szybko zawarł sojusz z władcą Danii Nilsem. Obydwaj panowie mieli wspólne interesy (nie lubili Niemców) i wspólne problemy domowe (dorastającą młodzież). Sprawy domowe załatwiono szybko. Córka Bolesława Ryksa została wydana za syna Nilsa – Magnusa. Wtedy Panowie mogli już zająć się Warcisławem. Wybrali się wspólnie do niego na Pomorze. Warcisław po pewnych oporach dał się jednak przekonać, że sojusz z Niemcami nie jest dla niego dobry. Gdzie mu będzie lepiej niż pod opieką umiłowanego księcia Bolesława?
Oczywiście król Niemiec nie był z tego zadowolony. Bał się zaryzykować bezpośrednią konfrontację. Bolesław miał już wyrobioną markę w Europie, jako facet co przylać potrafi. Znalazł się jednak inny sposób żeby zrobić mu przykrość. Wykorzystując dobre kontakty u papieża Innocentego II, udało się Niemcom mianować biskupa z Magdeburga zwierzchnikiem kościoła poznańskiego i pomorskiego. Niby nic ale prestiż Bolesława trochę ucierpiał. Zwłaszcza że rok później (1132) oberwało mu się bardziej bezpośrednio. Tradycyjnie już chciał mieć wpływ na obsadę tronu na Węgrzech. Popierał syna swego dawnego sojusznika Kolomana. Synek Borys się nazywał. Wyprawa na Węgry skończyła się jednak laniem (nad rzeką Sajo) spuszczonym Polakom przez Węgrów, Czechów oraz Niemców.
Sprawy miały się źle. Czesi zaczęli wpadać na Śląsk (1132-34) i nic nie można było zrobić.
Bolesław zrzekł się ostatecznie swych pretensji do obsady tronu węgierskiego. Zwłaszcza, że wróciły kłopoty z kościołem. Król Niemiec nie próżnował. Biskupowi Magdeburga udało się dostać zwierzchnictwo nad całym Polskim kościołem (1133). Władca Polski tym razem błysnął ale nie żelazem tylko intelektem dla odmiany. Dzięki wielu zabiegom (prośby, sypanie pieniędzmi itp.) udało się przekonać papieża do zmiany decyzji. Dopisało nam też trochę szczęście bo akurat w tym czasie zmarł ten który miał kościołem polskim zawiadywać czyli biskup Magdeburga. Może nie było to tylko szczęście? W każdym razie sprawa upadła, zwierzchnictwo nad polskim kościołem zachował arcybiskup z Gniezna. Pierwszy sukces Bolesława od dłuższego czasu.

Zachęcony tymi politycznymi zabiegami postanowił nie tracić tempa. Było kilka spraw do obgadania z Cesarzem Niemieckim. Panowie udali się na osobiste spotkanie w mieście Merseburg (1135). Szczerze sobie pogadali i okazało się że nie zawsze trzeba od razu się lać aby to i owo wyjaśnić. Bolesław zachował władanie Pomorzem Zachodnim jako lennik (poddany) Cesarza, ale tylko z tych ziem. Wiązało się to z pewnym wydatkiem finansowym. Trudno co zrobić. Wojna i tak wyszłaby drożej.

Zawarto również pokój z Czechami i Węgrami. Generalnie delegacja udana.
Dobre stosunki z kościołem podtrzymywano. Bolesław ufundował klasztor dla benedyktynów (tacy zakonnicy – podobno bardzo lubią pracować) na Łysej Górze (1136). Udało się załatwić dla tego klasztoru kawałki z krzyża Chrystusa, relikwie czyli. Przestano w związku z tym obserwować lubiące latać na miotłach w tej okolicy czarownice. Niedługo potem zmarł Bolesław Krzywousty (1138). Samodzielnie panował przez 31 lat. Panowanie to wypada ocenić jako udane. Niestety zostawił testament. Bóg i żona obdarzyli go licznym potomstwem (czterech synów, później okazało się że piąty w drodze). Władca nasz do końca swych dni był aktywny na każdym polu, również w łóżku. Każdemu wypadało coś dać. Skutki tego dla kraju były długotrwałe i raczej nie dobre. Rozpoczął się bowiem okres zwany rozbiciem dzielnicowym.
Czy Bolesław miał inne wyjście? Owszem mógł wyznaczyć jednego władcę. Niechybnie wywołałoby to wojnę miedzy braćmi. Wykoncypował zatem, że jeden z nich będzie zwierzchnikiem (princepsem) dla pozostałych ale każdy dostanie swoją działkę, łącznie z wdową (Salomeą). Ten pomysł okazał się jeszcze gorszy. Natury ludzkiej nic nie jest w stanie zmienić. Wychodzi na to, że władca powinien mieć jednego syna, no góra dwóch dla bezpieczeństwa.

Reklama

10 KOMENTARZE

  1. Bolesław Krzywousty narobił z
    Bolesław Krzywousty narobił z Niemców kapusty.;)
    Czekam na ciąg dalszy. Bardzo dobrze się czyta, mimo braku akapitów ze względu na podaną w smakowity sposób treść. A może jednak byś z nich korzystał, nie trzeba by było, przerywając na chwilę czytanie, przebiegać wzrokiem połowy tekstu szukając miejsca w którym się skończyło.
    Pozdrawiam:)

  2. Uuu, akapity! Od razu lepiej:)
    A ten “krzywogadający” – taki sprytny, taki cwany, a tak na koniec zepsuł sobie markę, że żal. Nikt nie jest prorokiem we wlasnej rodzinie, a historia ze Zbigniewem odbiła się w końcu czkawką, zemsta zza grobu:) Bolko musiał mieć niezłą obsesję na tym punkcie. A może po prostu nie odszedł w porę na zasłużoną emeryturę i tu z kolei winiłabym niemrawe potomstwo.

    • Muszę ci powiedzieć że tego
      Muszę ci powiedzieć że tego testamentu to też nie rozumiem. Po cholerę to było?
      Z tym że my już wiemy jakie to przyniosło skutki a on nie wiedział.
      Z drugiej strony my proste internauty a on WŁADCA był, to chyba możemy od niego wymagać nieco więcej.
      Było jak było.