Reklama

 „Krążek potrafi lecieć z prędkością ponad 160 km/h. To wolniej niż piłka tenisowa przy serwisie, ale krążek jest odrobinę twardszy.

 „Krążek potrafi lecieć z prędkością ponad 160 km/h. To wolniej niż piłka tenisowa przy serwisie, ale krążek jest odrobinę twardszy. Nie bez powodu w hokeja nie gra się w białych spodenkach i w koszulce polo, lecz w ochraniaczach rąk, nóg i tułowia. Przy dobrym strzale kij dotyka lodu jakieś 30 cm przed krążkiem i wygina się w łuk. Kiedy trafia w krążek, łuk jest zwalniany, co dodaje strzałowi mocy. Krążek potrafi lecieć z prędkością ponad 160 km/h. To wolniej niż piłka tenisowa przy serwisie, ale krążek jest odrobinę twardszy. Siły przechodzące przez kije są ogromne. Chociaż w próbach laboratoryjnych wytrzymują obciążenia 1 tony, to w czasie meczu hokeista jest w stanie złamać nawet kilka sztuk. Czy w takiej sytuacji chciałbyś stanąć na drodze krążka? A bramkarze robią to z własnej woli. To ludzie o niesamowitym refleksie – na reakcję mają mniej niż 0,5 sekundy, jeśli strzał jest z niebieskiej linii. W dodatku muszą bronić, mając na sobie ponad 20-kilogramowy ekwipunek. Ochraniacze na nogach, odbijaczka i łapaczka, szerszy niż u zawodników z pola kij. Tak obciążony musi poruszać się jak kot, zrobić szpagat na lodzie, a potem wstać z tej pozycji bez pomocy rąk. Niektórzy pozycję bramkarza nazywają najbardziej wymagającą posadą na Ziemi. Spróbuj przyjąć na twarz krążek, który mknie z prędkością ponad 100 km/h. Przed takim strzałem nie wolno mu schować głowy. Gdy dostanie w kask, sędzia przerywa grę i sprawdza stan maski”.

To z Wikipedii. Od siebie dodałbym jeszcze wagę 20 dekagramów twardego kauczukowego krążka, zderzenia zawodników pędzących na siebie z prędkością 40 km/h, co sumując się, daje efekt wpadnięcia na drzewo z szybkością 80 km/h, a także walki bokserskie między kogutami. Niedozwolony faul, jak uderzenie kijem w niechronioną część ciała czy atak nim na twarz, wyzwalają w niejednym hokeiście chęć rewanżu. Zrzuca taki rękawice na lód i podjeżdżając do sprawcy, prowokuje go do zrobienia tego samego. Walka na pięści trwa do czasu, gdy któryś z zawodników z pozycji stojącej przejdzie do leżącej. Sędziowie, a jest ich trzech, odgwizdują koniec bójki, nakładają na nich kary meczu i posyłają do szatni, by tam lekarz dał im po tabletce na uspokojenie. Co ciekawe, nie spotkałem się jeszcze nigdy z tym, by wyzywany na pojedynek pięściarski zawodnik pękł i uciekł z pola walki. Gdybym zrobił nabór młodych chłopców do drużyny hokejowej, rzuciłbym im szajbę na środek lodowiska i powiedział – kto go wywalczy i utrzyma przy kiju jak najdłużej, dostanie cukierka. Jak znam życie, utworzyłyby się 3 kręgi. Zewnętrzny, środkowy i ścisły przy samym krążku. Stojącym i przypatrującym się, czyli największej grupie, poradziłbym wracać do mamusi. Mniejszej grupce z kręgu środkowego, jeżdżącej niby za krążkiem ale w rzeczywistości pozorującej walkę z cieniem, nie poświęciłbym zbyt dużo czasu w przyszłości. Rokowałbym nadzieje tylko co do paru z kłębiącego się jądra i autentycznie walczących.

Reklama

Szersza refleksja nasuwa się sama. Grupka chłopców tworząca 3 kręgi jest wypisz wymaluj małym lustereczkiem pokazującym wszystkich bez wyjątku mężczyzn. Tych z Europy, Ameryk, Afryki czy Azji.

Niebawem rozpocznie się nowy cykl ligi amerykańsko-kanadyjskiej. Ostatni gwizdek, by podzielić się moimi wrażeniami z ostatniego sezonu. Puchar Stanley’a, czyli najwyższe trofeum tej najlepszej ligi świata przypadł drużynie Penguins Pittsburg. W finale play off, w których gra się do czterech zwycięstw, Pingwiny pokonały Detroit Red Wings. Wyniki czy statystyki każdy kto chce, może sobie wyguglać. Jak zna angielski, dowie się więcej niż ja wiem. Skoncentruję się zatem na osobistych wrażeniach i refleksjach. A konkretnie na trzech gwiazdach – Sydney’u Crosbym, Ewgeniju Małkinie i Aleksandrze Owieczkinie. Lecz o tym kiedy indziej, bo dla mnie ważniejszy jest jutrzejszy parodniowy wypad do leśniczówki na grzyby niż jakiś hokej, gdzie 10 facetów bije się o głupi krążek warty 1 dolara.

http://www.youtube.com/watch?v=M9oX3ErpoTs

Reklama

12 KOMENTARZE

  1. Co nieco się w tej kwestii (bójki) ostatnio wyjaśniło.
    Przynajmniej w Finlandii.
    Piszesz:
    “Co ciekawe, nie spotkałem się jeszcze nigdy z tym, by wyzywany na pojedynek pięściarski zawodnik pękł i uciekł z pola walki.”

    Nie pękł, bo za to mu płacą. Hokej jest kwestią drugorzędną. Inspirator wie, kogo “zaczepić”, bo jest to “ustawka” uzgodniona przed meczem.

    Ostatnio fiński zwiazek hokejowy , dokonał “przeglądu” składów poszczególnych drużyn i odkrył, że w każdej znajduje się po parę osób “specjalnego” przeznaczenia. Kluby umawiają się na bitki, bo to przyciąga kibiców.
    Wszystko jest zaplanowane jak we wrestlingu (to jest dopiero tandeta).

    • Grałem 8 lat w polskiej ekstraklasie hokejowej.
      Rok w Polonii Bydgoszcz i 7 lat w GKS Tychy. Nie spotkałem się w trakcie swojej sportowej przygody z jakąkolwiek ustawką bójki a brałem udział w niejednej.

      Masz rację z ustawkami ale tylko częściowo. Krzysztof Oliwa był bardziej bokserem niż hokeistą. Większość spięć i starć jest jednak wynikiem złości, emocji, chęci rewanżu niż wkalkulowanego show.

  2. Co nieco się w tej kwestii (bójki) ostatnio wyjaśniło.
    Przynajmniej w Finlandii.
    Piszesz:
    “Co ciekawe, nie spotkałem się jeszcze nigdy z tym, by wyzywany na pojedynek pięściarski zawodnik pękł i uciekł z pola walki.”

    Nie pękł, bo za to mu płacą. Hokej jest kwestią drugorzędną. Inspirator wie, kogo “zaczepić”, bo jest to “ustawka” uzgodniona przed meczem.

    Ostatnio fiński zwiazek hokejowy , dokonał “przeglądu” składów poszczególnych drużyn i odkrył, że w każdej znajduje się po parę osób “specjalnego” przeznaczenia. Kluby umawiają się na bitki, bo to przyciąga kibiców.
    Wszystko jest zaplanowane jak we wrestlingu (to jest dopiero tandeta).

    • Grałem 8 lat w polskiej ekstraklasie hokejowej.
      Rok w Polonii Bydgoszcz i 7 lat w GKS Tychy. Nie spotkałem się w trakcie swojej sportowej przygody z jakąkolwiek ustawką bójki a brałem udział w niejednej.

      Masz rację z ustawkami ale tylko częściowo. Krzysztof Oliwa był bardziej bokserem niż hokeistą. Większość spięć i starć jest jednak wynikiem złości, emocji, chęci rewanżu niż wkalkulowanego show.