Reklama

No dobrze, skoro ma być o finansach nie o Tusku, to niech ma być, ale będzie po mojemu. Istnieją dwa obowiązujące modele wyjaśniania kwestii ekonomicznym, pierwszym jest bełkot: subwencje, acykliczność, fixing, itd., nie przypadkowo wszystko do jednego wora wrzuciłem, chociaż spece zajmują się oddzielaniem bełkotu kapitałowego od gospodarczego. Drugi model traktuje ludzi infantylizacją, chyba jeszcze bardziej nieznośna maniera od bełkotu fachowego. Obojętnie jakiego ma przed sobą słuchacza, medialny profesor czuje się w obowiązku zilustrować deficyt rozkładając na stole jabłuszka. Mój model wyjaśniania sobie samemu i przy okazji zainteresowanym opiera się na zwykłym rachunku, nawet nie ekonomicznym, tylko takim podstawowym rachunku – od rachowania. Absolutnie niczym nie różni się bilans zarobków wydatków i długu państwa od tego, co każdy z nas ma we własnym domu, oczywiście jeśli mamy mówić o rachunku nie o podejściu do finansów. Cały ten sztuczny podział na: dług publiczny, deficyt w sektorze finansów publicznych i deficyt budżetowy, jest tylko i wyłącznie onanizmem pseudonaukowym, któremu oddają się magowie ekonomii. Przepraszam najmocniej kilku ekonomistów, których szanuję, ale bądźmy poważni, ekonomia w żadnym razie nie może być traktowana jako nauka wymierna, to taka sama socjologia, psychologia, czy inne kulturoznawstwo tyle, że podparte numerologią, myloną z matematyką. Usadzenie obok siebie 5 ekonomistów daje średnio 12 opinii na ten sam temat, zapomnijmy zatem, że słowo ekonomisty cokolwiek znaczy, chyba, że mamy do czynienia z analizą tego co było, nie tego co ma rzekomo nastąpić.

Reklama

Deficyty wszelkie w języku przeciętnego człowieka nazywają się długiem, natomiast akcyzy, podatki, dywidendy od zawszy były zapłatą. Ortodoksyjni liberałowie mogą się po takim zdaniu obrazić, przecież wypłata to „uczciwie zarobione pieniądze”, a nie haracz. Naiwne podejście, wypłata to wyplata, dla złodzieja wypłatą jest urobek przy włamaniu, dla doktora łapówka, dla taksówkarza przekręcony licznik, dla państwa orżnięci obywatele. Gdy mamy prosty podział na wypłatę i długi, wystarczy sobie w nieco odwróconej kolejności dodać wydatki. Dług matematycznie da się policzyć jako różnicę między wypłatą i wydatkami. Jeśli wypłata minus wydatki daje wartość ujemną mamy dług, jeśli dodatnią, mamy oszczędność. Tym razem narażam się na złość i zarzut odnoszący się do rozkładania jabłuszek na stole, do prawienia banałów, ale cel mam zupełnie inny. Pokazuję w banalnym rachunku, że piętrowe pieprzenie „ekonomiczne”, co kiedy, ile i jakim wskaźnikiem poprawimy, jest tylko i wyłącznie zasłoną dymną dla rachunku. Skoro wszyscy niby wiedzą, że mówimy o prostej matematyce, to dlaczego ciągle słyszę o żelaznym wilku PKB, tudzież inflacji o pozostałych czarnych ludach ekonomii. Trzy wartości: wypłata, wydatki, dług, no i ewentualnie czwarta wartość w postaci nadwyżki, co się w państwach nie zdarza. Pełna wiedza, która jest potrzebna do zrozumienia… ok. ani słowa o złodziejstwach konkretnego złodzieja, ogólnie napiszę o złodziejstwie, odczytywaniu zagrożeń i nawet przyszłości.

W ostatnich dniach w portfelach złodziei pojawiło się echo, na grabieniu zarobili mniej niż przypuszczali i do tego przejedli pieniądze ze wszystkich kredytów. Taki stan rzeczy w każdym budżecie rodzinnym nazywa się bankructwem i pierwszą konsekwencją rodzinnego bankructwa jest komornik, a jeśli nie ma czego sprzedać, bankruci odsiadują w celi według stawek dziennych wyznaczonych przez sądy. Zbankrutowana rodzina nie ma środków do życia, nie ma możliwości zaciągnięcia kredytu i kończy na najniższych szczeblach struktury społecznej. Zbankrutowane państwo, dzięki ekonomicznym zaklęciom w zasadzie ma wszystko w dupie. Gdy państwo nie ma pieniędzy, bo brakuje wypłaty, po prostu bierze kolejny kredyt, który spłacają klienci przez państwo „obsługiwani”. Państwo jest jedynym bytem, o ile nie rozdrabniać państwa na spółki skarbu państwa i instytucje, bo to dalej jest państwo, które może żyć grubo ponad stan portfela. Mało tego, państwo co roku tak projektuje swoje wydatki, że na starcie i bez żenady ogłasza ile wyda ponad to, co prawdopodobnie zarobi. Do tego szaleństwa dochodzą kredyty brane w różnych miejscach i na różne sposoby, gdyż państwo tylko teoretycznie może stracić zdolność kredytową, w praktyce taki stan nie istnieje. Nawet kompletny bankrut, weźmy pierwszą z brzegu Grecję, dostanie kredyt lub sprzeda weksle, jedynie cena jednego i drugiego pozostaje do uzgodnienia.

Sumując te banały rachunkowe otrzymujemy tragiczną odpowiedź na pytanie: „Co nam grozi po zlikwidowaniu progu”? Dobre pytanie, tak swoją drogą, bo grozi tylko i wyłącznie nam, w dodatku z kilku stron, im nic nie grozi. Państwo postanowiło, że będzie na nas zarabiać dokładając nam długu i aby tak się stało, wystarczy 234 posłów, którzy przegłosują, że od tej chwili państwo nie będzie się ograniczać do 50% wydatków ponad stan, ale weźmie sobie więcej. Po stronie wypłaty w najlepszym razie nic się nie zmienia, chociaż dobrze wiemy, że jak się spłaca wyższe raty za lodówkę, to wypłata musi się kurczyć. Państwo nie ściągnie od obywateli więcej podatków, ponieważ wraz z podniesieniem wydatków musi na szybko zaciągnąć kredyt, który obywatele będą spłacać, zamiast wydawać na VAT, benzynę, wódkę. Przy pedantycznym rozkładaniu tragedii da się doszukać jeszcze kilku dramatów, ale ostatni i najważniejszy dramat paradoksalnie pociesza. Prosta matematyka wskazuje, że przy mniejszej wartości wypłaty i wzroście wydatków generowanych przez nieograniczony dług, wynik musi być taki, że wydatki są potęgowane, a wypłata pierwiastkowana. Słowem? Może nie słowem, ale jednym zdaniem da się to zadanie tekstowe podsumować następująco: „Jeśli wydatki i długi w stosunku rocznym są o 55% większe od wypłaty, to nie ma takiej matematyki, która po kliku latach nie pokazałaby -100%, czyli pełne bankructwo”. Ci złodzieje przestaną okradać, bo po prostu nie będą mieli kogo i z czego i to jest dobra wiadomość. Niestety mniej optymistycznie – nie wiem, czym my do bankructwa złodziei doczekamy, to jest możliwe, ale musimy się wykazać żywotnością żółwia i żołądkiem kozy.

Reklama

10 KOMENTARZE

  1. Wystarczy przyjrzeć się Grecji
    co nas czeka, kiedy nie będzie już chętnych do kredytowania. MFW i Trojka UE nakażą: zwolnić 20% urzędników, nauczycieli, policjantów, strażaków, obciąć emerytury… wtedy pozostaną nam dwa wyjścia, jedno węgiersko-islandzie i drugie grecko-portugalskie. Znając moich Rodaków i ich mułowatość przyjmą to drugie. Pod warunkiem, że zwolnią sąsiada, a emeryturke obetną też sąsiadowi.
    Podejrzewam, że wtedy wysypią się tłumy Sipowiczów i zaczną płakać – my głosowaliśmy na PO, nam nie można obciąć ani zwalniać.

  2. Wystarczy przyjrzeć się Grecji
    co nas czeka, kiedy nie będzie już chętnych do kredytowania. MFW i Trojka UE nakażą: zwolnić 20% urzędników, nauczycieli, policjantów, strażaków, obciąć emerytury… wtedy pozostaną nam dwa wyjścia, jedno węgiersko-islandzie i drugie grecko-portugalskie. Znając moich Rodaków i ich mułowatość przyjmą to drugie. Pod warunkiem, że zwolnią sąsiada, a emeryturke obetną też sąsiadowi.
    Podejrzewam, że wtedy wysypią się tłumy Sipowiczów i zaczną płakać – my głosowaliśmy na PO, nam nie można obciąć ani zwalniać.

  3. organa władzy ocaleją, my nie
    Państwa lubiane lub poważne, mogą zadłużać się bez końca, czyli jeszcze ze sto lat. Taki czas wystarcza, bo nikt tyle nie pożyje, a potem może kometa walnie i będzie spokój.
    Ciekawe, że nikt nawet nie próbuje naciskać powyższe kraje by np obcieły socjal, czy podwyższyły w widowiskowy sposób wiek emerytalny.. Nic takiego się nie dzieje.
    Kraj zbankrutowany, ale trochę poważny i bardzo lubiany, jak Irlandia, którego gospodarka polega zasadniczo na stadach owiec i pędzeniu cuchnącego bimbru z jęczmienia, utrzymuje super wypasioną opiekę nad ludźmi którzy nie mogą lub nie chcą pracować, i żadna Merkel nie marudzi..
    Polski nikt nie lubi, co nie jest wielkim nieszczęściem, ale też nikt nie traktuje jej poważnie, dlatego nadaje ona się na modelowego bankruta jak żaden inny.
    Moim zdaniem dojście do ściany poznamy w ten sposób, że państwo po sprzedaniu wszystkiego czym jeszcze dysponuje,  następnie po likwidacji większości szkól i uczelni, minimalizacji opieki zdrowotnej i po obcięciu emerytur (oprócz tych nienaruszalnych), zabierze się za mienie nieruchome obywateli, i opyli je bankom przy pomocy katastru, lub podobnego podatku o wysokości praktycznie wywłaszczeniowej (rzecz jasna nie obejmie to pałaców klasy panującej), akcji "emerytura za mieszkanie", i tym podobnych koncepcji.
    Bez względu na stadium kryzysu, rdzeń państwa, czyli biurokracja wyższego szczebla i służby będą mieć się doskonale.
    Pańswo nie może zbankrutowac, ale może jeśli zechce doprowadzic swoich obywateli do bankructwa.
    A "nasze"  aż przebiera nogami do realizacji takiego celu.

    • Irlandia to nie jest Irlandia
      Irlandia to nie jest Irlandia, tylko Wielka Brytania z jakimś tam zapisem, że nie jest. Podobnie sprawy się mają z Luksemburgiem, Monaco i Liechtensteinem. To nie są państwa, tylko takie twory, które dostały szyld, żeby ładnie wyglądało tyle, że Irlandia wzięła tę łaskę za fundament narodowości i jako jedna z nielicznych potrafiła się nie tylko naznaczyć, ale odznaczyć. Polska dostaje po dupie, bo tworzy “nienaturalną” przestrzeń między Niemcami i Rosją, czyli między interesami zachodu i wschodu.Dodatkowo Polacy mają “wolność waszą, a dopiero potem naszą”. Irlandczycy to jest o tyle zły przykład, że mówimy o potężnym, chociaż niewielkim narodzie. Wystarczy sięgnąć do historii USA. Mamy trzy główne mafie: włoska, żydowska, irlandzka. Z Grekami jest podobnie, a właściwie Grecy łączą Polaków i Irlandczyków. Grekom próbowała podskoczyć sama Merkel z antypatią prawie całej Europy. I co? I taki wał! Wniosek? Trzeba mordę drzeć co najmniej jak Irlandczycy i Grecy, a najlepiej jak Żydzi, zamiast dupy dawać walcząc o wolność po całym świecie. Natomiast co do USA na przykład to pełna zgoda. Mogą sobie wydrukować pierdyliony długu i nikt… chociaż może nie do końca nikt, bo odrodziły się Chiny.

      • no tak
        Tak to z grubsza wygląda. mamy kraje poważne "same przez się", i kraje poważne powagą bogatych wujów, takie jak Irlandia.
        My już nie mamy bogatego wuja..
        Za Gierka Polska był uważana za kraj poważny (prawie).
        Zachód sądzil, iż pożyczki są mało ryzykowne, bo bogaty wuj, czyli ZSRR prędzej sam zapłaci, niż dopuści do bankructwa Polski i jej ucieczki z systemu radzieckiego.
        Stąd zaniepokojenie Zachodu sierpniem 1980, bo kredytobiorca stracił wschodniego żyranta.

  4. organa władzy ocaleją, my nie
    Państwa lubiane lub poważne, mogą zadłużać się bez końca, czyli jeszcze ze sto lat. Taki czas wystarcza, bo nikt tyle nie pożyje, a potem może kometa walnie i będzie spokój.
    Ciekawe, że nikt nawet nie próbuje naciskać powyższe kraje by np obcieły socjal, czy podwyższyły w widowiskowy sposób wiek emerytalny.. Nic takiego się nie dzieje.
    Kraj zbankrutowany, ale trochę poważny i bardzo lubiany, jak Irlandia, którego gospodarka polega zasadniczo na stadach owiec i pędzeniu cuchnącego bimbru z jęczmienia, utrzymuje super wypasioną opiekę nad ludźmi którzy nie mogą lub nie chcą pracować, i żadna Merkel nie marudzi..
    Polski nikt nie lubi, co nie jest wielkim nieszczęściem, ale też nikt nie traktuje jej poważnie, dlatego nadaje ona się na modelowego bankruta jak żaden inny.
    Moim zdaniem dojście do ściany poznamy w ten sposób, że państwo po sprzedaniu wszystkiego czym jeszcze dysponuje,  następnie po likwidacji większości szkól i uczelni, minimalizacji opieki zdrowotnej i po obcięciu emerytur (oprócz tych nienaruszalnych), zabierze się za mienie nieruchome obywateli, i opyli je bankom przy pomocy katastru, lub podobnego podatku o wysokości praktycznie wywłaszczeniowej (rzecz jasna nie obejmie to pałaców klasy panującej), akcji "emerytura za mieszkanie", i tym podobnych koncepcji.
    Bez względu na stadium kryzysu, rdzeń państwa, czyli biurokracja wyższego szczebla i służby będą mieć się doskonale.
    Pańswo nie może zbankrutowac, ale może jeśli zechce doprowadzic swoich obywateli do bankructwa.
    A "nasze"  aż przebiera nogami do realizacji takiego celu.

    • Irlandia to nie jest Irlandia
      Irlandia to nie jest Irlandia, tylko Wielka Brytania z jakimś tam zapisem, że nie jest. Podobnie sprawy się mają z Luksemburgiem, Monaco i Liechtensteinem. To nie są państwa, tylko takie twory, które dostały szyld, żeby ładnie wyglądało tyle, że Irlandia wzięła tę łaskę za fundament narodowości i jako jedna z nielicznych potrafiła się nie tylko naznaczyć, ale odznaczyć. Polska dostaje po dupie, bo tworzy “nienaturalną” przestrzeń między Niemcami i Rosją, czyli między interesami zachodu i wschodu.Dodatkowo Polacy mają “wolność waszą, a dopiero potem naszą”. Irlandczycy to jest o tyle zły przykład, że mówimy o potężnym, chociaż niewielkim narodzie. Wystarczy sięgnąć do historii USA. Mamy trzy główne mafie: włoska, żydowska, irlandzka. Z Grekami jest podobnie, a właściwie Grecy łączą Polaków i Irlandczyków. Grekom próbowała podskoczyć sama Merkel z antypatią prawie całej Europy. I co? I taki wał! Wniosek? Trzeba mordę drzeć co najmniej jak Irlandczycy i Grecy, a najlepiej jak Żydzi, zamiast dupy dawać walcząc o wolność po całym świecie. Natomiast co do USA na przykład to pełna zgoda. Mogą sobie wydrukować pierdyliony długu i nikt… chociaż może nie do końca nikt, bo odrodziły się Chiny.

      • no tak
        Tak to z grubsza wygląda. mamy kraje poważne "same przez się", i kraje poważne powagą bogatych wujów, takie jak Irlandia.
        My już nie mamy bogatego wuja..
        Za Gierka Polska był uważana za kraj poważny (prawie).
        Zachód sądzil, iż pożyczki są mało ryzykowne, bo bogaty wuj, czyli ZSRR prędzej sam zapłaci, niż dopuści do bankructwa Polski i jej ucieczki z systemu radzieckiego.
        Stąd zaniepokojenie Zachodu sierpniem 1980, bo kredytobiorca stracił wschodniego żyranta.