Reklama

Był taki czas, jakieś 25 lat i 30 kilogramów temu. Chodziłem do LO w małej mieścinie, ale to było bardzo porządne LO słynące z tego, że w całym województwie (ówczesnym), plasowało się na drugim miejscu wśród LO, których uczniowie dostawali się na studia. Mieliśmy kilku bardzo konserwatywnych nauczycieli, a trzeba wiedzieć dzisiejszej młodzieży, że 25 lat temu konserwatyzm nie miał barwy politycznej. Para najbardziej konserwatywnych profesorów mojego LO, to byli żarliwi socjaliści, nie uznający odstępstw w modzie i zachowaniu. Żadnej litości dla „dysleksji”, najmniejszej tolerancji dla lewicowej subkultury, obojętnie czy chodziło o „Punków”, czy miłośników „The Cure”. Schludne ubranie, równy przedziałek, muzyka i literatura z półki lektur. Pilnowali by się żaden nie wychylił i egzekwowali podwójnie wiedzę oraz niewiedzę o ile komuś przyszło do głowy podskoczyć. Miałem to szczęście, że chodziłem do klasy buntowników i dzięki temu było raźniej. Tak gdzieś siedmiu z nas godziło się na specjalną troskę i nie prostowało dredów, ani nie płukało włosów postawionych na cukrze po wakacyjnym festiwalu w Jarocinie. Pod koniec lat osiemdziesiątych kontestowanie nie wiązało się z żadną gratyfikacją, dla takich “gówniarzy”. Dzisiejsza pani Senyszyn, dzisiejszy pana Miller i nawet pan Urban, patrzyli na nas jak na bananową młodzież, zboczeńców, degeneratów i słowem się nikt nie odezwał o związkach partnerskich, chociaż nam do głowy aż takie świństwa nie przychodziły. Pamiętam też inną charakterystyczną rzecz, mianowicie nasz stosunek do gwiazd muzyki, które były po stronie „sprzedali się”.

Nikt mi pewnie nie uwierzy, ale mieliśmy pretensje do takich kapel jak „Tilt”, „Moskwa”, a z zagranicznych „Dead Kennedys”. Z kolei biliśmy głębokie pokłony Lechowi Jarence, który na przełomie lat 80 i 90 nagrał płytę „Ur”, a w niej zaśpiewał sławetne wersy: „Znów chcą tobą rządzić żebyś nie zabłądził. Wszyscy tacy mądrzy tacy pewni swego małego. W kupy się zbierają groźne miny mają. Wiwat mówią siła a tego to nie lubię. Więc zbudź się nim zaczniesz znowu skandować.” Potem Lech Janerka załamał mnie kompletnie i przypomniało mi się młodzieńcze „sprzedali się”, gdy zobaczyłem go w Warszawie na koncercie pierdzieli z okazji prezydencji UE. Trudno i nieważne, wystukałem te parę zadań w zupełnie innym celu niż się może wstępnie kojarzyć. Nie o kombatanctwo chodzi, nie o klasyfikację gustów i intencji muzycznych, chodzi o coś, co po prostu współcześnie zdechło. Gdyby popatrzeć uczciwie i realnie na nieodzowną cechę wieku dojrzewania, na młodzieńczy bunt, to dziś młodzież powinna wpinać sobie w dżinsowe katany logo „Radia Maryja”, powinna krzyczeć „No Future” i dodawać „In Ireland II”, ale tak nie jest. Tych, którzy się sprzedali młodzież wielbi, a takich, którzy sprzedać się nie potrafili młodzież uważa za młotków. Stało się coś niebywałego, rodem z kultowej komedii Barei. Niejaki Oborniak, filmowy pisarz, któremu reżyser poświęcił parę odcinków antycypował. Bareja śmiał się wraz z widzami, gdy Oborniak sprzedawał swoją maksymę: „kłamstwo jest wykładnikiem prawdy”. Dobre, dobre, bo polityczne, ale czy naprawdę takie śmieszne, czy może realnie tragiczne.

Reklama

Parafrazując Oborniaka trzeba powiedzieć, że: „konformizm stał się wykładnikiem buntu”. Ciężko mi się powstrzymać przed sakramentalnym odniesieniem do moich czasów. Tak myślę, że za moich czasów było inaczej, zdecydowanie inaczej i wcale nie lepiej. Było 1000 razy gorzej, w IV klasie LO dostawałem po dupie za dredy postawione na cukier i to nie tylko od lewicowych nauczycieli, ale od całego małomiasteczkowego środowiska. Z Drugiej strony prawdą jest, że gdybym się nie buntował jak cała elita klasy, byłbym zerem. Dziewczyny nie miały tyle odwagi co awangarda zbuntowanych chłopaków, ale poza buntownikami nie kochały się w nikim i nikogo innego nie podziwiały. Nie wiem co się takiego stało, że świat buntu i konformizmu stanął na dupie, ale wydaje mi się, że chodzi o cenę. Nasz bunt odnosił się do ryzyka o najwyższej cenie, zwyczajnie można było wylecieć ze szkoły, a już na pewno nie zdać do następnej klasy i to podniecało. Dzisiaj nie ma żadnej ceny buntu, poza śmiesznością. Zbuntowani nie wylatują ze szkół, ponieważ nikt ze szkoły wylecieć nie może chyba, że błaga o tę łaskę dzień i noc. Konformizm zastąpił bunt, dostajesz w dupę od rówieśników gdy nie jesteś na bieżąco z modą w każdym aspekcie. Modne marki ciuchów i plecaków, modne poglądy, modne dowcipy pod właściwym adresem. Jako domorosły socjolog muszę stwierdzić, że to zupełnie nowe zjawisko. Oczywiście konformiści, karierowicze i inni dyspozycyjni byli zawsze, ale nigdy nie było służalczości opakowanej w bunt. Tanio, najtaniej jak się da, można uzyskać status swojego chłopa, spoko dziewuchy i w ogóle fajnej paczki robiąc tylko i wyłącznie tyle ile powiedzą w telewizji. Czy w tych warunkach bunt jest możliwy? Owszem, ale na poziomie behawioralnym, innymi słowy „zbuntowana” młodzież musi tak dostać w zad, by lekkość egzystencjalna zamieniła się w nieznośny ciężar bytu. Do tego czasu będzie się całe gówno działo – do końca świata i jeden dzień dłużej.

Reklama

18 KOMENTARZE

  1. ukryty bunt
    Niezupełnie tak. Obecnie nie uprawia się obnoszenia z zwnętrznymi zamionami buntu, gdyż dziwaczny wygląd nie niesie ze sbą żadnego ryzyka w szkole, i tym samym nie daje sławy.
    Buntownicy jednak nadal istnieją, ale nie rzucają się w oczy. Uprawiają tak dziwaczne praktyki jak chodzenie w niedziele do kościoła, niepicie wódki, naukę dla samej przyjemności uczenia się.
    Zbuntowanych na różne inne sposoby jest oczywiście niewielu, ale zawsze tak było. W latach 70 Urban opisywał wynik badań aspiracji młodzieży z których wynikało, że w Polsce niema żadnego konfliktu pokoleń. Młodzi chcieli tego samego co starzy: pieniędzy, pracy, i wesołej rodzinki.

  2. ukryty bunt
    Niezupełnie tak. Obecnie nie uprawia się obnoszenia z zwnętrznymi zamionami buntu, gdyż dziwaczny wygląd nie niesie ze sbą żadnego ryzyka w szkole, i tym samym nie daje sławy.
    Buntownicy jednak nadal istnieją, ale nie rzucają się w oczy. Uprawiają tak dziwaczne praktyki jak chodzenie w niedziele do kościoła, niepicie wódki, naukę dla samej przyjemności uczenia się.
    Zbuntowanych na różne inne sposoby jest oczywiście niewielu, ale zawsze tak było. W latach 70 Urban opisywał wynik badań aspiracji młodzieży z których wynikało, że w Polsce niema żadnego konfliktu pokoleń. Młodzi chcieli tego samego co starzy: pieniędzy, pracy, i wesołej rodzinki.

  3. A ja się obawiam syndromu “Ta dzisiejsza młodzież”
    Sokrates narzekał na dzisiejszą młodzież, że jest źle wychowana, nie wstaje, gdy starszy wchodzi do sali…
    Buntowników zawsze było mało, tych zauroczonych ciuchami z Pewexu było więcej. Proporcje się może jeszcze bardziej zmieniły, za sprawą większej kontroli dorosłych. Kiedyś się jechało na kolonie i za dwa dni było wyjście do kiosku, kupujemy kartki i wysyłamy do domu. Rodzice dowiadywali się za tydzień lub więcej, że dziecko dojechało i wszystko jest jak należy. Teraz rodzice na komórkę dzwonią na każdym przystanku autokaru na siku.

    Co do muzyki to pełna zgoda. Kiedyś był rock i pop, teraz jest tylko pop. Chyba, że jestem niedoinformowana, z racji wieku.

    Myślę, że żeby widzieć buntowników, trzeba by chodzić do liceum.

  4. A ja się obawiam syndromu “Ta dzisiejsza młodzież”
    Sokrates narzekał na dzisiejszą młodzież, że jest źle wychowana, nie wstaje, gdy starszy wchodzi do sali…
    Buntowników zawsze było mało, tych zauroczonych ciuchami z Pewexu było więcej. Proporcje się może jeszcze bardziej zmieniły, za sprawą większej kontroli dorosłych. Kiedyś się jechało na kolonie i za dwa dni było wyjście do kiosku, kupujemy kartki i wysyłamy do domu. Rodzice dowiadywali się za tydzień lub więcej, że dziecko dojechało i wszystko jest jak należy. Teraz rodzice na komórkę dzwonią na każdym przystanku autokaru na siku.

    Co do muzyki to pełna zgoda. Kiedyś był rock i pop, teraz jest tylko pop. Chyba, że jestem niedoinformowana, z racji wieku.

    Myślę, że żeby widzieć buntowników, trzeba by chodzić do liceum.